Szokujące wyznanie Erdogana. Turcja miała "problemy z reakcją" po trzęsieniu
Liczba ofiar trzęsienia ziemi, które nawiedziły Turcję i Syrię, przekroczyła już ponad 11 tys. Maleją szanse na odnalezienie ocalałych. Prezydent Recep Tayyip Erdogan przyjechał w środę do zniszczonej w wyniku trzęsień ziemi prowincji Kahramanmaras. Turecki przywódca chciał skontrolować akcję ratunkową. Ujawnił także, że były pewne problemy w pierwszej reakcji na kataklizm.
Prezydent Turcji po wizycie w prowincji Kahramanmaras ma udać się do graniczącej z Syrią prowincji Hatay. Ta również została zniszczona przez kataklizm.
- Doświadczyliśmy pewnych problemów w pierwszej reakcji na trzęsienia ziemi, ale obecnie pracujemy już normalnie - powiedział w środę prezydent Turcji.
Erdogan, cytowany przez agencję Reutera, dodał, że drogi i lotniska w Turcji nie funkcjonowały poprawnie w wyniku kataklizmu, ale w jego ocenie sytuacja będzie się poprawiać z każdym dniem. Zaznaczył również, że obywatele powinni słuchać jedynie komunikatów rządowych i ignorować "prowokatorów" w czasie, gdy tysiące ludzi narzeka na brak środków do życia oraz powolną reakcję władz w obliczu trzęsień ziemi.
Przypomnijmy, że wcześniej Erdogan ogłosił stan wyjątkowy, który ma obowiązywać przez 90 dni w 10 prowincjach kraju, po tym jak w poniedziałkowym trzęsieniu ziemi i następujących po nim wstrząsach wtórnych zginęło ponad 11 tysięcy osób w Turcji i Syrii. Turecki prezydent podał w poniedziałek, że "to był największy kataklizm od 1939 roku".
Z kolei rzeczniczka Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Margaret Harris stwierdziła, że jeszcze "przez jakiś czas" trudno będzie oszacować rozmiar strat, a w tym momencie najważniejsze jest ocalenie od śmierci rannych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Kataklizm w Turcji. "To pokazuje, jak poważna jest sytuacja"
Tragiczny bilans wciąż rośnie
Liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, które nawiedziło w poniedziałek południowo-wschodnią Turcję i północno-zachodnią Syrię przekroczyła 11 tys. - wynika z najnowszego komunikatu służb.
"Washington Post" przekazał, że jest to najbardziej tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi od ponad dekady na całym świecie.
Niestety maleją też szanse na odlezienie ocalałych. Wciąż jednak, ale już z gasnącą nadzieją, zespoły ratowników w obydwu krajach dotkniętych katastrofą, szukając oznak życia w gruzach tysięcy budynków zniszczonych przez wstrząsy.
Miejscowym ratownikom pomagają zespoły poszukiwawcze z ponad dwudziestu krajów, które przysłały łącznie ponad 5 tys. osób do pomocy. Są wśród nich Polacy.
Dziennikarz o sytuacji w Turcji. "Niektóre ofiary zamarzły"
Sytuację w tureckim mieście Malatya, gdzie ciała zmarłych leżały obok siebie na ziemi, przykryte kocami, w oczekiwaniu na służby pogrzebowe, opisał dziennikarz Ozel Pikal.
Jego zdaniem niektóre ofiary zamarzły, ponieważ nocą temperatura obniżyła się do 6 stopni Celsjusza poniżej zera. - Dzisiejszy dzień nie jest łatwy, ponieważ od dziś w Malatyi nie ma już żadnej nadziei - powiedział Pikal. - Nikt nie wychodzi żywy spod gruzów - podkreślił i dodał, że brakuje ratowników, a zimno utrudnia wysiłki wolontariuszy i władz. Nieprzejezdne drogi i zniszczenia w regionie również utrudniają pracę.
Źródło: PAP, WP Wiadomości