To już nie walka o niepodległość a dżihad
Czeczeńscy bojownicy porzucili idee niepodległościowe, a ich walka nabrała charakteru religijnego. Dobitnie pokazały to ostatnie zamachy w Moskwie przeprowadzone przez dwie kobiety, prawdopodobnie szkolone w Ogrodach Sprawiedliwych - oddziałach zamachowców-samobójców. Taka sytuacja jest na rękę Rosjanom, bo pozwala legitymizować ich brutalne działania na Kaukazie.
21.04.2010 | aktual.: 05.09.2011 17:25
Dla zagranicznych obserwatorów wzrost aktywności islamskich radykałów w Czeczenii, Inguszetii czy Dagestanie w ciągu minionych kilkunastu miesięcy nie jest żadnym zaskoczeniem. Jednak dla przeciętnego Rosjanina fakt ten stanowi spory szok. Wszak nie minął nawet rok, od kiedy prezydent Dmitrij Miedwiediew oficjalnie i z wielką pompą ogłosił zakończenie tzw. "operacji antyterrorystycznych" na Kaukazie, a czeczeński namiestnik Moskwy, Ramzan Kadyrow, przechwalał się, że niepodległościowe podziemie w Czeczenii zostały raz na zawsze zmiażdżone.
Przez kolejne miesiące oficjalna propaganda kremlowska i będące jej tubą rosyjskie media powtarzały jak mantrę, że sytuacja na Kaukazie "stabilizuje się", a niedobitki rebeliantów są sukcesywnie niszczone. Tymczasem prawda - o której nikt Rosjanom oficjalnie nie mówił - wyglądała zupełnie inaczej.
Wbrew pewności siebie rosyjskich decydentów i generałów, struktury islamistów rozwijały się na Kaukazie z niewiarygodną szybkością, a poziom bezpieczeństwa w regionie systematycznie się pogarszał. Obecnie nie ma już na rosyjskim Kaukazie dnia bez potyczek, starć lub zamachów.
Jeszcze w kwietniu ubiegłego roku - ewidentnie dla popsucia dobrego nastroju na Kremlu - Doku Umarow, lider kaukaskich islamistów i przywódca powołanego w 2007 roku islamskiego Emiratu Kaukaskiego, reaktywował specjalną jednostkę szkolącą zamachowców-samobójców ("męczenników”). Oddział ten, znany jako brygada Rijad-as-Salih’in (Ogrody Sprawiedliwych), ponosi odpowiedzialność za zdecydowaną większość zamachów samobójczych przeprowadzonych w Rosji w ostatnim roku. Jest niemal pewne, że dwie szahidki, które wysadziły się w moskiewskim metrze 29 marca, były przeszkolone i przygotowane właśnie przez tę grupę.
Rozkwit radykalnego islamu na Kaukazie jest wypadkową oddziaływania wielu czynników, z których tylko kilka ma swe korzenie w działaniach i polityce Rosji wobec tego regionu. Niewątpliwie, brutalność rosyjskich sił interwencyjnych podczas dwukrotnej pacyfikacji Czeczenii zrodziła w miejscowej ludności głębokie pokłady nienawiści i chęci zemsty na Rosjanach. W efekcie popchnęło to wielu Czeczenów (i przedstawicieli innych ciemiężonych przez Moskwę ludów kaukaskich) w stronę radykalnego islamu.
Nie wpłynęłoby to tak istotnie na sytuację na Kaukazie, gdyby nie fakt, że od kilkunastu lat ma miejsce w świecie muzułmańskim żywiołowy rozwój radykalnych ruchów religijnych. Wyrosłe na nich islamskie struktury ekstremistyczne i terrorystyczne jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku zaczęły aktywnie angażować się wszędzie tam, gdzie muzułmanie walczyli z "niewiernymi".
Jednym z takich punktów - oprócz Bośni czy Kosowa - stał się właśnie rosyjski Kaukaz, a konkretnie walcząca o niezależność od Moskwy Czeczenia. To właśnie wtedy czeczeński zryw niepodległościowy, pierwotnie o typowo narodowo-wyzwoleńczym obliczu, zaczął stopniowo przybierać charakter religijny w treści i terrorystyczny w formie.
Wzrost popularności idei radykalnego islamu w świecie muzułmańskim oraz pojawienie się Al-Kaidy i sieci współpracujących z nią ugrupowań terrorystycznych zapewniały czeczeńskim islamistom nieustanny napływ funduszy i ochotników. W drugiej połowie lat 90. przed Czeczenami pojawiła się także możliwość zdobywania terrorystycznego know-how w elitarnych obozach treningowych Al-Kaidy w Afganistanie i Pakistanie. Według dostępnych danych, szkolenie takie przeszło kilkuset czeczeńskich islamistów, w tym pierwsza ikona radykalnego islamu Czeczenii - Szamil Basajew. Miał on zresztą później założyć dla Al-Kaidy podobne obozy w górach Dagestanu.
W rezultacie dziś, niemal 20 lat po ogłoszeniu niepodległości przez Czeczenię, nie ma już "kwestii czeczeńskiej". Zamiast dążeń niepodległościowych jednej z części składowych Federacji Rosyjskiej mamy obecnie rozwój radykalnego islamu w całym regionie.
Doku Umarow, co charakterystyczne, uważa się za lidera wszystkich rosyjskich muzułmanów. Ani słowem nie wspomina on już o "wolnej Czeczenii", które to hasło było politycznym credo dla bojowników pokroju Basajewa. Dla należących do pierwszej generacji kaukaskich islamistów idee ogólnoświatowego dżihadu były zupełnie abstrakcyjne.
W tym kontekście nie bez znaczenia jest fakt, że proces islamizacji Kaukazu wpisuje się w aktywizację islamistów w wielu innych rejonach świata, od Maghrebu i Europy Zachodniej, przez Bliski Wschód aż po Indie, Indonezję czy Filipiny. Wszędzie tam obserwować można podobny schemat: lokalne ugrupowania islamskich ekstremistów, głównie dzięki inspiracji ze strony Al-Kaidy, podejmują aktywność terrorystyczną wykraczającą daleko poza ich dotychczasowy geograficzny zasięg działania, wkraczając tym samym na arenę "globalnego dżihadu".
Należy podkreślić, że taka metamorfoza kaukaskich separatystów jest ze strategicznego punktu widzenia korzystna dla Rosji. Choć niesie ze sobą większe zagrożenie i wyzwania dla bezpieczeństwa wewnętrznego kraju, to jednocześnie doskonale legitymizuje brutalne działania Rosjan na Kaukazie. Pozwala także uzyskać międzynarodowe przyzwolenie świata walczącego z islamskim terroryzmem.
Autor jest analitykiem w zakresie stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej RP. Tomasz Otłowski współpracuje z Fundacją Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae. Jest ekspertem Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, publicysta. W latach 1997-2006 pracował jako analityk i szef Zespołu Analiz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie RP.