Strach paraliżuje Komańczę w Bieszczadach. Chcą "straży obywatelskiej"
Mieszkańcy Komańczy domagają się powołania straży obywatelskiej. We wsi lęk budzi tajemniczy samochód, z którego ma być prowadzona obserwacja posesji. W ostatnim czasie w powiecie sanockim dochodzi do licznych kradzieży. - Nie jest u nas bezpiecznie. Jest nawet taka atmosfera lekkiej grozy. Ludzie się boją - słyszymy.
12.09.2024 | aktual.: 12.09.2024 09:33
Na mieszkańców gminy Komańcza padł strach. Kilka dni po rozboju u znanych sanockich biznesmenów we wsi pojawiły się niezidentyfikowane osoby, poruszające się ciemnoniebieskim samochodem marki Volkswagen na angielskich numerach. Kobieta i mężczyzna wyglądali, jakby prowadzili obserwacje posesji.
Jak słyszymy w gminie, kilkanaście osób poinformowało o tym fakcie wójta. Władze wystosowały więc apel do mieszkańców, w którym nawołują do czujności. Każdy, kto zauważy podejrzanych, powinien skontaktować się z policją w Komańczy lub Sanoku, ewentualnie Strażą Graniczną czy urzędem gminy.
Pod sklepem Sezamek mieszkańcy dyskutują między sobą o minionej nocy. Na lokalnej grupie kolejny raz pojawiły się głosy o niepokojącym niebieskim samochodzie. - To nie mogą patroli wysłać? Wszyscy w Sanoku? - dopytuje rozgoryczony Piotr. - Mogą, ale się im nie chce - odpowiada mu Kamil. - Oni nas zawsze mieli w poważaniu - kwituje Paweł, popijając napój energetyczny.
Po chwili dodaje: - Nocka zarwana, miałem czuwanie, bo sprowadzamy z teściem samochody. Dziś nam dopiero montują kamery, to może jakoś ich odstraszy - mówi z nadzieją. Mężczyźni dodają, że wystosowali do gminy apel o powołanie straży obywatelskiej. - Na razie nie wiadomo, co z tego wyjdzie, ale chętni są. Ludzie się zgłaszają, bo jak sami o siebie nie zadbamy, to nikt tu o nas nie zadba - stwierdza Paweł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dbać o siebie mieszkańcy Komańczy potrafią od zawsze. Nauczyli się tego szczególnie przez ostatnie lata. W 2018 roku mieszkańców terroryzował tzw. Komandos. Mężczyzna pojawił się tam nagle. Mieszkańcy widywali go głównie w środku nocy lub o świcie. Nikt nie wiedział, gdzie mieszka, więc początkowo podejrzewano, że przychodzi pieszo ze Słowacji.
"Komandos" terroryzował Komańczę
"Komandos" przez dwa lata okradał domy, a w potem terroryzował ludzi bronią, którą skradł z domku letniskowego. Okazało się, że przez cały czas mieszkał w prowizorycznym obozowisku, pod gołym niebem.
Z relacji mieszkańców słyszymy, że policja zainteresowała się nim dopiero wtedy, gdy sprawa stała się medialna. - Założyliśmy foto pułapki, udało się zrobić mu zdjęcie. Wysłaliśmy do różnych redakcji i wtedy nagle policja stwierdziła, że go poszuka - relacjonuje Kamil. Finalnie został zatrzymany przy pomocy antyterrorystów w 2021 roku. 38-letni mieszkaniec powiatu tarnowskiego był poszukiwany listem gończym wydanym przez Sąd Rejonowy w Tarnowie, gdyż uciekł przed odbyciem kary za kłusownictwo.
- Były też rozboje i kradzieże. Rok temu splądrowali plebanię u naszego księdza w Wisłoku (Wisłok Wielki - niedaleka miejscowość - przyp. red). Była próba włamania do schroniska. Była kradzież ciągników, ogólnie rolniczych sprzętów. Jest tego u nas sporo. Najlepiej mieć oczy wokoło głowy - stwierdza Paweł.
Mieszkańcy w rozmowie z nami wspominają też zagadkową śmierć przedsiębiorcy Jerzego Krzanowskiego, którego firma częściowo znajduje się w sąsiedniej Rzepedzi. - To jest dziwna sprawa. Tam biznesmen, w Sanoku biznesmen... W tak krótkim czasie podobne sprawy. Nie daje nam to spokoju - mówi Kamil.
Jak zaznacza, w okolicy wiele osób pracowało w fabryce drewna, która dostarcza drzewo dla Nowego Stylu (firma Jerzego Krzanowskiego - red).
- To był porządny gość, głodny życia. W jego samobójstwo nikt tu nie wierzy. My w ogóle nie wierzymy służbom. Zamiatają pod dywan, co popadnie - dodaje Paweł.
Wójt: Ludzie się boją
- Tu od lat mamy problem z nielegalnym przekraczaniem granicy. Wykorzystują to różne szajki, i tak to się kończy. My tu jesteśmy przekonani, że te osoby podejrzane to albo z tego samego gangu, co w Sanoku, albo jakaś konkurencja - stwierdza Piotr.
- Nie jest u nas bezpiecznie. Jest nawet taka atmosfera lekkiej grozy. Ludzie się boją, bo już różne historie tu mieliśmy. Jak przychodzi co do czego, to policja umywa ręce. Oni to najlepiej pracują, jak się krew poleje, inaczej to gdzieś mają - stwierdza bez ogródek pani Beata, która właśnie wychodzi ze sklepu.
- Jest strach po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w Sanoku. Ludzie tak się boją, że chcą powołania straży obywatelskiej - mówi wójt Roman Bzdyk.
Jak dodaje, na ten moment widać działania funkcjonariuszy policji na terenie gminy. Zapewnia także, że osobiście dopilnuje, aby ludzie znów poczuli się bezpiecznie i nie będzie obawiał się wywierać presji na służby.
Roman Bzdyk potwierdza relacje mieszkańców o opieszałości służb przy lokalnych kradzieżach i rozbojach. - Będziemy ich pilnować - dodaje. - Póki co, nie mamy środków na monitoring, ale już wiemy, że to konieczna inwestycja - podsumowuje.
Służby mają trop ws. napaści
Posterunek policji w Komańczy działa od poniedziałku do piątku od 7.30 do 15.30. Interwencje poza tymi godzinami są obsługiwane przez policjantów z Sanoka, oddalonego o około 40 minut jazdy.
Policja z Sanoka w rozmowie z nami niechętnie odnosi się do sprawy. Potwierdza jedynie, że zgłoszenia od mieszkańców są, ale nie ma dowodów, które wskazywałyby, że sprawa niebieskiego samochodu łączy się z sanockim rozbojem. Zapewnia, że policjanci weryfikują wszystkie zgłoszenia mieszkańców i niczego nie bagatelizują.
Przypomnijmy, że do brutalnego rozboju doszło w nocy z 26 na 27 sierpnia w Sanoku w jednym z domów w dzielnicy Zatorze. Do zamożnej rodziny nad ranem wtargnęło czterech zamaskowanych sprawców. Mężczyźni, mówiący ze wschodnim akcentem, zażądali wydania wszelkich kosztowności, biżuterii, a nawet telefonów rodziny. Skrępowali domowników oraz ich wnuki. Dzieci zostały zamknięte w łazience, podczas gdy bandyci zaczęli torturować małżeństwo J.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się Wirtualna Polska, kobieta i mężczyzna mieli być polewani wrzątkiem, bici, a nawet grożono im śmiercią. Finalnie małżeństwo wydało cały zgromadzony w domu majątek, a sprawcy uciekli.
Z nieoficjalnych informacji, do których dotarliśmy, wynika, że służby podejrzewają o rozbój gang pochodzenia gruzińskiego.
- W tym momencie relacje świadków i pokrzywdzonych wskazują, że napadu mogły dokonać osoby pochodzenia gruzińskiego. To, w jaki sposób dokonano rozboju, a także skradzione kosztowności wskazują na specyfikę działań tych gangów. Aktualnie trwa w Polsce szeroka operacja rozpracowywania tych struktur - mówi nam jeden z funkcjonariuszy podkarpackiej policji.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski