Szczęśniak: "Po słowach Kaczyńskiego o Szyszce śmierć znów stała się kampanijnym narzędziem" (Opinia)
Bardzo brzydko się bawi Jarosław Kaczyński. Brzydko i groźnie. W ciągu kilku godzin po śmierci Jana Szyszki Jarosław Kaczyński najpierw zasugerował, że były minister padł ofiarą nagonki ze strony opozycji i mediów, a następnie rozmył swoje własne słowa. Ale kto miał je usłyszeć, to usłyszał.
To nie Kaczyński sam pisze teksty w prorządowych mediach, nie Kaczyński montuje wideo w TVP, ale ci, którzy to robią, już wiedzą, co do nich należy.
"Majestat śmierci nie pozwala mi dzisiaj o tym mówić, ale trzeba będzie o tym powiedzieć, bo to nie był przypadek, że akurat dzisiaj, że akurat teraz” - to pierwsza wypowiedź prezes PiS o śmieci byłego wielokrotnego ministra Jana Szyszki. Kaczyński zaznaczył, że "Jan Szyszko odszedł przedwcześnie i w szczególnych okolicznościach”. Te okoliczności to kampania wyborcza i ataki, z jakimi spotykał się w jej trakcie Szyszko. Nic tu nie jest powiedziane wprost, odbiorcy sami mają sobie dośpiewać, dlaczego śmierć Szyszki nie była przypadkowa i kto za nią stał.
Kaczyński jednak zaraz tę wypowiedź złagodził. W późniejszej rozmowie z Polską Agencją Prasową nie był już tak ostry i jednoznaczny: "Oczywiście nie jestem lekarzem, nie wiem, jaki to miało wpływ na jego przedwczesną śmierć, ale przypuszczam, że miało”. "Przypuszczam”? To nie jest wypowiedź w stylu biblijnego "tak, tak, nie, nie”. To nie jest wypowiedź odpowiedzialnego przywódcy politycznego, który zdaje sobie sprawę ze znaczenia swoich słów i z napięć towarzyszących kampanii wyborczej. To nie jest wypowiedź o faktach, jakie znamy w czwartek 10 października: że Jan Szyszko zmarł z powodu zatorowości płucnej. Jednak obie te wypowiedzi wiele mówią o strategii PiS na finiszu kampanii wyborczej.
Kaczyński jak radykalny imam?
"Czy abp Jędraszewski i Jarosław Kaczyński zdają sobie sprawę, że idą drogą radykalnych imamów?” - pytała niedawno dziennikarka Ewa Siedlecka.
I jest w tym porównaniu wiele słuszności. Przemówienia Kaczyńskiego coraz częściej brzmią nie jak mowy polityczne, lecz jak radykalne kazania. Prezes PiS przebiera się w szaty wielkiego moralisty, grzmi o fundamentalnych wartościach, piętnuje tych, którzy je rzekomo naruszają i im zagrażają. Mówi nie jak do wyborców, których chce przekonać, tylko jak do wyznawców. W kazaniach jest miejsce na sprawy życia i śmierci. Śmierci zwłaszcza.
I właśnie do wyznawców były skierowane słowa "to nie był przypadek” o śmierci Szyszki. Tak samo jak wcześniej słowa o zamordowaniu brata w Smoleńsku.
Wyznawcy w lot chwytają najdrobniejsze sugestie, a co najważniejsze: w ich imię są gotowi walczyć. Kaczyński użył wcześniej wyznawców do nagonki przeciwko osobom LGBT. "Wara od naszych dzieci” — krzyknął. A oni zrobili za niego całą robotę. Media społecznościowe rozgrzały się od memów i nienawistnych komentarzy, TVP przygotowała dziesiątki materiałów (ich ukoronowanie zobaczymy dziś — Telewizja szykuje materiał "Inwazja LGBT”, już sam zwiastun pełen jest manipulacji, np. zdjęć z Niemiec, pokazywanych jako ilustracja wydarzeń w Polsce). Finał to kamienie rzucane w uczestników Marszu Równości w Białymstoku, pobicie dziennikarzy OKO.press w Lublinie, ataki na gejów w wielu miastach.
Powtórka ze Smoleńska?
Dwa dni przed ciszą wyborczą Kaczyński wplątuje śmierć byłego ministra w kampanię wyborczą. Robi to jednak ostrożniej, niż wtedy gdy wykorzystywał katastrofę smoleńską do zdobywania poparcia. Nie unosi się krzykiem, mówi wręcz "nie sądzę, żeby miało to jakiś związek z jego śmiercią [ataki na Szyszkę]”, nie wskazuje palcem winnych, tylko sugeruje. Dlaczego?
Przez całą jesienno-letnią kampanię wyborczą PiS wyciszał polityczne emocje. Próbował uśpić wyborców opozycji. Z obawy przed masową mobilizacją elektoratu KO i Lewicy politycy PiS stonowali język, skupili się na gospodarce, premier zaczął udzielać wywiadów nieprzychylnym PiS mediom. Byle tylko "tamci” z wielkich miast nie przeważyli nad "naszymi” z małych miejscowości.
To pamięć po błędzie z kampanii samorządowej. Tuż przed ciszą wyborczą PiS wypuścił obrzydliwy spot o uchodźcach uderzający w Platformę Obywatelską. Zraził on wielu bardziej umiarkowanych wyborców PiS i prawdopodobnie przyczynił się do większego zwycięstwa opozycji w wielkich miastach.
Przez kilka godzin w środę wydawało się, że PiS chce mieć swojego Pawła Adamowicza - ofiarę hejtu i medialnej kampanii nienawiści. Porównanie Szyszki i Adamowicza nie ma jednak żadnego sensu. 5 materiałów dziennie o Adamowiczu w TVP, powtarzanych wielokrotnie, bez jego odpowiedzi na zarzuty, to nie to samo co nawet najbardziej krytyczne wobec polityki Szyszki artykuły (nie mówię tu o wielu skandalicznych wypowiedziach w mediach społecznościowych, które pojawiły się już po jego śmierci).
Dziś PiS chce być barankiem o łagodnym spojrzeniu i kłach wilka. Nagonka na osoby LGBT trwa w najlepsze. Ale może jedna nagonka wystarczy?
Tak czy siak, śmierć jest znów kampanijnym narzędziem.
Agata Szczęśniak dla WP Opinie