Szpitale odmawiały przyjęcia dziecka. "Proszę leczyć w domu"
Dwa szpitale odmówiły przyjęcia na oddział dziecka z wirusem grypy typu A, mimo że chłopiec miał skierowanie na leczenie. - Dopiero w trzecim szpitalu lekarze nam pomogli. Stwierdzono świńską grypę i powikłania. Ordynator powiedział, że jeszcze dwa dni i musielibyśmy szykować pogrzeb dla syna - mówi WP pani Magdalena, mama chłopca.
Wszystko zaczęło się w środę 6 lutego. - Z samego rana zadzwoniłam po pogotowie, bo syn miał temperaturę 40 stopni. Załoga karetki z oburzeniem stwierdziła, że oni nie są od gorączki. Osłuchali jedynie dziecko i kazali na własną rękę jechać do przychodni - mówi WP pani Magdalena.
Lekarz rodzinny stwierdził, że chłopiec ma anginę. Dostał antybiotyk. Jego stan z godziny na godzinę się pogarszał. - O godz. 18 dzwoniłam znowu na pogotowie. Gdy dyspozytor odebrał, mój syn powiedział: "mamo, kocham cię" i stracił przytomność. Pogotowie przyjechało w ciągu pięciu minut. Zawieziono nas na SOR Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Tam zdiagnozowano u syna wirusa grypy typu A - opowiada mama chłopca.
SOR zlecił badania chłopca na obecność wirusa grypy typu A. Wynik był dodatni. Dokument podstęplowano pieczątką "CZYNNIK ALARMOWY. Zgłosić do Zespołu Kontroli Zakażeń Szpitalnych". Według karty informacyjnej, którą matka dostała opuszczając SOR, u dziecka stwierdzono zapalenie krtani oraz "grypę z innymi objawami ze strony układu oddechowego". Z taką diagnozą dziecko zostało odesłane do domu. Jego stan nie poprawiał się.
Następnego dnia kobieta pojechała z chłopcem do lekarza rodzinnego po skierowanie do szpitala. - Lekarz stwierdził, że to świńska grypa - AH1N1 - i dziecko powinno być w izolatce - mówi mama. Ze skierowaniem na oddział stawiła się z dzieckiem w Szpitalu Miejskim w Tychach. - Odmówili przyjęcia dziecka na oddział. Lekarka tłumaczyła nam, że ona ma 32 pacjentów, o których musi zadbać i miejsca dla syna nie znajdą - mówi kobieta.
Później zadzwoniła do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, na SOR. - Powiedzieli mi, że dziecko musi przejść przez SOR, żeby trafić na oddział, chociaż tłumaczyłam, że syn badania u nich przeszedł i ma potwierdzoną świńską grypę - opowiada kobieta. Twierdzi, że początkowo rozmawiała z pielęgniarzami i to oni przekazali takie informacje. Później telefon miał przejąć lekarz. - Powiedział, że tej grypy nie leczy się w szpitalu i że możemy leczyć się w domu - dodaje kobieta.
Szpitale dementują
Otrzymaliśmy komentarz Szpitala Miejskiego w Tychach. "Sytuacja opisana w artykule bardzo mnie zaskoczyła, niezwłocznie podjąłem działania mające na celu wyjaśnienie zdarzenia. Na podstawie analizy dokumentacji medycznej oraz rozmów z personelem mającym bezpośredni kontakt z dzieckiem stwierdzam, iż opis sytuacji jest jednostronny i krzywdzący dla pracowników Szpitala Miejskiego w Tychach" - poinformował nas prezes zarządu dr Marek Krawczyk.
"Stan zdrowia dziecka nie wymagał hospitalizacji. Rodzice dziecka otrzymali zalecenia, aby w razie pogorszenia stanu zdrowia dziecka zgłosić się ponownie do natychmiastowej kontroli w izbie przyjęć lub wezwać zespół ratownictwa medycznego. Zaprewniam, że w razie zaistnienia konieczności hospitalizacji, dziecko zostałoby przyjęte do Szpitala i w takich warunkach byłoby leczone" - dodał.
Do sprawy odniósł się też rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka. - W wyniku badań przeprowadzonych w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach u dziecka nie stwierdzono obecności wirusa AH1N1. Zdiagnozowana u niego grypa nie wymagała leczenia szpitalnego, mogła być leczona ambulatoryjnie, w domu. Z takim wskazaniem, przepisanymi lekami oraz zaleceniem wizyty kontrolnej w poradni rodzinnej pacjent został wypisany do domu - poinformował nas rzecznik prasowy szpitala Wojciech Gumułka.
- Dr Barbara Kunsdorf-Bochnia, kierująca Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym GCZD, nie przekazała matce pacjenta informacji, że "świńskiej grypy nie leczy się w szpitalu". Decyzję o przyjęciu pacjenta do szpitala za każdym razem podejmuje lekarz badający pacjenta, po przeprowadzeniu wszystkich niezbędnych badań diagnostycznych. Nie ma możliwości, by odmowa przyjęcia dziecka do szpitala została matce przekazana podczas rozmowy telefonicznej - podsumowuje rzecznik.
"Jeszcze dwa dni i moglibyście szykować pogrzeb"
W piątek rodzice dziecka poinformowali o sytuacji NFZ i poprosili o pomoc. - Podali nam numery telefonów w parę miejsc, gdzie możemy starać się o pomoc w hospitalizacji syna. Pomógł nam szpital w Rydułtowach. Pan ordynator przygotował nam izolatkę i kazał przyjechać jak najszybciej. W szpitalu ostatecznie stwierdzono wirusa świńskiej grypy - AH1N1. Syn miał też powikłania, zapalenie lewego płuca. Ordynator dodał jeszcze: "gdybyście przyjechali dwa dni później, moglibyście szykować pogrzeb syna" - opowiada kobieta.
Chłopiec został już wypisany ze szpitala, czuje się dobrze. Rodzice dziecka zgłosili się ze sprawą do Rzecznika Praw Pacjenta. Postanowili napisać skargi na oba szpitale - w Tychach i w Katowicach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl