"Wydzwaniają". Matka 17-latki ujawnia nowe szczegóły po skandalu

- Chciałabym, żeby ci policjanci przyjechali do szpitala i zobaczyli, jak teraz cierpi moja córka - mówi pani Sylwia, mama 17-latki rannej w wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych pod Warszawą. Nastolatka w poniedziałek przeszła operację - dowiedziała się Wirtualna Polska.

Wypadek pod Dawidami Bankowymi
02.01.2023 / 03.01.2022  Dawidy Bankowe pod Warszawa . Wypadek radiowozu , w ktorym znajdowaly sie nastolatki  . 
Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
wypadek, /FR/, policja, radiowoz, nastolatkiWypadek pod Dawidami Bankowymi
Źródło zdjęć: © Agencja Wyborcza | Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
Mateusz Dolak

- Nie mówi mi się o tym łatwo. Córka cały dzień czekała na operację. Bez jedzenia, bez picia. Była przerażona, bała się. Nigdy nie widziałam jeszcze takich oczu u swojego dziecka... Takich, jakie miała, gdy wiozłyśmy ją na salę operacyjną - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską mama 17-latki. Jak dodaje, operacja na szczęście się udała.

Dziewczyna miała nastawianą kość nosową, która złamała się z przesunięciem w wyniku wypadku. - Pani doktor powiedziała, że musi ją naprostować, żeby córka mogła normalnie oddychać. Nie oszukiwała, że kolejne dni będą bardzo nieprzyjemne i bolesne. Oczywiście lekarze będą stosować leki, ale dla rodzica, który to wszystko widzi, to jest straszne - dodaje pani Sylwia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Koszmarny wypadek na pasach. 17-latek był bez szans

"Policja wydzwania do szpitala, a prokuratura do córki"

Kobieta uważa, że "policjanci powinni przyjechać i zobaczyć przerażone oczy jej córki". Chciałaby, "żeby zobaczyli, jaką traumę i ból zadali jej dziecku". - Jedyny kontakt ze strony policji jest wtedy, gdy potrzebują przesłuchania. Nikt nie zapytał, czy potrzebujemy pomocy, jak się czujemy. Policja wydzwania do szpitala, a prokuratura - do córki - żali się.

Sprawa wypadku nadal nie jest wyjaśniona. Zdarzenie miało miejsce 2 stycznia w miejscowości Dawidy Bankowe. W radiowozie, który rozbił się na drzewie, były dwie nastolatki. Nie wiadomo, dlaczego znajdowały się w środku. Według medialnych doniesień, to funkcjonariusze bez powodu mieli kazać wsiąść jednej z nich do samochodu.

Niejasne okoliczności

Policjanci zabrali dziewczyny z miejsca, w którym doszło do pożaru trawy. Z relacji, do której dotarł Onet, wynika, że one i pięcioro innych znajomych przyjechali samochodami, by posiedzieć w dość popularnej okolicy. Gdy zobaczyli płomienie, postanowili wyjąć z bagażników gaśnice i zaczęli gasić pożar. Na miejscu pojawili się strażacy i dwóch funkcjonariuszy policji.

17-latka jeszcze przed operacją przyznała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że policjanci czekali, aż straż odjedzie, a następnie w dwuznaczny sposób zwracali się do niej i jej koleżanki. Jeden z policjantów miał rzucić: "Nie takiego koguta możemy włączyć". Z relacji, które pojawiły się w mediach, wynika, że policjanci byli w bardzo dobrym nastroju.

Jako pierwsza do policyjnego auta wsiadła 19-letnia dziewczyna. - Ona bała się wejść sama do radiowozu, więc wzięła mnie ze sobą. Usiadłyśmy na tylnym siedzeniu. Gdy policjanci skończyli wypisywać dokumenty, ruszyli z piskiem opon. Spytałam, dokąd jedziemy, bo czułam się w tej sytuacji jednak niekomfortowo. Nie wiedziałam, czego oni od nas chcieli. Miałam obawy, że mogą nas gdzieś wywieźć i coś zrobić - przyznała 17-latka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Sprawa prawdopodobnie nie wyszłaby na jaw, gdyby nie wypadek. - Mój syn, który mieszka w okolicach Raszyna, dostał telefon od znajomych, którzy powiedzieli mu o całej sytuacji. Kazał im zadzwonić po pogotowie, ale oni twierdzili, że policjanci im zabraniają. Dlatego pojechali do pobliskiej jednostki OSP, gdzie zwykle stacjonuje też karetka pogotowia - relacjonuje pani Sylwia.

- Kiedy syn upewnił się, że jego siostra jest pod opieką lekarzy, wziął jej chłopaka i wrócili na miejsce wypadku. Tam zobaczył policjantów, którzy żartowali z całej sytuacji, śmiali się. Kiedy powiedział, że jest rodziną, dopiero wtedy spoważnieli - opowiada. - To on zadzwonił na 112, bo policjanci wezwali na miejsce tylko lawetę - dodaje.

Wniosek o zawieszenie

Obrońca 17-latki, mecenas Roman Giertych, przekazał, że złożył wniosek o zawieszenie policjantów z Pruszkowa, którzy spowodowali wypadek i nie udzielili im pomocy. Funkcjonariusze niedługo po wypadku poszli na zwolnienie lekarskie.

- Przed tym, jak kazano wsiąść jednej z dziewczyn do samochodu, żarty policjantów nosiły seksualny podtekst. Tak przynajmniej odebrała to moja klientka - mówi Wirtualnej Polsce mec. Giertych i dodaje, że dzięki wizji lokalnej, ustalono, że zakręt i droga, w którą skręcali, prowadziła w stronę lasu. Zupełnie w drugą stronę była komenda policji.

- Nawet jeżeli przyjmiemy założenie, że funkcjonariusze nie chcieli zrobić nic złego, to wożenie nocą młodych dziewczyn po takich miejscach wywołało u nastolatek traumę i strach. Sam mam dwie córki, mogę sobie tylko wyobrazić, co dziewczyny w radiowozie mogły przeżywać. Obawiały się, że mogą zostać skrzywdzone - komentuje prawnik.

Z nieoficjalnych ustaleń Wirtualnej Polski tuż po wypadku wynikało, że policjanci "chcieli zaimponować nastolatkom i pokazać im policyjną pracę".

- Zgubiła ich niezrozumiała głupota. Pojechali na interwencję, a ulegli urokowi młodych kobiet, które zabrali ze sobą do radiowozu - mówił nam informator, osoba znająca kulisy sprawy. Jak dodał, do całej sytuacji nie powinno dojść, tym bardziej że jeden z pruszkowskich policjantów był doświadczonym funkcjonariuszem, mającym za sobą 18 lat służby.

- Dla mnie policja się ośmiesza. Marzę o tym, żeby zabrać córkę i jak najszybciej wyjechać z Polski. Od kilku lat mieszkamy za granicą, ona przyjechała tutaj na święta do ojca, brata i babci. Tak właśnie się skończyły... - podsumowuje w rozmowie z Wirtualną Polską mama 17-latki.

"Cały czas prowadzone są zaawansowane czynności dyscyplinarne w związku ze zdarzeniem w Dawidach Bankowych. Analiza zgromadzonego materiału została przedstawiona komendantowi stołecznemu policji, który wczoraj podjął decyzję o przejęciu postępowania dyscyplinarnego. Jednocześnie zdecydował o zawieszeniu dowódcy patrolu" - czytamy w oświadczeniu.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

USA: eksplozja w fabryce amunicji. Są ofiary i ranni
USA: eksplozja w fabryce amunicji. Są ofiary i ranni
Działo się w piątek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]
Działo się w piątek. Oto najważniejsze wydarzenia [SKRÓT DNIA]
"Usiedliśmy i porozmawialiśmy". Każda partia z wicepremierem?
"Usiedliśmy i porozmawialiśmy". Każda partia z wicepremierem?
Trump bez Nobla. Putin go chwali. Dostał podziękowania
Trump bez Nobla. Putin go chwali. Dostał podziękowania
Zaskakujące słowa Melanii Trump. Ma "otwarty kanał komunikacji" z Putinem
Zaskakujące słowa Melanii Trump. Ma "otwarty kanał komunikacji" z Putinem
Były wiceminister usłyszy zarzuty. W tle wakacje i służbowe auto
Były wiceminister usłyszy zarzuty. W tle wakacje i służbowe auto
Laureatka Nobla dedykuje nagrodę Trumpowi. "Liczymy na prezydenta"
Laureatka Nobla dedykuje nagrodę Trumpowi. "Liczymy na prezydenta"
Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Wskazali kluczowy termin
Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Wskazali kluczowy termin
Nawrocki wysłał list ws. migrantów. Jest reakcja KE
Nawrocki wysłał list ws. migrantów. Jest reakcja KE
Zwrot w sprawie Sławomira Nowaka. Prokuratura składa zażalenie
Zwrot w sprawie Sławomira Nowaka. Prokuratura składa zażalenie
Brutalny rozbój z nożem. Sąd łaskawy dla Nigeryjczyków
Brutalny rozbój z nożem. Sąd łaskawy dla Nigeryjczyków
Trump bez Nobla. Niemiecki dziennik nie zostawia suchej nitki
Trump bez Nobla. Niemiecki dziennik nie zostawia suchej nitki