Skandal w policji. Komendant zawiesza dowódcę patrolu
Policjant, który dowodził patrolem w dniu wypadku w Dawidach Bankowych, został zawieszony. Komendant stołeczny policji podjął też decyzję o przejęciu postępowania dyscyplinarnego - chodzi o wypadek, który miał miejsce 2 stycznia. To wtedy policjanci z Pruszkowa uderzyli radiowozem w drzewo, gdy w ich pojeździe znajdowały się dwie nastolatki. Obie poważnie ucierpiały w wyniku zdarzenia.
Dowódca policyjnego patrolu, który uczestniczył w wypadku w Dawidach Bankowych, został zawieszony - poinformował nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji. Stołeczna komenda przejęła też postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie. Śledztwo prowadzi też prokuratura.
Chodzi o wypadek z 2 stycznia, gdy policjanci z Pruszkowa uderzyli radiowozem w drzewo w Dawidach Bankowych. Oprócz nich w pojeździe były dwie nastolatki, które poważnie ucierpiały.
Dziewczyny znalazły się w pojeździe po wezwaniu pomocy do pożaru. Na miejsce przyjechali strażacy oraz policjanci. Mundurowi sprawdzili trzeźwość grupy nastolatków, która wezwała służby. Zaprosili 19-latkę do radiowozu. Dziewczyna nie chciała wejść tam sama, więc poprosiła 17-letnią koleżankę, by jej towarzyszyła. Po chwili, ku zaskoczeniu ich znajomych, policjanci ruszyli w drogę. Niecały kilometr dalej pojazd uderzył w drzewo. Policjantom nic się nie stało, ale pasażerki poważnie ucierpiały. Jak potem zeznały, nie zdołały po drodze zapiąć pasów.
Giertych ujawnia
Roman Giertych, który jest adwokatem jednej z dziewczyn, ujawnił szokujące szczegóły tego zdarzenia.
Mecenas opublikował nagranie pod tytułem: "Policja uprowadza nastolatki". Tłumaczył, że robi to na prośbę rodziny jednej z nich, bo jest wiele nieprawdziwych informacji na ten temat.
Giertych potwierdził, że policjanci mieli przyjechać na miejsce w związku z wezwaniem służb do pożaru, ale według jego relacji dojechali na miejsce, gdy ogień był już ugaszony przez strażaków. Mimo to funkcjonariusze zaczęli spisywać młodych ludzi, a w trakcie tych czynności miały padać niewybredne żarty.
- Samochód z dużą prędkością przejechał dwa kilometry i na zakręcie doszło do wypadku, uderzył w drzewo - opowiadał Giertych.
Podkreślił, że dokonano wizji lokalnej i zakręt, dróżka, w którą skręcali, prowadziła w kierunku lasu - zupełnie w drugą stronę była komenda policji. Młodszy z policjantów miał tuż po wypadku zapytać pasażerki, czy nic się im nie stało, a starszy powiedział tylko: "Spi*****ajcie!". - Nie udzielono im żadnej pomocy, nie wezwano karetki - przekazał.