Totalna zmiana na froncie. To już wojna bezzałogowców
Ukraińcy zaskakują poziomem innowacji w wojnie bezzałogowców. Drukują drony i głowice optoelektroniczne. Czy powoli stają się one kluczowym elementem wojny?
Pojawienie się nad polem walki wojskowych bezzałogowców i komercyjnych dronów znacznie zmieniło sytuację żołnierzy na froncie. Przede wszystkim zwiększyły one świadomość pola walki. Maszyny "wiszące" niemal cały czas nad głowami stanowią niebezpieczną broń, przeciwko której ciężko znaleźć środki zaradcze.
- Drony i bezpilotowe platformy wojskowe pozwalają dosłownie za grosze zwiększać świadomość sytuacyjną i zdolności uderzeniowe pojedynczych żołnierzy na pierwszej linii frontu - zauważa Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
Dotyczy to przede wszystkim ochrony pojedynczego żołnierza i wozów bojowych. Ludzie są całkowicie bezbronni w przypadku ataku niewielkiego bezzałogowca z podwieszonym granatem. Wozy bojowe nie mają odpowiedniej ilości skutecznych środków zagłuszających. Większe zgrupowania są chronione przez kierunkowe emitery i te sprawdzają się bardzo dobrze.
Przechwytywanie niewielkich bezzałogowców po obu stronach frontu, często cywilnych, dzięki nim nie stanowi większego problemu. Odcinają one sygnał operatora i po przechwyceniu mogą być zmuszone do wylądowania i przejęte.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zabójca orków" i polski FlyEye
Tak działa np. litewski EDM4S SkyWiper, zwany przez Ukraińców "zabójcą orków". Ukraińskie Siły Zbrojne posiadają ponad setkę systemów tego typu. Wysyła on impuls elektromagnetyczny, który ma zasięg do 3 do 5 km. Im prostszy system neutralizuje, tym zasięg jest większy. Jednak likwidowanie większych, specjalistycznych statków powietrznych już nie jest tak proste.
Bezpilotowce klasy polskiego FlyEye, czy w mniejszym stopniu rosyjskiego Orłana-10, są praktycznie niezniszczalne przez samobieżne systemy rakietowe średniego zasięgu 9К33 Osa i 2К12 Kub.
Jesienią próba zestrzelenia polskiego FlyEye skończyła się wystrzeleniem czterech pocisków, które nie trafiły w bezzałogowca, a ostatecznie operator naprowadził artylerię, która zniszczyła wyrzutnię. Po prostu systemy naprowadzania pocisków przeciwlotniczych nie wykrywają tak małych celów.
Z kolei mniejsze systemy, jak Pancyr-S1 często rozpoznają statki powietrzne tych rozmiarów jako ptaki i nie atakują w trybie automatycznym i półautomatycznym. Okazuje się, że tego typu bezzałogowce najlepiej zestrzeliwują załogi dział przeciwlotniczych w trybie manualnym, gdzie liczy się dobry wzrok i umiejętności żołnierzy.
- Jednak należy pamiętać, że systemy uzbrojenia wciąż ewoluują. Zakładam, że operowanie cywilnymi dronami z półki będzie coraz trudniejsze. Efektem darwinowskiego procesu ewolucji będą coraz skuteczniejsze przenośne systemy do wykrywania i neutralizacji dronów - wyjaśnia Link-Lenczowski.
Najpierw improwizacja, potem druk 3D
Od początku wojny obie strony używają improwizowanego uzbrojenia. W najcięższym okresie walk obronnych każdy posiadacz drona pomagał armii ukraińskiej prowadzić rozpoznanie i wspomagał artylerzystów. Dzięki cywilnym dronom udało się powstrzymać natarcie pod Browarami. To właśnie przy ich pomocy kierowano ogniem haubic, które rozbiły pancerną kolumnę zmierzającą do Kijowa.
Z biegiem czasu konstrukcje ewoluowały. Zaczęto wyposażać bezzałogowce w wyrzutniki, pod które można było podwieszać granaty ręczne i moździerzowe. Wiele zmienił program "Armia Dronów", dzięki któremu powstało wiele nowych bezzałogowców, a inne zostały dogłębnie zmodernizowane.
Ostatnio Ukraińcy do ataków na rafinerie użyli AQ-400 Scythe, który może przenosić ładunek o masie 42 kg na odległość 700-800 km. Bezzałogowiec jest częściowo drukowany w 3D, a część płatowca jest ze sklejki. Według producentów z kijowskiej Terminal Autonomy, tylko w ich fabryce produkcja może sięgnąć tysiąca sztuk miesięcznie.
Ultralekkie samoloty zamienione w bezzałogowce uderzeniowe
Problemem jest niewielki udźwig takich konstrukcji. Dlatego Ukraińcy przebudowali ultralekkie samoloty Aeroprakt A-22 na bezzałogowce uderzeniowe.
W podobny sposób podczas II wojny światowej Amerykanie w ramach projektu wojsk lądowych Afrodyta i marynarki wojennej Anvil przebudowali bombowce B-17 i B-24, które były używane do niszczenia najbardziej chronionych celów, jak schrony broni odwetowej.
Ukraińcy zamontowali na A-22 system kontroli lotu oparty o GPS i/lub INS. W miejscach, gdzie sygnał satelitarny jest zakłócany, kontrolę może przejąć operator, który może kierować bezzałogowcem zdalnie, przy pomocy kontrolera. Obserwację terenu może prowadzić dzięki wydrukowanej na drukarce 3D głowicy optoelektronicznej, wyposażonej prawdopodobnie w kamerę obserwacji dziennej i dwie do obserwacji w podczerwieni.
Bezzałogowiec może przenosić pod kadłubem bombę OFAB-100-120, która zawiera 42 kg materiału wybuchowego lub ładunki wybuchowe o masie do 100 kg wewnątrz kabiny pilotów. W ten sposób na dużą odległość można przenieść znaczny ładunek, tworząc improwizowany pocisk manewrujący, który może z niewielką prędkością przemknąć pomiędzy systemami przeciwlotniczymi.
Precyzyjniejsze rażenie celów w Rosji
Wyposażenie A-22 w system pozwalający kierować nim zdalnie bez uzależnienia od systemów nawigacji satelitarnej jest też sposobem na ominięcie środków zakłócających. Pozwoli to na precyzyjniejsze rażenie celów w Rosji.
- Najprawdopodobniej będą się rozwijać wojskowe bezzałogowce, które do łączności wykorzystują radiostacje szyfrowane i są odporne na zakłócanie. Najprawdopodobniej tego typu platformy będą się uniezależniać od nawigacji satelitarnej, która jest również podatna na zakłócanie - prognozuje Link-Lenczowski.
Dodaje przy tym, że bezzałogowce są tylko jednym ze środków na polu walki i działają w zintegrowanym systemie.
- Teren nadal jednak zdobywają jednostki zmechanizowane i pancerne wspierane artylerią. Przy czym ta ostatnia znakomicie zwiększyła swoje zdolności dzięki wykorzystaniu platform bezzałogowych - podsumowuje.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski