"To była jedna z najtrudniejszych wypraw". Dramatyczna relacja ratownika

Grupie Beskidzkiej GOPR udało się uratować mężczyznę, który utknął w rejonie Pilska. Turysta opadł z sił po tym, jak próbował torować sobie przejście w ogromnych zaspach. Ratownicy w mediach społecznościowych opisali całą akcję. "Wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło nam prowadzić w ostatnich latach na terenie Grupy Beskidzkiej GOPR. Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił" - napisali na facebookowym profilu, publikując nagranie.

"To była jedna z najtrudniejszych wypraw". Dramatyczna relacja ratownika
"To była jedna z najtrudniejszych wypraw". Dramatyczna relacja ratownika
Źródło zdjęć: © GOPR
Sara Bounaoui

07.02.2023 13:47

Do niebezpiecznej sytuacji doszło w ubiegły weekend z 3 na 4 lutego. Narciarz skiturowy, zjeżdżając z rejonu Pilska w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych, miał problemy techniczne i nie był w stanie poruszać się w głębokim śniegu.

Dyżurny ratownik poinformował go, że znajduje się na terenie Słowacji. Dlatego konieczne jest, żeby przekazać wezwanie słowackim ratownikom. Wtedy kontakt z turystą się urwał.

Ratownicy dotarli do informacji w mediach społecznościowych, gdzie wcześniej mężczyzna szukał pomocy. Okazało się, że obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej, bo nie wykupił ubezpieczenia.

Na grupie, zrzeszającej miłośników narciarstwa, za pośrednictwem kolegi udostępnił swoją aktualną lokalizację oraz informację o tym, że bateria w jego telefonie jest na wyczerpaniu. Zaniepokojeni znajomi zgłosili problemy kolegi ratownikom Grupy Beskidzkiej GOPR.

Akcja trwała kilka godzin. "Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów"

Akcję rozpoczęła Horská záchranná služba i postanowiono w stan gotowości postawiono także ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR. Po kilku godzinach słowackie służby poprosiły o pomoc kolegów po polskiej stronie.

"Działania ratunkowe były prowadzone w ekstremalnych warunkach pogodowych - wiatr do 80km/h, intensywny opad śniegu, widoczność ograniczona do kilku metrów, głębokie zaspy, miejscowe zagrożenie lawinowe. W terenie działało 49 ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, którzy przeczesywali wyznaczone sektory na nartach skiturowych i w miejscach, gdzie teren na to pozwalał - na skuterach śnieżnych" - relacjonuje beskidzki GOPR w mediach społecznościowych.

Po kilku godzinach udało się odnaleźć narciarza, który potrzebował pomocy. Był środek nocy, a mężczyzna stał w wysokim śniegu, był przemoczony i wyziębiony. "Zjeżdżając powoli w dół, nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź (subiektywne odczucie ratownika, potęgowane przez zamieć śnieżną) i po pewnym czasie słaby błysk czołówki. Była 02:30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10h" - opisuje jeden z ratowników moment odnalezienia turysty.

Ratownicy natychmiast użyli pakietów grzewczych i namiotu ratunkowego. Nie był to jednak koniec problemów. Po drodze - w wyniku działań w bardzo trudnym terenie - awarii uległy dwa skutery śnieżne. "Ratownicy zmuszeni byli o własnych siłach transportować akię z ratowanym przez blisko 2 km do SR Hala Miziowa, gdzie dotarli o godz. 4:10" - czytamy w poście.

W dyżurce poszkodowany został przejęty ratownika medycznego: został zbadany i ogrzany. Później przekazano go karetce pogotowia.

To nie był jednak koniec działań dla ratowników. W kolejnych musieli wrócić, by odzyskać sprzęt, który po drodze uległ awarii.

"Wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło nam prowadzić w ostatnich latach na terenie Grupy Beskidzkiej GOPR. Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił" - piszą ratownicy w swoich mediach społecznościowych.

GOPR przekonuje, że wypadkom w górach można jednak zapobiegać. Konieczne jest kierowanie się zdrowym rozsądkiem. "Prawdopodobnie, gdyby ratowany nie był sam, miał naładowany telefon lub wysłałby zgłoszenie przez aplikację Ratunek, pomoc nadeszłaby w przeciągu kilku godzin" - oceniają ratownicy.

Źródło: GOPR

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)