Stracili co trzecią maszynę. Rosjanie chcą cudu i powrotu produkcji
Po obu stronach frontu w Ukrainie najcięższe straty ponoszą maszyny lotnictwa szturmowego. Koniem roboczym nad frontem są samoloty szturmowe Suchoj Su-25. To prawdziwe "latające czołgi", które zapewniają wsparcie jednostkom lądowym. Są na tyle niezbędne, że po sześciu latach Kreml myśli o wznowieniu ich produkcji. Jest jednak pewien problem.
Rosyjska doktryna użycia sił powietrznych wywodzi się jeszcze z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Przez stulecie była jedynie nieznacznie modyfikowana, aby dostosować ją do zmieniających się warunków geopolitycznych i rozwoju technologicznego samolotów.
Zarówno za czasów ZSRR, jak i obecnie, lotnictwo ma głównie wspierać wojska lądowe. Stąd duże floty samolotów frontowych. I dokładnie ta myśl taktyczna jest wykorzystywana i rozwijana podczas napaści na Ukrainę.
Potężny arsenał lotniczy Rosjan
Rosja brutalnie zaatakowała Ukrainę 24 lutego 2022 roku - i pomimo propagandowych twierdzeń - rozpoczęła się wówczas pełnowymiarowa inwazja. Przed wojną Rosjanie posiadali ok. 260 bombowców Su-24M i ok. 200 samolotów szturmowych Su-25. Poza nimi zadania nad frontem mogą wykonywać bombowce Su-34, których Rosjanie mają około setki, a także - w ograniczonym zakresie - wielozadaniowe Su-30 oraz myśliwskie MiG-29.
Jednak tylko Su-25 nadal operuje nad frontem. Wszystkie inne typy - ze względów bezpieczeństwa - dostały zakaz wlatywania w ukraińską przestrzeń powietrzną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trudne zadania
Od początku rozpętanej przez Kreml wojny Rosjanie stracili podczas zadań bojowych co najmniej 28 samolotów szturmowych, a to stanowi 30 proc. użytych sił. Drugie tyle to straty niebojowe oraz te ze względu na nieopłacalność napraw uszkodzonych maszyn. Ukraińcy stracili aż 22 maszyny z ok. 30, jakie posiadali, choć Rosjanie twierdzą, że zestrzelili ponad 70 maszyn.
Tak wysokie straty są spowodowane taktyką użycia samolotów. Obie strony używają ich bezpośrednio nad frontem, który jest bardzo nasycony systemami przeciwlotniczymi krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu. W efekcie piloci ograniczyli loty z podwieszonymi bombami tuż nad celami, a przeszli na tzw. lofting.
Polega on na odpaleniu salwy niekierowanych rakiet na bardzo niskiej wysokości podczas wznoszenia pod ostrym kątem i natychmiastowym odejściu pod osłoną flar. W ten sposób atakowane są umocnione punkty i rejony rozśrodkowania na bezpośrednim zapleczu. Tę taktykę z powodzeniem wykorzystują także śmigłowce.
Wadą tego sposobu ataku jest znaczne zmniejszenie skuteczności uderzeń. Jednak Ukraińcy nie mają wyboru ze względu na ograniczoną liczbę maszyn, jakimi dysponują, a Rosjanie ze względu na niezwykle silną obronę przeciwlotniczą Ukraińców.
Pilna potrzeba
Duże straty, a równocześnie olbrzymie zapotrzebowanie na samoloty wsparcia, spowodowały, że Rosjanie od niemal roku zastanawiają się, czy nie wznowić produkcji Su-25. Problem w tym, że jedyna działająca linia produkcyjna maszyn tego typu znajduje się w Gruzji. Zakłady TAM remontują i modernizują własne maszyny i te wykorzystywane przez kraje afrykańskie.
Z pomocą chciał przyjść Alaksandr Łukaszenka, który zapowiedział w lutym tego roku, że Białoruś może rozpocząć produkcję Su-25. Na zapowiedziach jednak się skończyło, a zapotrzebowanie na samoloty szturmowe nie zmalało. Zwłaszcza, że Rosjanie nadal nie potrafią poradzić sobie z zaprojektowaniem szturmowego bezzałogowca, który mógłby przejąć choćby część zadań Su-25.
Powracająca doktryna
Dla Rosjan tego typu samolot jest wręcz niezbędny. Na przełomie lat 20. i 30. XX w. radzieccy teoretycy wojskowości ostatecznie sformułowali teorię głębokiej operacji ofensywnej wykonywanej przez nacierające jednostki zmechanizowane, które miały blisko współpracować z samolotami szturmowymi. Prace nad opancerzonymi samolotami rozpoczęli już pod koniec lat 20. XX w.
W ich wyniku powstał pomysł na Tupolewa ANT-17. Ostatecznie zrezygnowano z budowy tej maszyny, ale prace nad nim dały początek całej serii różnego rodzaju prototypów, których uwieńczeniem był Ił-2. W czasie II wojny światowej pojawiły się różne - mniej lub bardziej udane projekty. Jednak aż do połowy lat 50. trzonem lotnictwa szturmowego był Ił-10, który był jedynie rozwinięciem Iła-2.
Po jego wycofaniu Sowieci stwierdzili, że rolę samolotu szturmowego może pełnić myśliwiec bombardujący. Dość szybko okazało się jednak, że wsparcie sił lądowych przez naddźwiękowe myśliwce jest w zasadzie niemożliwe ze względu na zbyt duże prędkości tych samolotów. Piloci nie mieli czasu wykryć celu, co zmusiło ich do rozpoczęcia drugiego podejścia do ataku. W szybko zmieniającej się sytuacji bojowej powtarzanie podejście oznacza znacznie większą szansę na zestrzelenie maszyny. Biuro Suchoja z własnej inicjatywy postanowiło opracować odpowiedni samolot.
"Latający czołg"
Konstruktorzy założyli, że samolot przede wszystkim musi mieć opancerzoną kabinę pilota i systemy kluczowe do przeżycia nad frontem. Powinien mieć zdolność do operowania z trawiastych lotnisk i łatwość obsługi, która pozwala w krótkim czasie przygotować samolot do misji. W lutym 1975 r. oblatano prototyp, a sześć lat później został przyjęty na stan Armii Radzieckiej.
Powstał "latający czołg", którego opancerzenie waży prawie 600 kg. Kokpit wykonany jest ze spawanego tytanowego pancerza o grubości od 10 do 24 mm. Pilot jest prawie całkowicie chroniony przed ogniem z dowolnej broni kalibru do 12,7 mm, a na najbardziej zagrożonych kierunkach - kalibru do 30 mm.
Czytaj również: Koniec z pomocą dla Ukrainy? Biały Dom ostrzega
Maksymalnie może przenieść 4400 kg uzbrojenia na 10 podskrzydłowych pylonach. Głównie uzbrojenia niekierowanego. Su-25 może przenosić jedynie trzy typy pocisków kierowanych krótkiego zasięgu. W zależności od wersji Ch-25 ma zasięg do 40 km, Ch-29 do 30 km.
Ta ostatnia ma jednak tę wadę, że sposób naprowadzania - zależny od warunków pogodowych - znacznie ogranicza zasięg. Powoduje to, że samoloty muszą operować niemal nad samą linią frontu, co generuje duże straty. W dodatku Rosjanie mają ich niewiele. Stąd właśnie pomysł wykorzystania taktyki "loftingu".
W wielu sytuacjach, kiedy liczy się szybkie wsparcie dla atakujących oddziałów, Su-25 jest wręcz niezastąpiony. Dlatego pomysł wznowienia produkcji będzie wracał jak bumerang. Żaden inny rosyjski samolot nie poradzi sobie nad frontem, jak "latający czołg" Suchoja.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: Nagłe załamanie pogody w Ukrainie. Zmieni bieg wojny?