Szczyt Trump-Putin w Helsinkach. Widmo nowej Jałty
Jeszcze żadne spotkanie dyplomatyczne nie wywoływało tylu emocji i obaw po obu stronach Atlantyku. Przez 90 minut prezydenci Rosji i USA będą pozostawieni sam na sam i nikt tak naprawdę nie wie dlaczego i po co. - Na takich sytuacjach nasz region zwykle wychodzi bardzo źle. Tak jak w Jałcie - mówi WP Marcin Zaborowski.
Można odnieść wrażenie, że na ten dzień Trump czekał niemal od początku swojej kampanii wyborczej, w której szumnie zapowiadał dogadanie się z Władimirem Putinem i początek nowej ery w relacjach z Rosją. Obaj liderzy spotkali się już dwa razy, ale tylko przy okazji międzynarodowych spotkań w szerokim gronie. Teraz będą mieć okazję do dłuższej rozmowy w cztery oczy (nie licząc tłumaczy).
I o ile Trump jest wyraźnie podekscytowany tą perspektywą, wywołuje ona wielkie obawy wśród niemal wszystkich obserwatorów i polityków w Europie, Ameryce, a nawet samym Białym Domu.
- Czy cieszy się pan na to spotkanie? - zapytała w poniedziałek rano reporterka BBC Tara McKelvey generała Johna Kelly'ego, szefa personelu Białego Domu. Odpowiedź była zwięzła: "Nie".
Burza przed burzą
Powodów takiej postawy nietrudno się domyślić. Amerykański prezydent podchodzi do spotkania z Putinem świeżo po europejskim tournee, w którym wstrząsnął podstawami zachodniego sojuszu i ładu światowego. Na szczycie Brukseli NATO-6130285597505153c) wywołał ogromny zamęt, grożąc nawet wycofaniem się z sojuszu. Wizytując największego sojusznika Ameryki, Wielką Brytanię, obraził jej premier krytykując ją w dniu wizyty za zbyt łagodne podejście do Brexitu (a na dodatek radząc jej, by "podała Unię do sądu"). Tuż przed wyjazdem do Helsinek, nazwał Unię Europejską wrogiem Ameryki. Teraz, wbrew radom swoich doradców, spotyka się z rosyjskim prezydentem, który pomógł mu wygrać wybory. W jakim celu? Tego zdawał się nie wiedzieć nawet sam Trump. Pytany przez telewizję CBS o cel rozmów odpowiedział tylko: "powiem wam po spotkaniu".
- Nawet doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton nie do końca zdawał się wiedzieć, o czym będą rozmawiać Trump i Putin. Dlatego dyskutując o tym, czego możemy się spodziewać, poruszamy się w obszarze czystej spekulacji - mówi WP Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura think tanku German Marshall Fund. - Na pewno mamy dziś do czynienia z pewnym siebie Trumpem, "wyemancypowanym" spod wpływu swoich doradców. Widać to było wyraźnie podczas szczytu NATO, gdzie kluczowe postaci, jak np. szef Pentagonu generał Mattis, byli na uboczu - dodaje.
Według Baranowskiego, Trump będzie polegać przede wszystkim na własnych odczuciach i intuicji, co w perspektywie spotkania z doświadczonym graczem takim jak Putin, daje powody do niepokoju.
Widmo nowej Jałty
Dlatego nie brakuje głosów spodziewających się najgorszego: nowego wielkiego układu między mocarstwami, "nowej Jałty", która miałaby wyznaczyć nowy międzynarodowy porządek i podział stref wpływów. Oraz "przehandlowania" Ukrainy przez Trumpa. Tego od dawna oczekuje Władimir Putin. Tego wyraźnie obawia się m.in. ukraiński prezydent Petro Poroszenko. Na kilka dni przed spotkaniem Trump-Putin, Poroszenko opublikował w "Financial Times" tekst, w którym wyraził nadzieję, że Ameryka zgodnie z poprzednimi ustaleniami nie będzie podejmować żadnych decyzji ws. Ukraińców ponad ich głowami.
Czy to życzenie się spełni? Wstępne przecieki wskazują, że Ukraina będzie tematem pertraktacji. Według jednego z amerykańskich dyplomatów cytowanych przez Politico, Rosja mocno sygnalizowała, że jest gotowa do złożenia poważnej oferty w sprawie Ukrainy. Ale według Marcina Zaborowskiego, politologa z Visegrad Insight i byłego szefa PISM, powody do zmartwienia mogą mieć także Polska i pozostałe kraje regionu.
- Wiemy, że Trump nie lubi Europy i nazywa ją swoim wrogiem. Nasz region nie jest dla niego ważny. Bardzo ważny jest natomiast dla Putina. To musi budzić obawy, tym bardziej ze względu na "intymny" charakter spotkania. To znaczy, że chcą rozmawiać o czymś, o czym nie chcą informować opinii publicznej - mówi ekspert. - Interesy Europy Środkowo-Wschodniej niemal zawsze w takich sytuacjach cierpiały. Tak jak w Jałcie w 1944 roku - zauważa.
Jak dodaje, spotkanie zapewne zakończy się listą konkretnych ustaleń lub podpisaniem dokumentów, ale najważniejsze decyzje mogą zostać podjęte nieformalnie.
- To może się odbyć na zasadzie: Wiesz Władimir, te trzy tysiące żołnierzy w Polsce jeszcze trochę pobędą, ale potem się ich pozbędziemy. Efekty tych decyzji możemy poznać dopiero później, obserwując jak będzie się zmieniać polityka USA - mówi Zaborowski.
Szerokie pole do ubicia targu
Sam Trump mniej wydaje się skoncentrowany na szczegółach, niż na generalnej chęci zbliżenia z Rosją. Przed spotkaniem nie wykluczał niczego. Co z Krymem? Zobaczymy. Czy USA zawieszą ćwiczenia wojskowe w Europie? Niewykluczone. W swoim ostatnim tweecie przed rozmową z Putinem, winę za zły stan stosunków z Rosją zrzucił na... swój własny kraj.
- Gama rozwiązań jest bardzo szeroka. Dla Trumpa ważna jest Syria, zaś dla Putina sprawy takie jak baza antyrakietowa w Redzikowie. Wątpliwe jest, by jeszcze kilka miesięcy temu Trump w ogóle o niej wiedział - mówi Baranowski. - Uważam, że trzeba brać Trumpa na słowo. Kwestia uznania aneksji Krymu była podnoszona, więc możliwe, że będzie dyskutowana. Ale nie jestem przekonany, że o wszystkich decyzjach podjętych na szczycie dowiemy się od razu po szczycie - dodaje.
"Nasze relacje z Rosją nigdy nie były gorsze za sprawą wielu lat amerykańskiej głupoty, a teraz [za sprawą] Ustawionego Palowania na Czarownice" - napisał amerykański prezydent, czyniąc aluzję do śledztwa w sprawie rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory i współpracy kampanii Trumpa z Rosjanami. Dwa dni wcześniej postawiono zarzuty dwunastu funkcjonariuszom rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU za ich włamanie na serwery Demokratów i kolportację ukradzionych e-maili. Teoretycznie powinno to ostudzić zapał Trumpa do dobicia targu z Putinem. Ale w praktyce może być inaczej.
- Trump widzi w tym śledztwie nie tylko "polowanie na czarownice", ale też ingerencję w jego pole manewru, jeśli chodzi o dyplomację względem Rosji - tłumaczy Baranowski.