Szef MSZ próbował bronić Morawieckiego. Tylko go ośmieszył
To, że podwładni bronią szefa jest normalne i częste. Niestety często jeszcze pogarszają sytuację. Najnowszy przykład to szef MSZ prof. Jacek Czaputowicz, który postanowił usprawiedliwić wypowiedź Mateusza Morawieckiego z Monachium. Winę zrzucił na nieznajomość angielskiego.
20.02.2018 | aktual.: 20.02.2018 13:20
Przeciwnicy wymiany Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego mają moment schadenfreude. Nowy premier w kryzysie dyplomatycznym z Izraelem (a także Ukrainą, USA i dużą częścią UE) zaliczył kilka wpadek. Ostatnia miała miejsce w Monachium, gdzie na dorocznej Konferencji Bezpieczeństwa szef rządu wśród sprawców Holokaustu wymienił Żydów. To na nowo zaogniło stosunki z Tel Awiwem, które zdawały się już nieco uspokajać.
Przez kilka dni po ostrej wymianie zdań z dziennikarzem Ronem Bergmanem w polskich mediach toczono dyskusje i snuto domysły, dlaczego premier popisał się takim brakiem wrażliwości historycznej. Z odpowiedzią pospieszył prof. Jacek Czaputowicz, minister spraw zagranicznych który udzielił wywiadu "Dziennikowi Gazecie Polskiej".
- Premier zabrał głos w Monachium. Na prośbę organizatorów odpowiadał na pytania po angielsku, który nie jest jego językiem ojczystym. Użył słów, które mają również inną konotację, mówiąc o współpracownikach niemieckich nazistów. Źle, że dokonuje się obecnie interpretacji tej wypowiedzi w oparciu o wyrywane z kontekstu zdania czy słowa. Trzeba docenić chęć udzielenia szczerej odpowiedzi w języku, w jakim zostało zadane pytanie, a nie doszukiwać się treści, które nie padły - przekonywał szef MSZ. Podobne tłumaczenia minister przedstawiał też w innych wywiadach.
Można zrozumieć, że prof. Czaputowicz chciał wybronić swojego szefa. Ale tylko go ośmieszył. Bo ważne, by lider znał swoje ograniczenia. Premier powinien był mieć świadomość, że materia jest skomplikowana i zawiła, a jego znajomość języka angielskiego nie daje pewności, że obędzie się bez wpadek. Minister Czaputowicz wyraźnie pokazał, że Morawiecki nie był w stanie przyznać, że nie czuje się na siłach, by poprosić o tłumacza. Nawet nie podczas całej konferencji prasowej, ale w najbardziej newralgicznych momentach.
Tak niewiele wystarczyłoby, żeby uniknąć kolejnego zaostrzenia sporu. Niestety naszą dyplomację przerosło nawet to.