Szpital leczy choroby. Z ranami radź sobie sam [+18]
- Szpital wypuścił tatę z ogromnym czarnym płatem na plecach i głębokimi ranami na nogach. A w wypisie ani słowa, jak je leczyć i gdzie szukać pomocy. Przed śmiercią tata wcale nie musiał tak cierpieć - mówi Aleksandra Hausman.
- W lipcu ubiegłego roku 84-letni Marian Hausman trafił do jednego z podwarszawskich szpitali, gdzie przebywał kilka tygodni. Zmarł dzień po wypisie. Córka oskarża szpital o rażące zaniedbania w pielęgnacji.
- W wypisie nie ma informacji o zaawansowanych odleżynach. Lekarz prowadzący tłumaczy w notatce służbowej, że się spieszył i tworzył dokument dwa razy, bo pierwsza wersja mu się skasowała.
- Rzecznik Praw Pacjenta i Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej prowadzą postępowania wyjaśniające. Ubezpieczyciel stwierdził, że szpital dochował należytej staranności.
- W ostatnich miesiącach dwukrotnie kontaktowaliśmy się ze szpitalem, by przedstawić jego stanowisko. Placówka odmówiła nam komentarza w sprawie.
- Specjalista medycyny paliatywnej alarmuje: – Coraz więcej pacjentów trafia do nas ze szpitali z odleżynami.
Na dźwięk słowa "ojciec" w głowie Aleksandry wyświetla się kilka obrazów.
Pierwszy: małe mieszkanie na warszawskiej Ochocie, leniwa sobota. Już jedenasta, a siedmioletnia Ola i jej brat Michał zakopani pod kołdrą. Zapach cebuli i bekonu - tata goni po kuchni z patelnią, przygotowując jajecznicę. Podano do stołu. Miga telewizor, ale nikt go nie słucha, bo ojciec właśnie proponuje rodzinny spacer i lody na Starówce.
Kilka lat później. Puszcza Borecka. Jezioro, las, słońce przygrzewa. Ola ostrożnie kładzie się na tafli wody i czuje na plecach dłoń taty. Nauka pływania. Gdy dzieci czują się już pewnie, wyruszają z ojcem na środek jeziora. Czas płynie wolno jak łódka. Jedne z najlepszych wakacji w życiu.
Obraz numer trzy. Ojciec jest najlepszym dziadkiem na świecie. A przynajmniej nikt jak on nie bawi się w konika. Mała Nadia, córka Aleksandry, zanosi się śmiechem, próbując się utrzymać na plecach dziadka, który chodzi po pokoju na czworakach. Zanim poważnie zachoruje, będzie w dobrej formie jeszcze kilka lat.
Ostatni obraz. 3 sierpnia 2022, dzień po wypisie ze szpitala. Aleksandra zawiesza głos i bierze głęboki oddech. Ojciec prawie bez kontaktu. Na twarzy grymas bólu. Nieobecny wzrok, zapadnięte policzki, ręce i nogi jak patyki. Chude ciało słabnie coraz bardziej.
- Szpital cały czas przekonywał, że tata ma świetną opiekę. Głaskałam go, rozmawiałam z nim, ale nie pomyślałam, by spojrzeć na plecy. Gdy próbowałam go lekko przekręcić, jęczał z bólu. Myślałam, że mu pomagam, a tylko potęgowałam jego cierpienie - mówi córka.
- Tata miał nad pupą ogromną czarną ranę, do tego zaawansowane odleżyny na nogach. Tymczasem w wypisie lekarz w ogóle o tym nie wspomniał. Nie było żadnej konsultacji chirurgicznej. Zero zaleceń, co mamy teraz zrobić i gdzie się udać po pomoc. Na zasadzie: to już nie nasz pacjent, więc z odleżynami radźcie sobie sami.
JAK MAM NA IMIĘ, DZIADKU?
Ojciec zaczął znikać w 2018 roku.
Pewnego dnia do Oli dzwoni zdenerwowana mama, że tata wszystko zapomina. Lekarz pyta, jaki jest dzień tygodnia, a on milczy jak grób. "Jak się nazywa pana pies?". Znowu cisza i wzrok wbity w ziemię.
Alzheimer. Będzie tylko gorzej.
Żona prosi: zrób herbatę. A Marian zalewa saszetkę zimną wodą.
Budzi się w środku nocy i rozkręca meble.
Popołudnie, a on nie wstał z łóżka, nie tknął śniadania ("Odczep się!").
Wieczorem Maria siłuje się z mężem kilkadziesiąt minut, żeby włożyć go do wanny. Potem nie chce wyjść, więc trzeba dzwonić po syna, sama już nie da rady. Ale najbardziej boli, że Marian mówi do niej "proszę pani". Zastanawia się pewnie, kim jest kobieta, która z nim mieszka.
Dzieci pomagają, jak umieją. Lekarz powiedział, że tata musi ćwiczyć mózg, więc Ola przyjeżdża z Nadią. Rozwiązują w trójkę krzyżówki i rebusy, malują kolorowanki.
- Dziadziu, pamiętasz, jak mam na imię?
Cisza.
Idą z Olą osiedlem, a pan Marian opowiada sąsiadowi, że żona zabrała go na spacer.
- Przestał nas poznawać, mama nie mogła sobie z tym poradzić. Sama jest bardzo schorowana, my z bratem pracujemy. Nie mieliśmy wyjścia, w październiku 2021 tata trafił do prywatnego domu opieki. Odżył. Samodzielnie jadł posiłki, ćwiczył na rowerku stacjonarnym. Uczesany, ogolony, obcięte paznokcie. Mimo choroby bardzo dobrze funkcjonował - opowiada Ola, na co dzień produkt menedżerka w jednym z warszawskich szpitali.
Na początku lipca ubiegłego roku zadzwonił do niej właściciel ośrodka. - Regularnie bywałam u taty, więc nigdy się w ten sposób nie kontaktował. Zdrętwiały mi ręce. Myślałam, że ojciec nie żyje. "Pani Olu, tata ma krwawienie z odbytu".
Karetka. Szpital.
PROSZĘ POCZEKAĆ, MAMY ZGON
Rozpoznanie wstępne: stan po krwawieniu z dolnego odcinka przewodu pokarmowego, cukrzyca typu 2, przewlekły zespół wieńcowy, migotanie przedsionków, zespół otępienny, przerost gruczołu krokowego.
Krwawienie ustaje. Marian Hausman ma opuścić szpital po kilku dniach, ale lekarz wstrzymuje wypis ze względu na rozwijający się stan zapalny. Najprawdopodobniej zakażenie bakteryjne. Antybiotyki.
Ola: Zaraz po informacji z ośrodka przyjeżdżam do szpitala, a tata leży na korytarzu pod kroplówką i próbuje wstać. Wchodzę za parawan, pielęgniarka mnie wyprasza. "Nie może pani tu być!".
- Tata chce iść do toalety.
- No to co? Mogę najwyżej założyć cewnik.
- Lekarz tłumaczył, że nie znają dokładnej przyczyny stanu zapalnego. Widziałam, że jest coraz gorzej. W ośrodku tata potrafił przejść kilkanaście metrów o lasce. W szpitalu z każdym dniem gasł, znikał w oczach. Kiedy go odwiedzałam, najczęściej spał.
Michał Hausman, syn pacjenta, pracownik działu IT Service Wirtualnej Polski, radny dzielnicy Włochy: - Po tygodniu zwróciłem lekarzowi uwagę, że tata wyraźnie słabnie. Odpowiedział: "Mamy rehabilitantkę, ale pacjent nie chce współpracować". Zaproponowałem, że wezmę urlop i będę pomagał w ćwiczeniach. Zostawiłem numer, ale doktor ani razu nie zadzwonił.
Michał opowiada o odwiedzinach.
- Wchodzę na salę, a tata z pełną pieluchą. Czuć w całym pomieszczeniu. Idę do pielęgniarek, ale odsyłają mnie do salowych. Akurat jadą z prześcieradłami. "Niech pan chwilę poczeka". Wracają, nagle zgon na oddziale. "Przyjdą, jak ogarną". Rozumiem, pilna sprawa. Ale przez godzinę nikt z personelu się nie zjawił.
Hausman nie chce jeść i pić, więc zakładają mu sondę. 27 lipca lekarz odnotuje w dokumentacji, że "pacjent toleruje ją względnie dobrze".
29 lipca: Chory względnie spokojny, dość logicznie odpowiada na proste pytania. Nadal utrzymywane jest unieruchomienie kończyn górnych, aby pacjent nie usunął sondy żołądkowej zapewniającej jego odżywianie.
Ola: - Przypięli tacie ręce pasami i nawet nie powiedziano mi, kiedy rozpoczęto stosowanie przymusu. Poza tym w takich wypadkach ktoś powinien sprawdzać jego stan przynajmniej raz na piętnaście minut. W dokumentacji medycznej, którą otrzymałam ze szpitala, nie ma takich informacji.
Zobacz także
MUSI PANI COŚ ZOBACZYĆ
Marian Hausman spędza w szpitalu niecały miesiąc - opuszcza go 2 sierpnia 2022 po naciskach rodziny. Szpital odnotowuje, że stan pacjenta się poprawił. Karetka odwozi go do domu opieki pod Warszawą.
Właściciel mówi Oli, żeby się niczym nie martwiła, że dobrze zaopiekują się tatą, że jeszcze wydobrzeje. Ale kilkanaście minut po jej wyjściu z ośrodka, dzwoni: - Musi pani coś zobaczyć.
Alaksandra zawraca. To wtedy widzi ogromną czarną odleżynę na plecach ojca. - Pielęgniarka schowała twarz w dłoniach. "Boże, jak my go z tego wyprowadzimy?!". A właściciel powiedział wprost, że jeśli czarny płat odpadnie, wyjdzie kość. Zrobiło mi się słabo. Tata nie miał nawet założonych żadnych opatrunków. Nie wiedziałam, co robić. W kółko pytałam siebie: jak mam mu pomóc? I nie znajdowałam odpowiedzi.
Jedzie do apteki – personel domu opieki zrobił jej listę, żeby odpowiednio zaopatrzyć rany. Stara się nie myśleć, po prostu działa. Ale po południu znów dzwonią z ośrodka i Ola już wie.
- Nie żyje?
- Nie żyje.
Zatrzymanie krążenia.
Znowu: pokój w domu opieki. Córka całuje ojca w czoło na pożegnanie. Patrzy na niego ostatni raz i rusza w kierunku drzwi. Na dole czeka właściciel ośrodka.
- Przynajmniej pani tata już nie cierpi – rzuca i chwilę milczy.
- Pani Olu, może on niepotrzebnie jechał do tego szpitala?
WYPIS SIĘ SKASOWAŁ. A KARETKA CZEKAŁA
- Żeby było jasne: nie twierdzę, że szpital przyczynił się do śmierci taty, nie mam na to dowodów. Twierdzę natomiast, że dopuścił się sporych zaniedbań w pielęgnacji. Przed śmiercią ojciec wcale nie musiał tak cierpieć - mówi Ola.
I pokazuje dokumentację medyczną.
W zaleceniach i wskazaniach dot. dalszego sposobu leczenia i pielęgnowania nie ma nic o odleżynach IV stopnia. A w wypisie pielęgniarskim, zwraca uwagę Ola, mowa jedynie o pomocy przy toalecie, poruszaniu się i odżywaniu. Pole "postępowanie z raną/odleżyną" jest niezaznaczone.
- Jak szpital tłumaczy, że w wypisie nie wspomniał o rozległych odleżynach? - pytam.
Ola znów sięga po dokumentację medyczną. Notatka służbowa lekarza prowadzącego z 3 sierpnia 2022:
"Pacjent był wypisany z odleżynami bez wzmianki w wypisie, ale musiałem ten wypis pisać szybko, podczas gdy na pacjenta czekała karetka. Uprzednio sporządzany wypis został utracony, ponieważ zostałem w trakcie jego pisania zawołany do pilnej interwencji u jednego z chorych i nie zapisałem go, a zanim powróciłem, system wylogował mnie automatycznie.
Rozumiałem, że chory jest wypisywany do placówki opiekuńczej dysponującej opieką medyczną. W dniu wypisu córka chorego była obecna, widzieliśmy się, ale nie zwróciła się do mnie o informację o chorym. Upewniała się jedynie, że tata będzie wypisany".
Aleksandra: - Jeśli lekarz tłumaczy, że wypis mu się skasował, a potem się spieszył, to chyba coś tu jest mocno nie tak. Pan doktor sugeruje jeszcze, że nie powiedział nic o odleżynach, bo nie zapytałam. To już po prostu absurd.
TELEFON Z PRZEPROSINAMI
Marian Hausman został przyjęty bez odleżyn. Ryzyko ich powstania było duże (pacjent leżący, z całkowitą niesprawnością przy zmianie pozycji, nietrzymający moczu i stolca). Według dokumentacji medycznej stosowano profilaktykę przeciwodleżynową m.in. w postaci materaca przeciwodleżynowego, nacierania i oklepywania, środków pielęgnacyjnych i zmiany opatrunku. Natomiast, jak wynika z dokumentów, nie zmieniano pozycji pacjenta co dwie godziny.
W cytowanej już notatce z 3 sierpnia lekarz prowadzący przekonuje, że ze strony szpitala nie doszło do zaniedbań:
"Odleżyny powstały u chorego, bo w tej sytuacji praktycznie niemożliwe było utrzymanie go bez odleżyn. Chory był mało komunikatywny i dementywny. Nie chciał utrzymywać zmienionej pozycji ciała i powracał do leczenia na wznak. Przy próbach poruszania był agresywny w stosunku do personelu.
Rehabilitantka przy podejmowanych próbach uruchomienia pacjenta nie była w stanie uzyskać jakiegokolwiek efektu w związku z brakiem współpracy ze strony chorego i oporem z jego strony. Pomimo pielęgnacji odleżyny stopniowo rozwijały się. W tej sytuacji trudno było oczekiwać innego efektu".
Za to dyrektor medyczny, według relacji Aleksandry, jest zdania, że szpital mógł zrobić dużo więcej.
- Skrytykowałam ich w mediach społecznościowych i opublikowałam zdjęcia odleżyn. Tego samego dnia, 3 sierpnia o 22:00, dostałam telefon od dyrektora medycznego. Przeprosił i powiedział, że doszło do zaniedbania ze strony personelu średniego. Zapytałam: "a lekarz prowadzący?". Dyrektor odpowiedział, że on też bije się w pierś. Ponownie przeprosił i zaproponował, że znowu przyjmą ojca, by opracować odleżyny.
Powiedziałam mu, że tata nie żyje.
Zobacz także
DR PAWEŁ GRABOWSKI: MAMY SPORY PROBLEM SYSTEMOWY
Dr Paweł Grabowski, specjalista medycyny paliatywnej, dyrektor hospicjum św. Eliasza:
– Coraz więcej pacjentów trafia do nas ze szpitali z odleżynami. W większości przypadków to wynik zaniedbań placówek. Jeśli dziś szpitale tłumaczą się, że pacjent musiał leżeć i nie chciał współpracować, jest to absurdalne. Są sporadyczne sytuacje, gdy pielęgnacja przebiega, jak należy, a mimo to odleżyna powstanie. Dzieje się tak np. z powodu odbiałczenia lub innych niedoborów w organizmie. Powodem może być uogólniona miażdżyca lub cukrzyca, co zwiększa skłonność do powstawania odleżyn, które gorzej się goją. Natomiast jeśli człowiek kładzie w szpitalu bez ran i wychodzi z odleżynami czwartego stopnia, jest to, mówiąc łagodnie, głęboko niepokojące. Takie odleżyny musiały być przecież najpierw odleżynami pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia – analizuje lekarz.
– Jeśli odleżyna jest już czarna, powinna się odbyć konsultacja chirurgiczna. Martwicze tkanki zostają wycięte. Następnie powinny zostać założone opatrunki specjalistyczne. A jeśli już doszło do takiej sytuacji i pacjent opuszcza szpital, w wypisie absolutnie musi być skierowanie do miejsca, w którym odleżyna będzie specjalistycznie leczona – dodaje dr Grabowski.
Wtóruje mu mec. Jolanta Budzowska specjalizująca się w sprawach o błędy medyczne.
– Wpływają do mnie podobne skargi. Są szczególne przypadki, np. pacjenci z czterokończynowym porażeniem, których bardzo trudno uchronić przed odleżynami. Natomiast tworzenie się ran u pacjenta staje się w polskich szpitalach normą, a nie powinno tak być. Tłumaczenie, że pacjent nie chciał leżeć w określonej pozycji i współpracować, absolutnie nie jest wystarczające - zaznacza.
Dr Paweł Grabowski: - Mówimy o ważnym problemie systemowym w polskiej służbie zdrowia. Pielęgniarki są zawalone dokumentacją, mają mniej czasu na pacjenta i po prostu nie wyrabiają. Druga sprawa: jeśli pacjent choruje na żołądek, szpital ma wyleczyć żołądek. I właśnie z tego jest rozliczany. Dla systemu nie ma znaczenia, czy zrobią się odleżyny. Jeśli tak się stanie, placówka nie poniesie żadnych konsekwencji.
SZPITAL NIE KOMENTUJE SPRAWY
Postępowania wyjaśniające prowadzą Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej i Rzecznik Praw Pacjenta.
- Rzecznik Praw Pacjenta sprawdza, czy szpital dochował należytej staranności. […] Ze względu na skomplikowany charakter sprawy i konieczność weryfikacji kwestii medycznych zwrócił się o opinię do konsultantów wojewódzkich w dziedzinach chorób wewnętrznych - informuje Agnieszka Chmielewska z biura RPP.
Dwukrotnie zwróciłem się do szpitala z prośbą o komentarz. W październiku 2022 dyrektor ds. medycznych odmówił rozmowy, tłumacząc, że "trwają czynności wyjaśniające, w tym również przed zakładem ubezpieczeń".
Niedługo później ubezpieczyciel stwierdził, że nie doszło do popełnienia błędu medycznego lub niedołożenia należytej staranności. "Dokumentacja medyczna potwierdza, że profilaktyka przeciwodleżynowa była realizowana w trakcie hospitalizacji pacjenta".
W styczniu wystosowałem do szpitala prośbę o rozmowę z dyrektorem ds. medycznych i lekarzem prowadzącym.
"W sprawie wciąż trwają czynności wyjaśniające, pomijając kwestię postępowania przed zakładem ubezpieczeń. W związku z tym nie możemy udzielić wyjaśnień w sprawie ze względu na konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowań" - odpisała specjalistka placówki ds. administracyjno-prawnych.
TATĘ ODARTO Z GODNOŚCI
- Minęło pół roku, a nadal boli - mówi Aleksandra.
- Za każdym razem, kiedy pomyślę o śmierci taty, czuję złość. Jemu już nie pomogę, ale może nasza historia będzie sygnałem dla ludzi mających bliskich w szpitalu. Mam poczucie, że tatę odarto przed śmiercią z godności.
I wiem, kto za to odpowiada.
***
Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz: dariusz.faron@grupawp.pl
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski