Ta strategia pogrąży Hannę Gronkiewicz-Waltz? "Oni mają ogromną wiedzę, którą zechcą się zapewne podzielić"
• Dr Borowiec: desperacka strategia Gronkiewicz-Waltz. Na dłuższą metę okaże się nieskuteczna
• Dr Chwedoruk: decyzja spóźniona co najmniej o kilka lat
• Obserwujemy koniec pewnej epoki w PO, koniec epoki Donalda Tuska - dodaje
• Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała w czwartek o dymisji dwóch wiceprezydentów
• Radykalna decyzja prezydent Warszawy jest pokłosiem afery reprywatyzacyjnej
09.09.2016 | aktual.: 09.09.2016 14:59
Afera reprywatyzacyjna w Warszawie zatacza coraz szersze kręgi i pochłania coraz bardziej prominentne osoby. W czwartek prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała o odejściu z ratusza wiceprezydentów: Jacka Wojciechowicza i Jarosława Jóźwiaka. Nieoficjalnie wiadomo, że dymisji współpracowników zażądał szef Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna.
O ile w przypadku Jarosława Jóźwiaka, który sam oddał się do dyspozycji przełożonych, można mówić o pokojowym rozstaniu, o tyle w przypadku Jacka Wojciechowicza już nie. Były wiceprezydent Warszawy mówi wprost, że czuje się kozłem ofiarnym, a Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała się odwołać go ze stanowiska wyłącznie z politycznych względów.
Wcześniej w podobnych okolicznościach i atmosferze z urzędem pożegnał się również dyrektor Miejskiego Biura Nieruchomości Marcin Bajko, który zapowiedział już pozew przeciw prezydent stolicy. Wielu obserwatorów z zaciekawieniem obserwuje rozwój wydarzeń oraz nerwowe ruchy Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Spóźniona reakcja i nerwowe grillowanie afery
- Hanna Gronkiewicz-Waltz obrała strategię, by za wszelką cenę utrzymać się na stanowisku. W tym celu musi poświęcić swoich najbliższych współpracowników i przenieść na nich odpowiedzialność. Jest to desperacka strategia, ale prawda jest taka, że innej w tym momencie nie ma. Dynamika rozwoju afery reprywatyzacyjnej sprawiła, że prezydent zaczęła tracić grunt pod nogami i została postawiona pod ścianą. Te działania na dłuższą metę nie będą skuteczne, a Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie zmuszona podać się do dymisji - mówi w rozmowie z WP dr Piotr Borowiec z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nasz rozmówca zwraca również uwagę na niebezpieczeństwa związane z obraniem takiej taktyki przez prezydent Warszawy. W jego opinii złamana została solidarność grupowa osób pracujących w urzędzie miasta. W efekcie w najbliższym czasie można się zatem spodziewać mniej lub bardziej kontrolowanych przecieków do mediów związanych z aferą, bezpośrednio uderzających w Hannę Gronkiewicz-Waltz.
- Strategia zrzucania odpowiedzialności na innych sprawi, że prezydent będzie miała jeszcze większe problemy, gdyż zdymisjonowani ludzie mają ogromną wiedzę, którą zechcą się zapewne podzielić z dziennikarzami - dodaje dr Borowiec.
Według dr hab. Rafała Chwedoruka, politologa Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego strategia Hanny Gronkiewicz-Waltz polegająca na zrzucaniu winy na współpracowników byłaby bardzo dobrym ruchem, gdyby nie jeden poważny feler.
- Reakcja prezydent Warszawy jest wyraźnie spóźniona i to przynajmniej o kilka lat. Gdyby dymisje nastąpiły w momencie, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o nieprawidłowościach związanych z reprywatyzacją w stolicy, to mogłoby uczynić Hannę Gronkiewicz-Waltz politycznie niezatapialną. W podobny sposób ratował się w przeszłości Donald Tusk podczas afery hazardowej. Jego działania zdestabilizowały co prawda nieznacznie PO, ale na zewnątrz zabezpieczyły pozycję premiera - ocenia politolog UW i dodaje: - Hannie Gronkiewicz-Waltz w obecnym położeniu nie pomoże już żadna strategia czy spece od wizerunku. Jej kariera polityczna dobiegła kresu, a do rangi symbolu urastają tłumaczenia, z których wynika, że prezydent kompletnie nie panowała nad miastem.
Dr Borowcowi zachowanie prezydent stolicy kojarzy się natomiast ze strategią zastosowaną niegdyś przez ministra spraw wewnętrznych i koordynatora służb specjalnych - Bartłomieja Sienkiewicza. - Przecież po wybuchu afery taśmowej zapewniał on, że jej wyjaśnienie będzie jego ostatnim zadaniem i w ten sposób bronił się przed dymisją. Ta metoda radzenia sobie z kryzysem była już wielokrotnie stosowana przez polskich polityków. Ma na celu pokazanie, że oskarżony nie ma nic do ukrycia. W przypadku Hanny Gronkiewicz-Waltz jest to zabieg czysto socjotechniczny i to w dodatku słaby. Chyba nikt z obserwatorów nie ma bowiem wrażenia, że prezydent stolicy nagle wyjaśni aferę reprywatyzacyjną i inne nieprawidłowości w warszawskim ratuszu - analizuje ekspert UJ.
Koniec pewnej epoki w PO?
W kontekście afery reprywatyzacyjnej oraz jej konsekwencji pojawiają się pytania odnośnie tego, czy Platforma powinna bronić obecnej prezydent Warszawy.
- Obrona Hanny Gronkiewicz-Waltz niesie przekaz dla innych członków, że partia będzie ich wspierała. Jest to słuszna taktyka, która pokazuje, że co by się nie działo, to partia będzie trwała. Jest to jednak tylko zagrywka PR-owa i nie sądzę, by Grzegorz Schetyna zamierzał umierać za prezydent Warszawy. W dłuższym rozrachunku szefowi PO może chodzić o zmarginalizowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, która jest kojarzona raczej z Donaldem Tuskiem, i o usunięcie jej z partii - analizuje dr Borowiec.
Dodaje on jednak, że strategia, którą stosuje Hanna Gronkiewicz-Walt świadczy o tym, że znalazła się ona pod ścianą i nie ma zbyt wielkiego wyboru. - Wydaje się, że czas prezydent Warszawy powoli się kończy. Nie ma wątpliwości, że obecnie tylko względy czysto polityczne chronią prezydent przed dymisją. Nie wiem, czy dla PO nie byłoby lepiej, by szybko zamknąć tę aferę, gdyż grillowanie wątku reprywatyzacji w Warszawie będzie napędzało zwolenników Nowoczesnej oraz PiS.
Podobną optykę prezentuje dr Rafał Chwedoruk. - Gdyby PO zrezygnowała obecnie z obrony Hanny Gronkiewicz-Waltz, to dałaby jasny przekaz "nie jesteśmy w stanie". Mogłoby to również zagrozić spójności struktur wewnątrzpartyjnych. Polscy politycy odrobili lekcje po błędach popełnionych przez SLD po wybuchu afery Rywina. Bicie się w piersi nie zapobiegło rozłamowi, a w konsekwencji zmarginalizowaniu lewicy - przekonuje.
Jego zdaniem afera reprywatyzacyjna paradoksalnie nie wywoła wielkich zmian politycznych, gdyż podziały socjopolityczne Polaków są zbyt mocno utrwalone. Co najwyżej przyczyni się do utrzymania na drugim planie liberalnej opozycji. Niewykluczone jednak, że obserwujemy jednak pewien koniec epoki w Platformie Obywatelskiej związanej z marginalizowaniem w tej partii ludzi oraz wpływów Donalda Tuska.
- Patrząc na działania Grzegorza Schetyny w tej sprawie nieodłącznie kojarzą mi się one z reklamą piwa bezalkoholowego, gdzie aktor mówiąc o trunku mruga do widzów okiem. Podobnie wygląda obrona Hanny Gronkiewicz-Waltz. W pewnym sensie można mówić o końcu epoki w PO, a konkretnie końcu epoki Donalda Tuska. To wszystko działo się bowiem w czasach jego przywództwa. Niewątpliwie osiągnął on spore sukcesy polityczne, ale odchodząc zostawił partię w o wiele gorszej sytuacji niż wynikałoby to z sondaży, czy nawet samego wyniku wyborczego. Warszawska afera reprywatyzacyjna może być pewnym epilogiem dla krajowej kariery Donalda Tuska. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by po niej lub po aferze Amber Gold jego powrót do krajowej polityki był prosty - kończy politolog UW.