Atak na Nord Stream. "Rosja miała powód"
Rosja wymieniana jako potencjalny sprawca ataku na Nord Stream. Niemieckie śledztwo, które skupia się na Ukrainie, budzi wątpliwości. Jak podają niemieckie media, eksperci wskazują na potrzebę dalszego badania roli Moskwy.
Najważniejsze informacje:
- Eksperci wskazują na możliwą odpowiedzialność Rosji za atak na Nord Stream.
- Dane satelitarne i analizy wywiadowcze sugerują obecność rosyjskiej floty w miejscu eksplozji.
- Niemieccy śledczy skupiają się głównie na Ukrainie, ale posłowie Bundestagu mają przypuszczenia, że powinny być uwzględnione inne wątki.
Niemiecka gazeta "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" ("FAS") ponad trzy lata po bombowym zamachu na rosyjski gazociąg Nord Stream na dnie Bałtyku opublikowała materiał wskazujący na możliwy udział Rosji w ataku. Śledztwo niemieckiej prokuratury koncentruje się głównie na Ukrainie, co zdaniem niektórych polityków i ekspertów jest podejściem niewystarczającym. Istnieją bowiem przesłanki sugerujące, że korzyści z tego aktu zniszczenia mogła czerpać Moskwa.
Stosunki UE-Rosja. Trzy błędy, jakie Europa popełniła wobec Putina
Skąd podejrzenia wobec Rosji?
Rosję obarcza się podejrzeniami o celowe ograniczenie dostaw gazu do Niemiec w lecie 2022 roku, co miało wprowadzić chaos na rynku energetycznym. "Moskwa miała motyw" - pisze Konrad Schuller, autor artykułu w "FAS". Eksperci z Uniwersytetu w Pensylwanii oceniają prawdopodobieństwo rosyjskiej sprawczości na 70 proc., wskazując również na obecność rosyjskiego okrętu SS-750 na miejsce eksplozji.
Jacob Kaarsbo, były analityk duńskiego wywiadu, ujawnia, że duńskie siły zbrojne dysponują 122 zdjęciami sześciu okrętów rosyjskiej floty znajdujących się w miejscu wybuchu zaledwie kilka dni przed incydentem. Jedną z rosyjskich jednostek był okręt SS-750 wyposażony w mini-łódź podwodną. Analityk sugeruje skomplikowaną operację pod fałszywą banderą.
Zespół badawczy Uniwersytetu w Pensylwanii posiada natomiast zdjęcia satelitarne, na których widać rosyjskie okręty w miejscu eksplozji. Niektóre z nich miały zdolność prowadzenia działań wojennych pod wodą. Raport zespołu podaje, że seria precyzyjnych zejść pod wodę na głębokość 80 metrów jest praktycznie niemożliwa, jeśli ma się do dyspozycji jedynie mały i chybotliwy jacht.
Czy śledztwo jest wystarczające?
Niemiecka prokuratura twierdzi, że śledztwo jest prowadzone z uwzględnieniem tylko tezy o ukraińskich sprawcach. To stanowisko prokuratury federalnej przedstawione na posiedzeniu parlamentarnej komisji sprawiedliwości 8 października, budzi sprzeciw niektórych polityków, takich jak Konstantin von Notz z partii Zielonych oraz Roderich Kiesewetter z CDU. Przedstawiciele obu ugrupowań domagają się, by postępowanie było poszerzone i uwzględniło również inne wątki.
Analizy pokazują, że użycie materiału wybuchowego podczas ataku było skrajnie nieprofesjonalne. To budzi podejrzenia, że chodzić może o próbę wprowadzenia w błąd śledczych. Niemiecka gazeta przypomina też, ż Diana B., kobieta która wynajęła jacht użyty do operacji, ma zarówno ukraiński i rosyjski paszport. Mieszkała na Krymie zajętym przez Rosję.
Jak podkreśla "FAS", trudno nie zwrócić uwagi na szereg prostych błędów popełnionych przez załogę "Andromedy". Ludzie zostawili na jachcie odciski palców, ślady DNA i resztki materiału wybuchowego. Ich telefony, adresy mejlowe i dane łatwo było namierzyć i odnaleźć.
Przeczytaj również: Influencerka z Austrii zniknęła. Jej ciało znaleziono w walizce
W artykule podkreślono także stratę gospodarczą wynikającą z przerwania dostaw gazu, co miało istotny wpływ na zachodnich odbiorców. "Uniper i inni klienci Gazpromu mieli prawo do wysokich odszkodowań" - podkreśla autor, dodając, że Rosja mogła potrzebować pretekstu do obrony przed tymi roszczeniami.
Jeden z podejrzanych, wskazanych przez niemieckich śledczych, zatrzymany w Polsce, nie został przekazany tamtejszemu wymiarowi sprawiedliwości. Polski sąd zadecydował w październiku o wypuszczeniu Wołodymyra Ż. na wolność. Inny los spotkał zatrzymanego we Włoszech 49-letniego Sierhija K. Trafił do aresztu śledczego w Niemczech.
Źródło: "FAS", dw.com