To on w imieniu Antoniego Macierewicza broni Bartłomieja Misiewicza. Aleksander Ścios to prawdziwy rzecznik szefa MON

W całej aferze z Misiewiczem nie chodzi tylko o niegrzeszącego pokorą działacza, ale o walkę o prymat w obozie PiS. Otwarcie pisze o tym bloger Aleksander Ścios. To nie jego prawdziwe personalia, ale pseudonim, pod którym wg reporterów śledczych kryje się Mariusz Marasek, bliski współpracownik Antoniego Macierewicza.

To on w imieniu Antoniego Macierewicza broni Bartłomieja Misiewicza. Aleksander Ścios to prawdziwy rzecznik szefa MON
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Kamil Sikora

13.04.2017 13:40

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Ośrodki propagandy zdobyły kolejne potwierdzenie - wystarczy poszczekać i wymyślić kilka bredni, by zmusić J.Kaczyńskiego do reakcji", "J.Kaczyński i jego partyjne pismaki wiedzą - nie ma żadnej "sprawy Misiewicza". Jest "esbecki gambit" i łajdacka gra na dymisję Antoniego Macierewicza". To nie wpisy z konta działacza PO czy sympatyka KOD. Takie treści od chwili ogłoszenia decyzji prezesa PiS pojawiają się na Twitterze Aleksandra Ściosa, który jako zdjęcie profilowe ma ustawioną fotografię Lecha Kaczyńskiego.

Tożsamość blogera

Ścios to popularny bloger, publikujący w przeszłości na Salon24 i w "Gazecie Polskiej", dzisiaj prowadzi blog "Bez Dekretu" i popularne konto na Twitterze. Ale tak naprawdę "Aleksander Ścios" nie istnieje, to tylko pseudonim. Ma się za nim kryć Mariusz Marasek. Tożsamość "Ściosa" odkryło środwisko blogerów Salon24 jeszcze w 2014. Na początku 2016 roku ich ustalenia przypomniał tygodnik "NIE".

Dlaczego? Bo Marasek został szefem Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. Tak, tego samego, do którego pod osłoną nocy wchodzili Bartłomiej Misiewicz i Maciej Lew-Mirski (o nim piszemy tutaj). Początkowo szefem miał być Misiewicz (jego słynne "nowym pełnomocnikiem ministra zostałem mianowany ja"), ale nie miał uprawnień. Stąd nominacja Maraska.

Poseł Ścios

To wieloletni współpracownik Macierewicza. W latach 90. był posłem, działał m.in. w komisji obrony. Pracował nad lustracją i dekomunizacją, a radykalizmem przewyższał Macierewicza. Po klęsce prawicy zajął się budową prywatnej uczelni wyższej w Skierniewicach, do ogólnopolskiej polityki wrócił wraz z pierwszymi rządami PiS. Został członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI. Później znowu 8 lat na bocznym torze i powrót, wraz z Antonim Macierewiczem.

Obraz
© PAP | Andrzej Rybczyński

Po tym, jak Marasek zaczął kierować Centrum Kontrwywiadu, które Polska tworzy wspólnie ze Słowacją, zainteresował się nim dziennikarz śledczy z tego kraju Tomas Forro. W kwietniu zdemaskował Ściosa jako Maraska: podał się za ultraprawicowego publicystę ze Słowacji i umówił na spotkanie z Maraskiem. Forro relacjonuje, że nie pytał Maraska, czy jest "Ściosem", ale rozmawiał z nim tak, jakby było to oczywiste. Chwalił przemyślenia Ściosa, a Marasek rósł z dumy. Czasami tłumaczył, co miał na myśli pisząc dany tekst.

"Głos Macierewicza"

Tropem jego publikacji podążył Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej". Ani rzecznik koordynatora służb specjalnych, ani rzecznik MON nie chcieli potwierdzić informacji o blogerskiej aktywności Maraska. Bardziej rozmowny był jeden z posłów PiS. - Ścios reprezentuje poglądy najbardziej radykalnego skrzydła PiS, jeżeli coś pisze, to znaczy, że tak właśnie myśli Macierewicz i jego środowisko. To po prostu głos Macierewicza. Wszyscy wiemy, kim jest Ścios, czasem są tylko spory, czy te teksty pisze jedna osoba, czy też kilka z tego kręgu - mówił "Gazecie Wyborczej".

Jesienią 2016 roku Ścios zaostrzył język, krytykując PiS i Jarosława Kaczyńskiego za zbyt małe zdecydowanie w niszczeniu III RP. Wkrótce Marasek przestał być szefem Centrum Kontrwywiadu, jak nieoficjalnie mówiono właśnie za zbyt ostrą krytykę prezesa i partii. Po decyzji o zawieszeniu Misiewicza i powołaniu komisji, Ścios wręcz zalał Twittera swoimi wpisami.

Przypomniał też swój wpis blogowy z lutego, w którym przekonuje, że kolejne odsłony krytyki Bartłomieja Misiewicza to "esbecki gambit". Wszystko opisuje tak sugestywnym wojennym językiem, że czytając jego tekst zastanawiam się, kiedy po drugiej stronie ulicy spadnie bomba. Wkrótce bomby rzeczywiście mogą spadać, te polityczne. Bo wygląda na to, że Antoni Macierewicz i jego otoczenie nie zamierzają ustąpić bez walki. I zrobią wszystko, by ta walka była dla Jarosława Kaczyńskiego bardzo kosztowna.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (31)