Tak działa propagandowy walec PiS. Spór o notatkę MSZ pokazał jej sprawność i bezwzględność
Wspierające PiS media zaangażowały wszystkie siły, by przekonać, że Amerykanie wcale nie są na nas wkurzeni za nowelizację ustawy o IPN. Pokazują, jak sprawna, potężna, posłuszna i pozbawiona skrupułów jest rządowa maszyna propagandowa.
Ta sprawa to idealne studium przypadku działania wspierającej Prawo i Sprawiedliwość medialnej machiny. W jej skład wchodzą oczywiście publiczne media, a także redakcje dowodzone przez braci Karnowskich, Tomasza Sakiewicza i o. Tadeusza Rydzyka, wspierane przez rzesze wyznawców PiS w internecie.
I News
Niewątpliwie nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi są w złym stanie. W tajnej notatce MSZ pojawia się informacja, że prezydent i premier nie mają w najbliższym czasie szans na spotkanie z Donaldem Trumpem i jego zastępcą Mikem Pencem. Dwóch naszych dziennikarzy potwierdza te informacje w swoich źródłach (tutaj i tutaj), potwierdzenie zdobywa też amerykański BuzzFeed.
II Dementi
Szybko zaczyna się dementowanie. Doniesieniom zaprzeczają wiceszef MSZ Bartosz Cichocki, rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska (mówi, że nie było zagrożenia spotkań, bo żadne nie były planowane) i wszyscy zapytani o to politycy PiS, niezależnie czy mają jakieś związki z dyplomacją, czy nie. Ostatecznym potwierdzeniem ma być dementi Hether Nauert, rzeczniczki Departamentu Stanu. Problem w tym, że to nie było dementi wprost, odnoszące się do informacji Onetu. Każdy, kto choć nieco krytycznie podchodzi do rzeczywistości, uznałby że to tylko potwierdzenie napiętej sytuacji na linii Warszawa - Waszyngton.
Zobacz także: Patryk Jaki: „Nic nie wiedziałem o zakazie wstępu do Białego Domu”
III Kolportaż
Ale pracujący w związanych z PiS mediach po prostu przyjęli słowa polityków za pewnik. To kompletne odwrócenie porządków. Dotychczas przyjmowało się, że słowa polityków trzeba weryfikować i sprawdzać, a zajmują się tym dziennikarze. W obozie PiS działa to odwrotnie: dziennikarze podają niewygodną dla rządzących informację, później tych rządzących pyta się o komentarz, a ci oczywiście zaprzeczają. Komu wierzą w "Wiadomościach", wPolityce czy Niezależnej? Oczywiście politykowi.
IV Atak
Samo podanie zaprzeczenia jako pewnej informacji to za mało. Nieodłączną częścią takiego cyklu jest zmieszanie z błotem tych, którzy podali informację. W przypadku notatki MSZ pierwszy dzień poświęcono na nagłaśnianie kolejnych dementi, w drugim zajęto się autorami - doświadczonymi i cenionymi w środowisku Andrzejem Stankiewiczem i Andrzejem Gajcym. Równi obcesowo komentatorzy obeszli się z publikującym w Wirtualnej Polsce Marcinem Makowskim.
"Chłopcy z Onetu" - pisze o nich Krzysztof Feusette, w tekście napisanym w swoim charakterystycznym stylu, będącym połączeniem grafomaństwa i impertynencji. "Przeprosił za fake newsa? Nic z tych rzeczy! Stankiewicz idzie w zaparte" - pisze autor, który chyba wstydzi się ujawnić tożsamości. Prof. Sławomir Cenckiewicz, którego trudno uznać za wroga PiS, porównuje ten tekst z "przemysłem pogardy". Na wPolityce mamy też tradycyjny przegląd komentarzy internautów i tekst Ryszarda Makowskiego. Jego analiza sytuacji międzynarodowej jest zdecydowanie śmieszniejsza niż żarty, które opowiadał w "Studiu YaYo", choć nie wiem, czy to zamierzony zabieg. W tekście jest o "agenturalnej przybudówce", konsekwencjach, które powinien ponieść Onet, "skomasowanym ataku na Polskę" i obcej agenturze.
Trudno znaleźć autora tych mediów, który w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin nie odniósł się do artykułu o notatce. Wszechobecny jest zwrot "fake news", który chyba w przekonaniu autorów zdejmuje z nich konieczność uzasadnienia swoich poglądów. Kiedyś napisałbym, że to naiwne przekonanie, że takie oszustwo ma krótkie nogi. Dzisiaj, przy ogromnej sile, sprawności i bezwzględności w realizowaniu politycznych celów, jakimi charakteryzuje się medialne zaplecze PiS, nie jestem już tego taki pewny.