Potężne uderzenia w systemy Rosjan. "Pękają z hukiem"
Ukraińcy od początku wojny są zmuszeni do niwelowania rosyjskiej przewagi. Uderzają więc tam, gdzie Rosjan boli najmocniej: w kluczowe systemy, których brak poważnie utrudnia prowadzenie działań. Zniszczenie każdego z systemów przeciwlotniczych jest dla Kremla wyjątkowo bolesne.
W ciągu miesiąca Rosjanie stracili sześć systemów przeciwlotniczych 9K37 Buk-M1, który jest odpowiedzialny za obronę przeciwlotniczą na dystansie do 80 km. Mają zestrzeliwać nie tylko samoloty, ale też pociski manewrujące, balistyczne, a nawet przeciwradarowe HARM. Cóż z tego, jeśli wszystkie padły ofiarami bezzałogowców, w tym improwizowanych komercyjnych dronów lub artylerii lufowej.
Od początku roku Rosjanie stracili niemal dwa tuziny różnych elementów samobieżnych systemów przeciwlotniczych - od radarów, przez wyrzutnie, aż po wozy techniczne. Tym samym z hukiem pękają rosyjskie bąble antydostępowe, o których wielu geopolityków mówiło, że są na tyle rozbudowane i nowoczesne, że potencjalny przeciwnik Kremla dwa razy się zastanowi, nim uderzy w rosyjskie wojska.
Bąble antydostępowe pękły w przypadku strategicznych systemów przeciwlotniczych, które nie są w stanie powstrzymać ataków na przemysł naftowo-energetyczny, ale też skutecznie ochronić baz czy portów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zawodzi i sprzęt, i czynnik ludzki
Co więcej, okazało się, że na poziomie taktycznym bąble antydostępowe również pękają. Dla przykładu bezpilotowce klasy polskiego FlyEye są praktycznie niezniszczalne przez samobieżne systemy rakietowe 9К33 Osa i 2К12 Kub. Z kolei mniejsze systemy, jak Pancyr-S1, często rozpoznają statki powietrzne tych rozmiarów jako ptaki i nie atakują w trybie automatycznym i półautomatycznym.
Tego typu bezzałogowce najlepiej zestrzeliwują załogi dział przeciwlotniczych w trybie manualnym, gdzie liczy się dobry wzrok i umiejętności żołnierzy, a z tymi u Rosjan nie jest najlepiej.
Doszło do tego, że Rosjanie próbowali zestrzelić FlyEye nawet przy pomocy systemu 9K37 Buk-M1, który w teorii zupełnie nie jest przystosowany do niszczenia celów tych gabarytów. Próba skończyła się wystrzeleniem czterech pocisków, które nie trafiły, a ostatecznie zniszczeniem wyrzutni, na którą operator bezzałogowca naprowadził artylerię.
Największym rosyjskim problemem jest brak odpowiednich radarów i systemów łączności, które mogą wykrywać cele i przekazywać namiary w czasie rzeczywistym do wyrzutni. W teorii Rosjanie takie systemy mają. W praktyce zawodzi zarówno sprzęt, jak i czynnik ludzki. Systemy są podatne na zakłócenia, co powoduje, że jeszcze przed uderzeniem operatorzy stają się ślepi i głusi.
"Dzikie Łasice"
Choć zdarzają się okoliczności, w których Ukraińcy wolą, kiedy rosyjskie radary działają. Dzięki temu mogą wykryć rosyjskie stanowiska i zniszczyć je przy pomocy amerykańskich rakiet przeciwradarowych HARM. Ukraina jest pierwszym państwem byłego bloku wschodniego, który właśnie stworzył własne jednostki "Dzikich Łasic" - łowców radarów.
Naprowadzanie HARM-ów odbywa się na kilka sposobów i działa nawet po wyłączeniu stacji radarowej, gdyż pocisk "zapamiętuje" ostatnie położenie sygnału. Pocisk może sam naprowadzać się na cel, pobierać informacje z pokładowej stacji ostrzegania o opromieniowaniu, samolotu, z którego został wystrzelony, a także atakować wcześniej rozpoznane cele niezależnie od aktywności radaru. Ponadto, duża czułość czujników umieszczonych w głowicy umożliwia atakowanie celów również z tyłu i z boku, nie tylko od przedniej części radaru emitującej największe promieniowanie. Jest to o tyle istotne, że "Dzikie Łasice" nie zawsze mogą uderzać z najdogodniejszej pozycji.
Pocisk jako wykrywacz
Ukraińcy na razie nie posiadają w swoich MiG-ach odpowiedniego wyposażenia, pozwalającego samolotowi wykryć radar przeciwnika. Ukraińscy i zachodni inżynierowie zintegrowali z MiG-ami-29MU2, montując w kokpicie dodatkowy panel, na którym można ustalać koordynaty do uderzenia, co umożliwiło pociskom namierzanie celów w trybie automatycznym.
Korzystają więc z samego pocisku, jako wykrywacza. Głowica WGU-2 może samodzielnie wykryć pracujący radar i automatycznie skierować się w jego stronę. Nawet gdy radar zostanie wyłączony, to pocisk zapamiętuje jego pozycję i tam uderza. Prędkość HARM-a, ponad 2500 km/h, gwarantuje, że załoga stacji nie zdąży zmienić stanowiska przed uderzeniem.
Dzięki temu Ukraińcy mogą nie tylko stworzyć wyrwę, przez którą przelecą pociski manewrujące, ale także ponownie wysłać lotnictwo do wsparcia sił lądowych, które potrzebują go teraz bardzo mocno.
Dzięki wyeliminowaniu kolejnych stacji radarowych nad frontem ponownie pojawiły się ukraińskie samoloty szturmowe, które paraliżują rosyjską komunikację na bezpośrednim zapleczu frontu. W dodatku Rosjanom pozostało niewiele zestawów krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu, które bezpośrednio chronią najważniejsze obiekty, stąd pojawienie się w pobliżu frontu systemów Buk. Te jednak powoli się wykruszają. Straty poniesione w ostatnim miesiącu dwukrotnie przewyższają produkcję.
Ukraińcy kolejny raz, mimo znacznych ograniczeń, pokazali Rosjanom, jak prowadzić wojnę w powietrzu.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski