Strzały w Gdańsku. Relacja dziewczyny postrzelonego studenta
Prokurator wojskowy w Gdańsku postrzelił dwóch młodych mężczyzn w nocy z 26 na 27 października. On twierdzi, że bronił siebie, rodziny i dziecka przed włamywaczami. WP dotarła do dziewczyny postrzelonego studenta Politechniki Gdańskiej. Ona mówi, że oskarżenia pod adresem jej chłopaka to oszczerstwa. Opowiada, jak z jej perspektywy wyglądała tamta noc.
01.11.2019 | aktual.: 01.11.2019 11:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sebastian Łupak: Co pamiętasz z tamtej nocy?
Marta: Pamiętam, że Kuba pytał, czyja to krew. Ja mu mówię: Kuba to twoja krew, zostałeś postrzelony…
Nie kojarzył?
Myślę, że był w głębokim szoku. Wciąż słyszał ten huk wystrzałów w uszach… Nie mógł zebrać myśli… Powtarzał: gdzie jest Robert? Idźcie po Roberta… Czuł, że źle się zachował, że go tam zostawił. Ale to jest odruch, że jak do ciebie strzelają, to po prostu w panice uciekasz, chcesz przeżyć…
Robert doczołgał się do was kilka minut później.
Wciągnęła go do mieszkania nasza koleżanka. Ona wracała, bo wyszła wcześniej na całonocny kebab na dworzec we Wrzeszczu. Spotkała Roberta pod klatką, dociągnęła go po schodach do mieszkania. Ja próbowałam opatrzyć Kubę, ale miałam tylko małe plasterki. Zadzwoniłam po 112. Nasz kolega, gdy zobaczył krew, zemdlał. Robert krwawił nie tylko z jamy brzusznej, gdzie dostał postrzał, ale też z głowy. Gdy uciekał, spadł z dachu, potem zawisnął na płocie, spadł na głowę...
Okropny koniec imprezy. To była domówka?
Tak. Witaliśmy kolegę, który wrócił z Norwegii. To jest mieszkanie studenckie. Wynajmują je cztery osoby, w tym mój chłopak. On jest studentem energetyki na Politechnice Gdańskiej. Ja jestem po chemii i zaczęłam kryminalistykę. Myślałam, że chcę pracować kiedyś w laboratorium policyjnym. Ale po tym wszystkim…
Bawiliście się przy alkoholu?
Ja wypiłam może dwie lampki wina, mój chłopak może kilka piw. Inni też. Nikt się nie zataczał, nikt nie bełkotał. Około 2 w nocy położyłam się. Inni też. Tylko Kuba i Robert wyszli zapalić przed dom. Mam nadzieję, że monitoring to pokaże. Wyszli przed dom w bluzach, mieli telefony i papierosy. Nic więcej.
Ale przyszedł im do głowy dziwny pomysł…
Poszli zapalić, może zjeść kebab na dworcu? To nie była pierwsza impreza w tym mieszkaniu, nie pierwszy raz ktoś wychodził i za jakiś czas wracał. Ja poszłam spać, bo byłam o nich spokojna.
Ale tym razem postanowili polatać po dachach.
Robert, kumpel Kuby, lubi wspinać się na płoty, dachy, mury, odwiedzać pustostany. Kuba – mniej. Ale jak się idzie z kolegą, to się próbuje wejść tam, gdzie on.
Znali okolicę?
Mój chłopak wprowadził się do kamienicy przy ul. Lendziona 8 pod koniec września. A Robert był z innej części miasta. Nie wiedzieli, gdzie idą. Tam są jakieś zarośla, krzaki, mury.
Zobaczyli campera, wspięli się na jego dach, a później przeskoczyli z niego na daszek garażu na sąsiedniej posesji…
Byli pewni, że ten dom jest opuszczony. Jak tylko mój chłopak zobaczył, że otwiera się to zakratowane okno, zaczął uciekać, schodzić. Przestraszył się. Ale ten wojskowy zaczął strzelać bez ostrzeżenia. Strzelał i krzyczał: "złodzieje!".
Nie było próby włamania?
Na pewno nie. To są oszczerstwa.
Twój chłopak nie miał nigdy konfliktów z prawem?
To jest zwykły 23-latek. Lubi gry komputerowe, muzykę, grywał na pianinie. To jest spokojny chłopak, ugodowy. Nie chce konfliktów. Mieliśmy plany: może wyjazd na wycieczkę po Azji, może jakiś wspólny staż po jego energetyce i mojej chemii? Teraz boję się, że to zaszkodzi mu na całe życie, że brud zostanie w papierach.
Żona prokuratora wojskowego mówi, że jej mąż strzelał, bo Robert z Kubą chcieli się do niego włamać, że bronił siebie, rodziny i 3-letniego dziecka przed bandytami.
Jak tylko pojawiła się żandarmeria wojskowa, wiedzieliśmy, że będzie nam trudno. To jest prokurator wojskowy, on dobrze wie, jak to rozegrać, co mówić. Od razu poszła w świat wiadomość, że strzelał do włamywaczy. My jesteśmy spóźnieni, tylko odbijamy się od jego słów, ale próbujemy przekonać opinię publiczną, że to nieprawda. Oni w życiu nie zaplanowaliby rabunku!
W jaki stanie jest twój chłopak?
Ma ranę na wylot na lewym przedramieniu. Jest w trakcie rehabilitacji, nie ma czucia w lewej dłoni i ma problem z ruszaniem palcami. Jeśli to nie przyniesie skutku, będzie miał operację przeszczepu nerwu. Teraz, w szpitalu, znów pojawia się strach, wracają koszmary, on to ciągle przeżywa. Ja też. Boję się wracać na Lendziona.
Teraz Kuba żałuje?
Nie szukali kłopotów. Nie pchaliby się do zamieszkanego miejsca. Nie stawialiby swojego życia na szali. To nie są ani złodzieje, ani szaleńcy, nie chcieli nikomu zaszkodzić. Tak naprawdę to mógł być każdy.
Imię Kuby zostało zmienione.