"To policzek dla Polaków!" - ostro pod adresem Tuska
Zdaniem socjologa prof. Zdzisława Krasnodębskiego, z którym rozmawiała Wirtualna Polska raport komisji Jerzego Millera, choć bardzo powściągliwy, pokazuje wiele zaniedbań po polskiej stronie i zwraca uwagę na wielką odpowiedzialność strony rosyjskiej. Ekspert stwierdza, że z raportu wyłania się obraz wielkiego bałaganu i fatalnego stanu RP. - Przyzwoitość nakazuje, by minister Bogdan Klich podał się do dymisji. Fakt, że do tej pory nie doszło do rekonstrukcji rządu, to policzek dla Polaków - mówi.
Przeczytaj też: To wstrząśnie polską sceną polityczną?
Jak mówi rozmówca Wirtualnej Polski obraz, jaki wyłania się z raportu jest przygnębiający. Dokument pokazuje, jak niesprawnie działają instytucje państwa. - Od początku zapewniano nas, że państwo zdało egzamin. Teraz już nikt nie może mieć wątpliwości, że była to część neogierkowskiej propagandy, uprawianej przez obóz rządzący - mówi prof. Krasnodębski. - Nie wiem, jak teraz wybrną z tego rządowi PR-owcy - dodaje.
Ekspert stwierdza, że jako Polak i obywatel był wstrząśnięty tragedią w Smoleńsku, bo tego rodzaju katastrofy nie zdarzają się w cywilizowanych państwach. - Raport obala natomiast szerzoną przez stronę rosyjską i niektóre polskie media, polskich polityków i tzw. autorytety tezę o nacisku na załogę i lądowaniu za wszelką cenę - zauważa.
Socjolog spodziewa się dymisji ministra Klicha, którego raport komisji Millera "całkowicie pogrąża". Jak jednak stwierdza, minister powinien zostać zawieszony w swoich obowiązkach już w pierwszych chwilach po katastrofie. Polityczną odpowiedzialność, zdaniem prof. Krasnodębskiego, powinien także ponieść premier Donalda Tusk oraz minister Tomasz Arabski, choć raport bagatelizuję kwestię organizacji wizyty i nie zajmował się politycznym kontekstem przygotowań wizyty prezydenta Kaczyńskiego. Wybiela też polegający ministrowi Millerowi BOR.
Niezrozumiała jest dla prof. Krasnodębskiego tak duża zwłoka z publikacją raportu. Socjolog nie wyklucza, że jego treść podlegała politycznej "redakcji". - Nie chciałbym formułować daleko idących podejrzeń, ale myślę, że premierowi ten miesiąc służył do tego, by dokładnie się zastanowić, jakie aspekty wyjaśnienia przyczyn katastrofy wydobyć, a jakie pominąć - mówi.
Zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg - to przyczyny katastrofy smoleńskiej według raportu komisji Millera.
Według ustaleń komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej załoga Tu-154 M nie chciała lądować, a jedynie wykonywała próbne podejście do lądowania. Eksperci podkreślili jednak, że "w tej konfiguracji" piloci nie mieli szans na odejście na autopilocie.
Komisja ustaliła również, że m.in. system świetlny na lotnisku Smoleńsk był niesprawny i niekompletny a kierownik strefy lądowania podawał błędne komendy załodze samolotu.
Raport polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej został upubliczniony podczas specjalnej konferencji prasowej. Dokument został także opublikowany w internecie. Wcześniej prof. Marek Żylicz, członek komisji Jerzego Millera ujawnił na antenie radia TOK FM, że komisja pracowała w warunkach niesłychanej presji ze strony polityków. - Gdyby miała jeszcze pół roku, rok, wyniki byłyby znacznie bogatsze - stwierdził ekspert prawa lotniczego.
Dokument liczy 300 stron, a jego forma jest podobna do raportu rosyjskiej komisji MAK. W raporcie nie ma żadnych nazwisk osób, które miałyby być odpowiedzialne za katastrofę. Jak wyjaśnił Miller, rolą komisji nie było rozpatrywanie czyjejkolwiek winy, a "analiza faktów". Raport zawiera więc m.in. rozdział dotyczący zaleceń na przyszłość, które mają zapobiegać podobnym tragediom.
Prace komisji zakończyły się 29 czerwca, wtedy dokument przekazany został premierowi Donaldowi Tuskowi i do przetłumaczenie na języki: angielski i rosyjski. W ubiegłym tygodniu szef rządu powiedział, że uznaje, iż 29 lipca (piątek) będzie ostateczną datą prezentacji raportu, nawet jeśli tłumaczenie nie będzie kompletne.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska