Status związku: "to skomplikowane". Rosja wciąż chce rządzić w Azji Centralnej
Raz pieniądze, raz broń, raz siłowa pacyfikacja. Rosjanie wciąż chcą odgrywać kluczową rolę w Azji Centralnej, choć mają tam nowy problem. Kazachstan chciałby zarabiać tam, gdzie Europa nie widzi już Rosjan. Byłe kraje ZSRR wiedzą doskonale, jaka jest cena za pełne uniezależnienie od Moskwy.
Pięćset lat temu Rosjanie wysłali do Azji Centralnej swoich ludzi.
Przedstawiciele Moskwy mieli dwa zadania. Pierwsze to nawiązanie kontaktów handlowych z chanami (czyli władcami panującymi w chanatach - w uproszczeniu to wschodnia forma królestwa). Drugie zadanie było tajne - posłańcy mieli nieco poszpiegować. Poznać miejsce i sytuację gospodarczą danego regionu.
Na podbój tych ziem Moskwa ruszyła dopiero kilkaset lat później. W XVIII wieku carowie przyłączyli do swojego rosnącego imperium tereny dzisiejszego północno-zachodniego Kazachstanu.
Rosjanie rękę położyli wtedy na terenach tzw. Młodszego Żuzu, czyli jednego z trzech kazachskich regionów - który budowały najmłodsze kazachskie rody. Władcy carskiej Rosji nie zamierzali stosować taryfy ulgowej dla podbitych terenów - przy wyborze władcy kazachska elita miała się zbierać na polach Orenburga (to miasto w zachodniej Rosji, nad rzeką Ural), odczytywana przez następcę tronu przysięga była w języku rosyjskim i tatarskim, a jej treść była wysyłana z Moskwy.
POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS O CIEKAWYCH WYDARZENIACH ZE ŚWIATA. DALSZY CIĄG ARTYKUŁU POD PODCASTEM.
Rosja obiecywała spokój i pokój zarówno w handlu pomiędzy Europą i Azją, jak i na co dzień. Zapewniała obronę przed najazdami koczowników, a jednocześnie przedstawiała swoją ofertę gospodarczą. Pieniądze w polityce rosyjskiej niemal od zawsze miały kusić najlepiej - również tych, którzy byli siłą kolonizowani.
Petersburg, ówczesne rosyjskie okno gospodarcze na świat, był zainteresowany uprawami bawełny i hodowlą jedwabników na azjatyckich stepach. Dla Rosji obecność w Azji Środkowej była też sukcesem politycznym. Wtedy był to element rozgrywki pomiędzy Rosją a Wielką Brytanią. Polityczne starcie przeszło do historii pod nazwą "Wielkiej Gry" tych mocarstw, bo trwała niemal sto lat.
Rosja radziecka odkryła z kolei, że Azja Centralna może być dostawcą również innego złota - surowców i węglowodorów. Do listy produktów sprowadzanych z tych ziem dopisane zostały ropa naftowa, gaz ziemny, żelazo, uran i inne metale, a także siarka. Opłacało się to na tyle, że do regionu powędrowały dziesiątki maszyn do wydobycia, produkcji i przetwarzania owych surowców z całego Związku Radzieckiego.
Dziś Rosjanie traktują Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Kirgistan trochę tak, jakby wciąż należały do ich imperium. W razie potrzeby - o tym, co jest potrzebą, decyduje Kreml - wyciągają pomocną rękę. Raz trzymają w niej ruble, raz broń.
A w ostatnim czasie pretekstów do wyciągania uzbrojonej dłoni nie brakowało.W całym regionie dochodziło do silnych napięć.
Na początku lipca krew spłynęła ulicami Nukusu - stolicy Republiki Karakałpackiej, która jest częścią Uzbekistanu. Centralne władze planowały zmianę w konstytucji, a ta miałaby zabierać sporą część autonomii właśnie temu regionowi. Efekt? Protesty, które zostały stłumione siłą. Kilkuset zatrzymanych, kilkudziesięciu rannych i ofiary śmiertelne to bilans zaledwie kilku dni starć.
Jeszcze wcześniej - bo w połowie maja - walki wybuchły w tadżyckim Badachszanie. Region jest izolowany od reszty kraju geograficznie i infrastrukturalnie (prowadzi tam tylko jedna droga), a obecnie także informacyjnie (internet jest po prostu odłączony). Ludzi na ulice pcha jednak fatalna sytuacja gospodarcza i walki lokalnych elit.
CZY TO JEST WCIĄŻ ROSYJSKIE IMPERIUM?
"Rosja uznaje ten region za część "rosyjskiego świata". Obecność w Azji Centralnej ma dla rosyjskiej władzy znaczenie ideologiczne" - ocenia Arkadiusz Legieć, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w analizach PISM dotyczących regionu. I wyjaśnia:
"Rosjanie postrzegają Azję Centralną jako potencjalne źródło destabilizacji z uwagi na zagrożenie terrorystyczne, przestępczość zorganizowaną czy ryzyko konfliktów etnicznych. Znaczenie regionu dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej znajduje odzwierciedlenie w oficjalnych dokumentach, czyli Narodowej Strategii Bezpieczeństwa i Koncepcji Polityki Zagranicznej".
Jak wylicza Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich w publikacji "Coraz dalej od Moskwy", dla Rosji Azja Centralna to z jednej strony obszar jej rywalizacji z innymi mocarstwami, z drugiej strony region, który Rosjanie silnie próbują integrować, z trzeciej potencjalne źródło zagrożeń terrorystycznych i separatystycznych, a z czwartej źródło szans gospodarczych. We wszystkich czterech aspektach Moskwa działa tam najczęściej przez sieć wpływów: polityków, funkcjonariuszy służb siłowych i ludzi biznesu. Wyrażone w dokumentach moskiewskie zainteresowanie wyraźnie widać także w praktyce w obszarze militarnym.
Rosyjskie bazy są w Kirgistanie i Tadżykistanie (to największa rosyjska baza wojskowa za granicą). A przecież jest jeszcze kosmodrom Bajkonur w Kazachstanie. Rosjanie mają z niego korzystać przynajmniej do 2050 roku.
To kosztuje. Za możliwość użytkowania dawnej perły radzieckiego programu kosmicznego Moskwa płaci. Kazachstan zarabia na użyczaniu sąsiadowi Bajkonuru około 115 mln dolarów rocznie - a przez niemal trzy dekady zysk wyniósł ponad 3 mld dolarów.
A tam, gdzie są żołnierze i sprzęt, tam wpływy rosyjskie muszą trwać.
W sumie rosyjskie obiekty wojskowe zajmują dziesiątki hektarów ziemi w poszczególnych krajach. I - jak wskazuje Ośrodek Studiów Wschodnich w analizie dotyczącej zaangażowania Moskwy w Azji - są to jedyne obce i liczące się obiekty militarne w tym regionie.
Niemiecka baza tranzytowa w uzbeckim Termezie istniała przez kilkanaście lat, ale w 2015 roku została zamknięta, gdy nasz zachodni sąsiad zdecydował o wyjściu z pobliskiego Afganistanu. Niewielka francuska baza na lotnisku w Duszanbe w Tadżykistanie też już jest zamknięta, choć kiedyś stały w niej myśliwce bojowe Mirage. Nigdy jednak te dwa punkty nie równoważyły militarnej obecności Rosji. I ostatecznie okazały się tylko epizodami, a nie stałą obecnością zachodnich wojsk w Azji Środkowej.
Jednocześnie Rosja jest jednym z najważniejszych partnerów handlowych regionu. I źródłem miejsc pracy dla wyjeżdżających. Zapewnia chleb tym, którzy zostali i daje szansę na zarobek tym, którzy za tym chlebem wyjechali.
I tak np. w styczniu 2022 roku Rosja do Uzbekistanu wysłała towary i usługi za 376 mln dolarów (ściągając przy tym produkty za 140 mln dolarów, co oznacza pozytywny bilans handlu). Z Rosji wędrowały oczywiście surowce, ale również drewno czy margaryna. W drugą stronę jechała bawełna. Relacje z Kirgistanem? Podobne. Tam w styczniu powędrowały towary za 210 mln dolarów, a w drugą stronę za ledwo 18 mln dolarów.
Porównując z Polską: z naszego kraju do Kirgistanu w ciągu całego roku (ostatnie dane za 2020 rok) wysłane zostały towary i usługi za 28 mln dolarów.
Milionowa grupa imigrantów zarobkowych z państw regionu jest zresztą narzędziem wykorzystywanym chętnie przez Moskwę do bieżącej polityki. Im większa zależność, tym większe mogą być naciski. Dla przykładu obywatele Tadżykistanu utrzymują rodziny - żyjące w ojczyźnie - właśnie z pracy w Rosji. W sumie na obczyźnie ma pracować około 2 mln Tadżyków.
Transfery pieniężne od lat są znaczącą pozycją w tadżyckiej gospodarce. Jak wylicza Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich, w niektórych latach góra przesłanych rubli osiągała zawrotne 50 proc. wartości krajowego PKB. Czyli ci, którzy wyjechali, przywozili i przysyłali tyle, ile pozostający na miejscu wypracowali w ciągu połowy roku. Dla wielu rodzin to kwestia być albo nie być. Ośrodek Studiów Wschodnich szacuje, że 7 na 10 mieszkańców kraju jest uzależnionych od tego źródła.
Z jednej strony migranci zarobkowi są oczywiście wsparciem dla rosyjskiego rynku pracy, z drugiej strony Rosja, kontrolując pozwolenia na pracę, ma straszak w ręku. Pokazowe wydalenia się już zdarzały - Moskwa dekadę temu pozbyła się grupy Tadżyków w odpowiedzi na działania rządu w Duszanbe. Podziałało? Podziałało. Choć tu warto zauważyć, że silne powiązanie tych krajów z rosyjską gospodarką to broń obusieczna. Im gorzej wiedzie się Rosji, tym gorzej jest w ościennych krajach Azji Centralnej. Załamanie rosyjskiego rynku pracy jest gigantycznym problemem dla milionów. I może powodować kolejne protesty.
- Kto jest chętny, by mieć u siebie "russkij mir"? Chętnych wbrew pozorom jest kilku, choć z różnych powodów i dość rzadko jest to wybór obywateli - tłumaczy prof. Agnieszka Legucka, ekspertka ds. spraw rosyjskich z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Na liście jest oczywiście Białoruś, choć jest to wybór wyłącznie jednego człowieka, czyli Alaksandra Łukaszenki. Dla niego to droga do utrzymania się u władzy. Z zupełnie innych powodów prorosyjskość jest wyborem Armenii, która znajduje się w klinczu i w zasadzie nie ma wyjścia. Prorosyjskość jest dla niej sposobem na obronę przed Azerbejdżanem i drogą do tego, by konflikt w Górskim Karabachu się nie rozlewał - tłumaczy ekspertka.
Dodaje, że Turkmenistan i Uzbekistan w sojuszu z Rosją widzą wyłącznie korzyści militarne, takie jak wspólne ćwiczenia wojskowe i tańsze dostawy sprzętu, które pozwalają rządzącym w Taszkiencie i Aszchabadzie autorytarnym reżimom trwać.
- Za sąsiada mają Afganistan. Destabilizacja w tym kraju wymusza na nich szukanie sojuszy militarnych. I znajdują tego sojusznika w Moskwie - zaznacza Legucka.
Dlatego wszystkie kraje regionu odniosły się "ze zrozumieniem" do działań Rosji w Ukrainie już w 2014 roku. I tak np. władze Kirgistanu nie widziały nic złego w okupacji Krymu. Podobne zdanie na temat rosyjsko-ukraińskiego konfliktu miał (i wciąż ma) Turkmenistan.
Uzbekistan i Tadżykistan z kolei słowami swoich oficjeli i urzędników wzywały do rozwiązań pokojowych. Neutralność? Tylko udawana. Uzbekistan powstrzymał się w 2014 roku od głosowania przeciwko Rosji w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Turkmenistan, Kirgistan i Tadżykistan po prostu nie wzięły udział w głosowaniu.
KAZACHSTAN CHCE GRAĆ W SWOJĄ GRĘ
Najsilniejszym i najważniejszym graczem w Azji Centralnej jest Kazachstan.
To kraj, który jest we wszystkich poradzieckich strukturach, m.in. w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. OUBZ to nic innego jak odpowiedniczka NATO. W jej skład wchodzą Armenia, Białoruś, Tadżykistan, Kazachstan, Kirgistan i rozdająca wszystkie karty Rosja. I nie jest to organizacja fikcyjna.
W styczniu 2022 roku na wniosek prezydenta Kazachstanu - Kasyma-Żomarta Tokajewa - nastąpiło wkroczenie wojsk układu do kraju. Oczywiście rosyjskich. Trzeba było opanować kryzys.
Protesty wystartowały, gdy ceny gazu LPG poszybowały niemal o 100 proc. w górę. To był pretekst, bo problemów jest więcej: korupcja, niekompetencja elit i dramatycznie niski poziom życia. Strajki zamieniły się w prawdziwą wojnę z policją.
Rękę do Tokajewa wyciągnął nie kto inny jak Władimir Putin. Wsparcie Moskwy wzmocniło prezydenta na tyle, że mógł przeprowadzić czystki po poprzedniku i jednocześnie zastraszyć obywateli. A fala czystek nastąpiła krótko po uspokojeniu sytuacji - aresztowany został m.in. szef Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i były premier Karim Masimow. Pracę stracili też minister obrony narodowej, prezes energetycznego giganta QazaqGaz i jego partnerka - córka poprzedniego prezydenta - oraz prezes firmy KazTransOil.
Dla Moskwy była to sytuacja idealna - wyciągnięta pomocna dłoń to zawsze koniec końców okazja, by żądać od kogoś spłaty długu.
Tyle, że szybko się okazało, iż Kazachstan spłacać go nie chce.
Rosja zareagowała szybko - w ostatnim czasie ograniczyła na przykład możliwość wysyłania kazachskiej ropy przez port w Noworosyjsku. Oficjalnie spowodowane było to odnalezieniem min z II wojny światowej tuż obok końcówki ropociągu z Kazachstanu. Decyzja Moskwy dziwnie zbiega się jednak z ostatnimi wystąpieniami prezydenta Kazachstanu, który odmówił uznania niepodległości separatystycznych republik z Donbasu - Ługańskiej i Donieckiej. Podczas międzynarodowego forum ekonomicznego w Petersburgu nie przyjął też nagrody od Władimira Putina.
Kazachstan nie pozostał bierny. Zatrzymał rosyjskie transporty węgla. 1,7 tys. wagonów po prostu stanęło. Na tym nie koniec. Prezydent Kazachstanu ogłosił właśnie, że jego kraj będzie rozwijał inne kierunki dla wysyłki kazachskiej ropy. Bierze kurs na uniezależnienie od Rosji, choć jednocześnie stawia na trasę łączącą Chiny z Turcją.
- Kazachstan zawsze balansował pomiędzy Zachodem a Rosją, ponieważ kazachska gospodarka jest dość silnie powiązana z globalnymi rynkami. Od wielu lat budowana jest również współpraca z Chinami, które w Kazachstanie widzą swojego największego sojusznika w Azji Centralnej i dostawcę oraz odbiorcę licznych surowców i produktów - tłumaczy prof. Agnieszka Legucka.
Balansowanie nie jest jednak wcale łatwe. Rosjanie w Kazachstanie są obecni w sektorze energetycznym - zarabiają na eksploatacji złóż i transporcie surowców. Jednocześnie Rosja cały czas chce być krajem tranzytowym dla kazachskich produktów naftowych. Po pierwsze, można na tym zarabiać. Po drugie, można szachować sąsiada.
Rosyjskie podmioty są również obecne na rynku wydobycia uranu i energetyki nuklearnej. Można znaleźć również inne kooperacje - rosyjskie samochody spod logo Łady są produkowane w kazachskich fabrykach.
W regionie to właśnie Kazachstan ma największe złoża ropy naftowej i istotne złoża gazu ziemnego (choć już nie największe, bo ustępuje pod tym względem Uzbekistanowi). I choć Nur-Sułtan (nowa nazwa stolicy, Astany) robi biznesy z całym światem, w tym z Unią Europejską (to głównie tam sprzedaje surowce i produkty, m.in. Włochom., Szwajcarom, Francuzom) - to niezbędne produkty i usługi importuje głównie z Rosji, na którą przypada 1/3 całego importu.
Tokajew nie miał wyjścia - nie mógł uznać rosyjskiej agresji na Ukrainę za słuszną, bo Kazachstan sam od lat słyszy z Moskwy, że jest krajem sztucznym. I rosyjscy parlamentarzyści, i Władimir Putin wielokrotnie wspominali o tym, że północna część kraju - z największą liczebnie mniejszością rosyjskojęzyczną - powinna być po prostu częścią Rosji. Żądania przyłączenia kazachskiej północy do Rosji raz po raz przedstawiał nieżyjący już lider rosyjskich nacjonalistów Władimir Żyrinowski.
W kraju istnieją liczne organizacje skupiające mniejszość rosyjską, filie rosyjskich uniwersytetów oraz szeroko dostępne rosyjskojęzyczne i po prostu rosyjskie media. To zresztą popularny sposób wpływania na kraje w regionie. W Tadżykistanie również ukazuje się szereg rosyjskojęzycznych gazet. Inaczej sytuacja wygląda w Uzbekistanie i Turkmenistanie, w których rosyjski powoli odchodzi w zapomnienie. Skoro jednak większość mieszkańców Azji Centralnej wciąż - nawet biernie - zna rosyjski, to Rosja wciąż jest swojska. I wciąż w czterech postradzieckich azjatyckich stolicach przy władzy i pieniądzach stoją ludzie ukształtowani przez ZSRR.
A kiedy Moskwa nie jest zadowolona z tego, jak ci ukształtowani w ZSRR ludzie sprawują władzę w "jej" Azji Centralnej, to próbuje ich wymieniać.
I tak np. przed dekadą Kreml dość silnie wpłynął na zmianę władzy w Kirgistanie. Rosyjskie media przypuściły szturm informacyjny - tworzyły materiały o korupcji urzędującej ekipy. Jednocześnie Rosja rozwijała powiązania z opozycją. Prezydent Kurmanbek Bakijew szybko stracił władzę w wyniku protestów i rewolucji. A kiedy opozycja zaczęła rządzić, Rosja niemal natychmiast ją przetestowała: żądając krajowych aktywów, czyli udziałów w zakładach zbrojeniowych i firmach energetycznych.
Kirgizi bez problemu mogą podróżować do Rosji i szukać tam pracy. A to ułatwia budowanie sympatii do wielkiego sąsiada w społeczeństwie.
W kwietniu 2022 r. Kirgistan chciał przyjść z pomocą obłożonemu sankcjami Kremlowi - Bank Handlowy Kirgistanu proponował wydawanie kart Visa, które miały pomóc obywatelom Rosji w płatnościach poza granicami kraju (w Rosji karty te nie działają, Visa i Mastercard nie obsługują rosyjskich rachunków).
Ale Kirgistan też - jak Kazachstan - balansuje i lawiruje. Rosja była pierwszym celem wizyty nowego prezydenta Sadyra Dżaparowa - ale z drugiej strony Komitet Bezpieczeństwa Narodowego Kirgistanu wezwał obywateli, by zrezygnowali z symboli rosyjskiej agresji na Ukrainę podczas obchodów 9 maja. Wyrzucenie "Z" z ulic trudno uznać za wielkie wsparcie dla atakowanego kraju, niemniej jednak było ono dość czytelnym sygnałem, że Biszkek mówi cicho "ale".
Krajem, który chciał prowadzić politykę neutralności w stosunku do Chin i w stosunku do Rosji - i poniósł porażkę - był przez lata Turkmenistan.
Próbę niezależności od mocarstw buduje się o wiele łatwiej, gdy śpi się na surowcach, a tych - konkretnie gazu - Turkmenistanowi nie brakuje. Turkmeni unikali też obecności w organizacjach międzynarodowych (co byłoby odebrane jako deklaracja wsparcia dla którejkolwiek ze stron). Problem pojawił się w momencie, gdy wspomniany gaz trzeba było sprzedawać i transportować, bo cała infrastruktura przygotowana do tego była spadkiem po ZSRR - a więc działała pod pełną kontrolą Moskwy. Łatwo było zatem wpędzać Turkmenistan w kłopoty gospodarcze, co szybko wykorzystały Chiny. Jak zareagowała Rosja? Też przyszła po gaz. Neutralność okazała się po prostu kosztowna. I dlatego łatwa do porzucenia.
Dziś Turkmenistan bierze udział z Rosją we wspólnych manewrach wojskowych (pojawił się pierwszy raz podczas ćwiczeń Kaukaz 2020). A im silniejsi będą talibowie w Afganistanie, tym większe w Turkmenistanie obawy o bezpieczeństwo granicy. Żadna z azjatyckich republik nie jest w stanie sama zabezpieczyć granic z talibami, co w praktyce oznacza, że neutralności nie ma, a jest częste zerkanie w stronę rosyjskiej broni i możliwości przemysłu zbrojeniowego.
WEJŚCIE SMOKA
Rosja musi się jednak liczyć z tym, że w Azji Centralnej swoją obecność z każdym rokiem coraz bardziej chce zaznaczać Chińska Republika Ludowa.
"Cele gospodarcze Chin w regionie to zapewnienie rynków zbytu i źródeł dostaw surowców energetycznych - głównie turkmeńskiego gazu - oraz rozwój korytarzy transportowych dla chińskiego eksportu. Azja Centralna za odpowiada ułamek chińskiej wymiany handlowej i ma przede wszystkim znaczenie tranzytowe" - analizuje dla PISM Arkadiusz Legieć.
I dodaje, że kolejny cel Pekinu to stabilizacja graniczącego bezpośrednio z Chinami regionu Turkmenistanu oraz ograniczanie w tym państwie wpływów innych aktorów zewnętrznych, jak USA czy Indie.
"Formatem współpracy Chin z państwami Azji Centralnej, obok relacji dwustronnych, jest Szanghajska Organizacja Współpracy, pełniąca funkcję forum konsultacji polityki Chin i Rosji z państwami regionu" - wyjaśnia w analizie ekspert.
Innym "formatem współpracy" bywają pretensje terytorialne. I tak Kazachstan w 1996 roku, a Kirgistan w 1998 roku oddały Państwu Środka kawałki swoich terytoriów, które Pekin uważa za historycznie swoje. Od Tadżykistanu udało się wyszarpać część obwodu Górskiego Badachszanu. Region o powierzchni ponad 1000 kilometrów kwadratowych jest bogaty w złoża złota, uranu i rud metali. I już jest w rękach Chin. Kraj ten jednak wcale nie jest popularny na miejscu, bo do pracy ściąga pracowników od siebie. Nie daje zatrudnienia lokalnym mieszkańcom. I w ostatnim czasie jest też obwiniany o epidemię COVID-19.
AZJA ŚRODKOWA MIĘDZY MOSKWĄ, PEKINEM A NIEZALEŻNOŚCIĄ
Osiem lat po tym, jak grabież Krymu i atak na Donbas zmusiły Azję Środkową do określenia się wobec Rosji, kraje regionu ponownie musiały dokonać trudnych wyborów.
I znowu Uzbekistan i Turkmenistan nie wzięły udziału w głosowaniu nad wykluczeniem Rosji z Rady Praw Człowieka ONZ. Tadżykistan i Kirgistan powstrzymały się od głosu (choć głosowały). Warto dodać, że było to pierwsze ONZ-owskie głosowanie po ataku wojsk Władimira Putina na Ukrainę.
- Elity polityczne w Azji Środkowej doskonale wiedzą, że wojna to cena, którą Ukraina płaci za próbę uniezależnienia się od Moskwy. Jednocześnie w tych krajach mieszkańcy mają dostęp wyłącznie do mediów prorządowych, a te skrzętnie ukrywają skomplikowaną i niekoniecznie dobrą z perspektywy Moskwy rzeczywistość - wyjaśnia Jerzy Marek Nowakowski, dyplomata i były ambasador Polski w Armenii i na Łotwie.
- Ich obecność jest na tyle silna, że bez problemu może wywoływać zamieszki w regionie i niepokoje - dodaje i tłumaczy:
To stały motyw, który Rosja wykorzystuje w każdym regionie, czy to w Europie, czy to w Azji. Im silniejsze media, im większy mają wpływ, tym mocniej można reklamować jedyną wizję świata, czyli wizję Władimira Putina. Gdy dodamy do tego bliskość kulturową i językową, wpływy medialne i rosyjskie programy telewizyjne oraz seriale, to mamy koktajl wpływu na społeczeństwo.
Mateusz Ratajczak, dziennikarz Wirtualnej Polski