Tajna mobilizacja rezerwistów? Eksperci mówią o dodatkowym rzucie wojsk Putina

Według Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy w Rosji trwa tajna mobilizacja. Nieoficjalnie mówi się, że na wojnę w Ukrainie mogłoby zostać wysłanych ok. 60 tysięcy dodatkowych rezerwistów. - Rosjanie stawiają na doświadczonych żołnierzy. Chcą wrócić do przewagi na kierunku natarcia, a w ostatnim czasie Rosja jej nie miała - mówią Wirtualnej Polsce eksperci.

Według ukraińskich służb, mobilizacja obejmie ok. 60 tys. rosyjskich rezerwistów
Według ukraińskich służb, mobilizacja obejmie ok. 60 tys. rosyjskich rezerwistów
Adam Guz/REPORTER
Sylwester Ruszkiewicz

Strona ukraińska twierdzi, że dowództwo rosyjskiej armii liczy na zmobilizowanie ok. 60 tys. osób. W mediach społecznościowych pojawiły się informacje, że tajna mobilizacja rezerwistów prowadzona jest w krajach krasnodarskim i permskim oraz republikach dagestańskiej, inguskiej i kałmuckiej.

"Główną motywacją dla rezerwistów są zachęty materialne. Wśród ludności rozpowszechniana jest opinia, że uczestnicy wojny z Ukrainą mogą się wzbogacić dzięki trofeom, czyli poprzez grabieże" - informuje Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy.

Nowy rzut wojska to "doświadczeni rezerwiści"

Zdaniem dr Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza i eksperta ds. obronności z Uniwersytetu Rzeszowskiego, mobilizację nowych żołnierzy traktować trzeba jako próbę osiągnięcia jak największych korzyści z wojny przed 9 maja, czyli Dniem Zwycięstwa obchodzonym w Moskwie.

- To rozpaczliwe próby ściągania sił zewsząd. Rosjanie stawiają na doświadczonych rezerwistów. Ich wartość bojowa ma być większa niż do tej pory. Wygląda to na próbę zaangażowania najsilniejszej jednostki, która mogłaby zadać poważne straty Ukraińcom. Putin będzie chciał pozyskać rejon Donbasu w jego administracyjnych granicach, a także zwiększyć wysiłki na południowym odcinku i zdobyć całkowicie Mariupol. Dlatego potrzebne są doświadczone jednostki, a nie mięso armatnie - mówi Wirtualnej Polsce dr Maciej Milczanowski.

- Obecnie mamy w Ukrainie rosyjskie jednostki doborowe, które idą w otoczeniu rekrutów niemających pojęcia o wojnie. Rekruci nie wiedzą, czego się spodziewać, ponoszą ogromne straty. Łupią, kradną i grabią. To armia łupieżcza nastawiona na zdobycze. Nowe jednostki będą miały za zadanie zdobywać teren. Mają być skuteczne, a nie tylko wspomagać lepiej wyszkolonych rosyjskich żołnierzy - dodaje ekspert ds. bezpieczeństwa.

Z kolei prof. Piotr Grochmalski, dyrektor Instytutu Studiów Strategicznych Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie, uważa, że nowi rezerwiści wzmocnią Południowy Okręg Wojskowy i ruszą z ofensywą w kierunku Rostowa nad Donem.

- Mobilizacja rosyjskich żołnierzy dotyczy Południowego Okręgu Wojskowego. Okręg przed laty był "dedykowany" do wojny w Czeczenii. W nowej strukturze od 2014 r. wszystkie formacje praktycznie są zaangażowane w wojnę w Ukrainie. Większość operacji wykonywana jest przez 8 i 49 Armię Ogólnowojskową - mówi WP prof. Piotr Grochmalski.

- Wychodzi na to, że Rosjanie przygotowują atak w ramach tzw. operacji dońskiej. Mobilizacja prowadzona jest w krajach krasnodarskim i permskim oraz republikach dagestańskiej, inguskiej i kałmuckiej. Są one bardzo zróżnicowane pod względem religijnym i narodowościowym. Dodatkowo w Związku Sowieckim były to republiki o wysokim poziomie bezrobocia, obecnie również należą do najbiedniejszych w całej Federacji Rosyjskiej. Służba w rosyjskim wojsku stanowi dla nich źródło utrzymania. W ostatnim czasie wyraźnie było widać, że przedstawiciele tych republik stanowili wysoki procent wśród kadry oficerskiej w armii rosyjskiej - wyjaśnia prof. Piotr Grochmalski.

Pobór w Rosji, ukryta mobilizacja w tle

Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret powołujący 134,5 tys. nowych poborowych. Rosyjskie ministerstwo obrony zaprzeczało jednak, by mieli oni zostać wysłani na Ukrainę. Jak wyjaśniano, to coroczny, wiosenny pobór, który ruszył 1 kwietnia, a zakończy się w połowie lipca. Ma on objąć mężczyzn w wieku 18-27 lat.

Już wówczas ukraińskie służby ostrzegały, że wiosenny pobór w Rosji ma być przykrywką dla potajemnej mobilizacji rezerwistów, którzy mają zostać skierowani do walk w Ukrainie.

- Liczba rosyjskich żołnierzy wysłanych do Ukrainy już sięgnęła ok. 200 tys. To całe wojsko, które Rosja zgromadziła wzdłuż granic. Putin organizuje pobór po to, żeby uzupełnić straty i odtwarzać zdolność bojową. Poborowych mogą również wysłać na front, ale już stamtąd nie wrócą. Putin myśli już o odbudowie potencjału militarnego armii. Potrwa on kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Rosja odkryła już wszystkie karty w tej wojnie. Świat poznał potencjał, uzbrojenie, sprzęt i techniczne możliwości armii Putina. Wszystko, co mieli najlepszego, wysłali w pierwszych dniach - mówi nam dr Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Jego zdaniem to dlatego Putin zawęził działania wojenne do wschodniego frontu i południa Ukrainy. - W najbliższych dniach zapewne czeka nas przerzucenie wojsk z odcinka kijowskiego na Donbas. Sporą część nowych, zmobilizowanych żołnierzy może postawić przy granicy z Ukrainą, żeby zabezpieczyć się przed ewentualnym rajdem ukraińskiego wojska - dodaje dr Maciej Milczanowski.

Putin dał sobie czas na kluczową operację?

W podobnym tonie wypowiada się prof. Piotr Grochmalski.

- Przygotowanie nowych sił – 60 tysięcy żołnierzy – to de facto uzupełnienie wcześniejszego naboru. Wcześniej ściągali jednostki z Czeczenii, a teraz ściągają żołnierzy m.in. z Inguszetii, gdzie Kadyrowcy nie cieszą się poważaniem. Rezerwiści ściągani są prawdopodobnie z formacji BARS, czyli Bojowej Rezerwy Armii Państwowej. Organizacyjnie jest to odpowiednik polskich Wojsk Obrony Terytorialnej. To tylko dowodzi, że Putin sięga już do głębokich rezerw. Dodatkowo mówi się, że do walki ma zostać wysłany ok. 150-osobowy oddział złożony z największych przestępców z jednego z czeczeńskich więzień. Widać, że Rosjanie dali sobie trochę czasu na kluczową operację – próbę zamknięcia kotła donbaskiego. Chcą wrócić do przewagi na kierunku natarcia, a w ostatnim czasie Rosja jej nie miałauważa prof. Piotr Grochmalski.

Według dr Macieja Milczanowskiego, Rosja - może poza Donbasem i zdobyciem Mariupola - zbyt wiele w Ukrainie już nie osiągnie.

- Putin może ściągać kolejne jednostki, ale głową muru nie przebije. Obawiałem się, że wojna bardzo się wydłuży i Rosja przeprowadzi powszechną mobilizację sięgającą miliona osób. To byłby najgorszy scenariusz dla Ukrainy. Data zakończenia konfliktu według amerykańskiego i brytyjskiego wywiadu, czyli 9 maja, jest coraz bardziej realna. Co do rezerwistów, to Putin w ogóle nie liczy się ze stratami. Żołnierze dla niego są mięsem armatnim. Nie widzi problemu w tym, żeby Rosjan w Ukrainie zginęło jeszcze więcej. To bez znaczenia. Dla niego najważniejsze jest, by osiągnąć cel, który sobie wyznaczył. A jak widzimy, skupił się obecnie na Donbasie i południowym odcinku - mówi WP dr Maciej Milczanowski.

Wybrane dla Ciebie