Tragiczna śmierć 14‑latki w Andrychowie. Sekwencja zdarzeń

14-letnia Natalia zasłabła w centrum Andrychowa i przez kilka godzin nikt jej nie pomógł. Dziewczynka w stanie głębokiej hipotermii trafiła do szpitala, gdzie zmarła w środę. Według nieoficjalnych ustaleń sprawę badają policyjni kontrolerzy, którzy sprawdzają, czy działania funkcjonariuszy były prawidłowe.

Mieszkańcy zostawiają znicze oraz zabawki w miejscu, gdzie zasłabła 14-latka
Mieszkańcy zostawiają znicze oraz zabawki w miejscu, gdzie zasłabła 14-latka
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Art Service
Adam Zygiel

We wtorek 14-letnia Natalia przez około 5 godzin siedziała sama w centrum Andrychowa. Wcześniej nastolatka zadzwoniła do swojego ojca, mówiła, że źle się czuje i nie wie gdzie jest. Żaden z przechodniów nie zainteresował się jej stanem i nie udzielił jej pomocy, choć było to przed dużym supermarketem i nieopodal przystanku autobusowego.

Kiedy dziewczynkę odnaleziono, była w stanie głębokiej hipotermii. Najpierw przewieziono ją do szpitala w Wadowicach, a następnie do Krakowa.

- Niestety, dziecko było tak wychłodzone, że nie udało się uratować życia dziewczynki. Przez dobę była utrzymywana pod ECMO, ale w środę o godz. 17 został stwierdzony zgon - powiedziała WP Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzeczniczka szpitala w Krakowie-Prokocimiu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak wyglądała sekwencja zdarzeń?

Sprawa budzi wiele kontrowersji, nie tylko z powodu braku reakcji przechodniów. Chodzi o działania służb. Dziennikarze TVN24 zrekonstruowali, jak mogła wyglądać sekwencja zdarzeń.

We wtorek o godz. 8:17 Natalia zadzwoniła do ojca i powiedziała, że ma "mroczki w oczach" i nie wie gdzie jest. Rodzic zaczął jej szukać najpierw na własną rękę, a o godz. 10:30 sprawa trafiła na policję. Według TVN24 cała procedura trwała 45 minut.

Jak podaje "Super Express", po wyjściu z komisariatu ojciec Natalii wraz ze swoim kolegą, panem Rafałem, udali się do mieszkania, bo tak nakazali im policjanci. Mieli przygotować ubrania zaginionej, a funkcjonariusze obiecali zjawić się z psem tropiącym.

Mężczyźni postanowili poprosili sąsiadkę, by czekała na policjantów, a sami zaczęli przeszukiwać trasę od domu do przystanku autobusowego, skąd Natalia miała jechać do szkoły. W tym czasie policjanci mieli zjawić się w mieszkaniu, bez psa tropiącego i chcieli zobaczyć piwnicę, twierdząc, że może tam schowała się 14-latka.

Dziewczynę odnalazł pan Rafał. - Zobaczyłem reklamę na kółkach przy parkingu. Postanowiłem to sprawdzić i faktycznie dostrzegłem coś czarnego na ziemi. Natalia leżała bez oznak życia, trzymała w ręku telefon, jakby chciała zadzwonić, ekran się świecił. To był straszny widok - mówił w rozmowie z "Super Expressem".

Razem z ojcem zanieśli dziewczynę do supermarketu, rozpoczęto reanimację i zadzwoniono po karetkę.

Sprawę badają kontrolerzy policyjni

Według nieoficjalnych ustaleń TVN24 sprawę badają kontrolerzy policyjni, którzy weryfikują działania funkcjonariuszy od momentu przyjęcia zawiadomienia. Wniosków na razie w tej sprawie jeszcze nie ma.

Sprawą zajmuje się także prokuratura, która między innymi przesłuchuje świadków.

- Mają one na celu wszechstronne wyjaśnienie tej sprawy i ustalenie wszystkich okoliczności tego zdarzenia, ewentualnych osób, które na skutek działania bądź zaniechania mogły przyczynić się do śmierci dziecka - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Kowalski.

W piątek ma zostać przeprowadzona sekcja zwłok 14-latki.

Czytaj więcej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (243)