Jechała radiowozem. Nastolatka przerywa milczenie

- Chciałabym jak najszybciej wyjechać stąd i odpocząć, bo czuję się wykończona psychicznie. Mimo że nie udzielałam się w mediach, to, czego się nasłuchałam i naczytałam w komentarzach, było nieludzkie - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" 17-latka, która została poważnie poszkodowana w wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych koło Warszawy.

"To była męka". Nastolatka chce ukarania policjantów
"To była męka". Nastolatka chce ukarania policjantów
Źródło zdjęć: © Agencja Wyborcza.pl | Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
Radosław Opas

17-latka na początku ubiegłego tygodnia przeszła operację nosa. Teraz, po spędzeniu ośmiu dni w szpitalu, dziewczyna została wypisana do domu i postanowiła zabrać głos. Jak przekazała, czuje się już dużo lepiej.

- Słabo zniosłam narkozę i rekonwalescencję. To była męka. Przez tych kilka dni okropnie się męczyłam. Wciąż odczuwam skutki wypadku, w rozmowie gubię wątek, nie potrafię się skupić i trudno mi się rozmawia. Bolą mnie nos i głowa, ale jest lepiej niż było - powiedziała "Gazecie Wyborczej".

Dodała jednak, że jest pod opieką psychiatry, ponieważ wciąż ma traumę po wydarzeniach z 2 stycznia. Nastolatka została już przesłuchana. - To najprawdopodobniej moje jedyne przesłuchanie. Mój stan psychiczny nie pozwala raczej na więcej takich spotkań. (…) Wcześniej policjanci chcieli mnie przesłuchiwać, ale nie byłam w stanie rozmawiać podczas mojego pobytu w szpitalu. Próbowali się do mnie dobijać, co było wręcz bezczelne - oceniła.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Przez nich mam koszmary senne, ataki paniki"

Nastolatka pochwaliła też decyzję, zgodnie z którą sprawa wypadku radiowozu została przeniesiona z prokuratury w Pruszkowie do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

- Miałam mieszane odczucia co do tego, jak zajmowała się sprawą prokuratura pruszkowska. Gdyby sprawa tam została, miałabym poczucie, że wszystko toczy się przeciwko mnie, a przecież to ja jestem pokrzywdzona - wskazała 17-latka.

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" poinformowała także, że w środę wraca do Holandii. - Chciałabym jak najszybciej wyjechać stąd i odpocząć, bo czuję się wykończona psychicznie. Mimo że nie udzielałam się w mediach, to, czego się nasłuchałam i naczytałam w komentarzach, było nieludzkie - podkreśliła.

- Chcę, żeby policjanci zostali ukarani. Nie mogą wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic czy po prostu przejść na emeryturę. Na tym mi teraz najbardziej zależy. Cały czas czuję skutki psychiczne tego wypadku, to efekt tego, co zrobili. (…) Przez nich mam koszmary senne, ataki paniki - ujawniła nastlatka.

Skandaliczne zachowanie policjantów

Do wypadku policyjnego radiowozu doszło 2 stycznia. Auto uderzyło w drzewo w miejscowości Dawidy Bankowe pod Warszawą. W samochodzie oprócz funkcjonariuszy były dwie nastolatki. Kilka chwil wcześniej dziewczyny wraz z grupą znajomych zauważyły pożar traw. Na miejsce przyjechała straż pożarna, która ugasiła płomienie.

Niedługo później pojawił się radiowóz z pruszkowskimi policjantami. Funkcjonariusze po spisaniu wyjaśnień świadków zdarzenia kazali wsiąść dwóm dziewczynom do auta, włączyli sygnały, po czym ruszyli w nieznanym kierunku. Po dwóch kilometrach radiowóz nie wyrobił się na zakręcie i uderzył w drzewo. Zdaniem znajomych dziewczyn jeden z policjantów sprawdził, czy dziewczynom nic się nie stało, natomiast drugi kazał im "spier…".

Nastolatkom udało się zadzwonić do znajomych, którzy przewieźli je do OSP w Raszynie. Tam dopiero przyjechało pogotowie ratunkowe. Okazało się, że jedna z dziewczyn ma złamaną kość nosowo-czaszkową z przemieszczeniem, a także stłuczenie barku i szczęki. W sprawie wszczęto policyjne postępowanie dyscyplinarne, a także śledztwo warszawskiej prokuraturze. Funkcjonariusze przebywają na zwolnieniu lekarskim.

Czytaj też:

Źródło: "Gazeta Wyborcza"/WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (822)