Tajemnicza zapowiedź Donalda Tuska. Kulisy ofensywy Platformy Obywatelskiej
"Ciąg dalszy nastąpi…" - zapowiedział Donald Tusk po demonstracjach 10 października. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że zapowiedź ta nie oznacza wcale organizacji w najbliższym czasie kolejnych protestów przeciwko polityce rządu PiS. Ale temat polexitu ma być dla największej partii opozycyjnej tematem strategicznym. Na tym PO ma oprzeć swoje najważniejsze działania.
Według części rozmówców z Platformy Obywatelskiej utrzymanie wysokiego poziomu emocji na ulicach związanych z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 7 października będzie trudne. W związku z tym - przyznają nieoficjalnie przedstawiciele PO - trudno będzie zorganizować kolejne demonstracje o takiej skali jak 10 października.
Przypomnijmy: Trybunał Konstytucyjny ogłosił wyrok w sprawie wniosku premiera dotyczącego zasady wyższości prawa unijnego nad krajowym zapisanej w Traktacie o Unii Europejskiej. TK pod przewodnictwem prezes Julii Przyłębskiej poinformował o niezgodności z Konstytucją wybranych przepisów Traktatu o UE. Krótko mówiąc: orzeczenie to oznacza, że od tej pory Polska nie ma obowiązku respektować prawa unijnego, które ingeruje w jakikolwiek sposób w polskie sądownictwo i wymiar sprawiedliwości.
Wyrok ten spotkał się z ogromnym społecznym sprzeciwem. Donald Tusk kilka godzin po posiedzeniu TK 7 października wezwał na Twitterze do demonstracji na placu Zamkowym w Warszawie. W niedzielę, 10 października na miejscu stawiło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a protesty rozlały się po całej Polsce.
"Ciąg dalszy nastąpi..." - napisał już po zakończeniu demonstracji przewodniczący Platformy. Wirtualna Polska dowiedziała się, co kryje się za tą enigmatyczną zapowiedzią.
Manifestacja wściekłości. PO: Protesty okazały się wielkim sukcesem
Według naszych informacji z otoczenia Donalda Tuska jego zapowiedź nie oznacza, że wkrótce zwołane zostaną kolejne demonstracje. - Oczywiście nie można wykluczyć, że PiS niczego w najbliższym czasie spektakularnego nie "odwali", wtedy będziemy przygotowani. Ale nasza główna aktywność przez jakiś czas nie będzie skupiona na zwoływaniu masowych demonstracji - mówi jeden z polityków PO.
Po pierwsze - podkreślają nasi rozmówcy - niedzielne demonstracje w całej Polsce w dużej mierze były spontaniczne, zorganizowane błyskawicznie, na fali wściekłości po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej. - To były pierwsze reakcje, emocjonalne, ludzie chcieli uwolnić swój "wk...w" i zamanifestować swoje przywiązanie do Unii Europejskiej. Ich poglądy się nie zmienią, ale niekoniecznie ci sami ludzie będą skłonni tak tłumnie wyjść na kolejne demonstracje - tłumaczy jeden z polityków PO.
Inny dodaje, że istotnym czynnikiem, który mógłby negatywnie wpłynąć na frekwencję na ulicach, jest… pogoda. Nasi rozmówcy pamiętają oczywiście, że pierwsza wielka demonstracja przeciwko rządom PiS odbyła się w grudniu 2016 roku, w silnym mrozie, nocą. - Wtedy było cholernie zimno, ale ludzie masowo się zebrali, by wykrzyczeć swój sprzeciw wobec nielegalnego przejmowania Trybunału Konstytucyjnego przez PiS. Dziś, mimo wszystko, te emocje są nie do odtworzenia. Ludzie wiedzą, że na ulicy tego rządu się nie obali, a wtedy, pięć lat temu, autentycznie w to wierzyli - mówi otwarcie polityk PO.
Opozycja pamięta także, jak szybko wygasły emocje po ubiegłorocznych protestach kobiet przeciwko wyrokowi TK zaostrzającemu prawo do aborcji. Wtedy, pod koniec października, setki tysięcy ludzi wyszło na ulice całej Polski.
Organizatorki protestów ze Strajku Kobiet obiecywały demonstracje o podobnej skali wiosną 2021 roku, jednak tego zjawiska - które poważnie i trwale zachwiało poparciem PiS - nie dało się już powtórzyć.
Liderzy PO doskonale zdają sobie z tego sprawę. Ale przy tym podkreślają, jak wielkim sukcesem z ich punktu widzenia były demonstracje w niedzielę, 10 października. - To były przepiękne obrazki. Tak wielkich manifestacji przywiązania do UE, z jednoczesnym wyrażeniem protestu przeciwko rządom PiS, po 1989 roku nie było - słyszymy w największej partii opozycyjnej.
Polexit. Strategiczny temat Platformy
Platforma Obywatelska na razie jednak nie zamierza skupiać się na demonstracjach, ale chce utrzymać zainteresowanie tematem obecności Polski w Unii Europejskiej.
- To jest nasz strategiczny temat. Nie na tydzień, nie na miesiąc, ale na co najmniej dwa lata, do wyborów parlamentarnych - mówi nam polityk z władz PO. Inny dodaje: - Polaryzacja wokół tego tematu jest ogromna.
Organizatorzy niedzielnej demonstracji przyznają w rozmowie z Wirtualną Polską, że pomogli im "wrzeszczący narodowcy". - To, że skrajnie prawicowe bojówki wspierane przez PiS stanęły przeciwko nam, tylko nam pomogło. Za nami stoją poglądy ponad 80 proc. Polaków, którzy chcą zostać w UE, a PiS sprowadziło się do roli radykałów. Myślę, że sami się już w tym pogubili. Przewaga komunikacyjna leży po naszej stronie. My mamy prosty przekaz - mówi polityk PO.
Z naszych informacji wynika, że na tym skupiona będzie teraz aktywność Koalicji Obywatelskiej - na kwestii obecności Polski w UE. Temat ten ma być najważniejszym na spotkaniach polityków KO z wyborcami w całej Polsce, przede wszystkim w mniejszych miejscowościach, gdzie skupiona ma być pozaparlamentarna działalność działaczy PO.
- Przechodzimy do ofensywy. Zwiększamy aktywność w terenie. To Polacy z mniejszych miejscowości najbardziej mogą stracić na utracie funduszy unijnych, na polexicie w ogóle. Musimy uświadomić ludziom, jak wielkie jest to zagrożenie - mówią nam źródła w Platformie.
- Wśród wyborców PiS jest duży odsetek wyborców, którzy nie chcą wychodzić z UE, a nawet sprzeciwiają się antyunijnym działaniom swojej partii, i do nich także musimy dotrzeć. Chcemy powalczyć o ludzi, dla których Polska jest ważniejsza niż PiS - podsumowuje polityk PO z władz partii.
Weekendowe demonstracje w całej Polsce. Fogiel: ktoś przesadził
Do niedzielnej demonstracji odnosili się także eksperci. - Donald Tusk generalnie zyskał na zainicjowaniu tego protestu i wzmożeniu po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ale czas pokaże, czy narracja o polexicie się zrealizuje. Pokaże to przede wszystkim reakcja Brukseli. Papierkiem lakmusowym będą losy Krajowego Planu Odbudowy. To są olbrzymie środki, które czekają w brukselskiej "zamrażarce". Jeśli fundusze te zaczną do nas płynąć w ciągu kilku miesięcy, to narracja Tuska się załamie. A jeśli środków wkrótce nie otrzymamy, to PiS znajdzie się w największym kryzysie w historii, a Tusk będzie mógł powiedzieć: "miałem rację". Taka jest stawka tej gry. Ona jest olbrzymia - podkreślał w rozmowie z Wirtualną Polską politolog profesor Antoni Dudek z UKSW.