Stanisław Karczewski i Marek Kuchciński, najwięksi pechowcy spośród marszałków. Koniec luksusów, splendoru i władzy
Straci wszystko: luksusową rządową willę, limuzynę, wielki gabinet, prestiż i pieniądze. Podróże po świecie się skończą, jego ludzie stracą "stołki" w Kancelarii Senatu. Stanisław Karczewski jako marszałek był królem życia. Dziś żegna się z przywilejami i władzą.
13.11.2019 | aktual.: 13.11.2019 17:02
– Komfort rządzenia się skończył – tak senator PiS Jan Maria Jackowski podsumowuje utratę przez jego partię większości w Senacie.
"Koniec komfortu rządzenia" najbardziej dotknie Stanisława Karczewskiego. Wcześniej z losem pogodzić się musiał jego kolega od wspólnych wypadów na narty, również były marszałek, Marek Kuchciński. Z potężnego marszałka stał się szeregowym posłem.
Historie politycznego zjazdu obu marszałków – mimo że rożne – kończą się tak samo. Utratą ogromnych przywilejów, których zazdrościło im wielu.
Rezydent
Posiedzenie Senatu, kilka tygodni temu. Z budynku parlamentu, w obstawie ochroniarzy wychodzi marszałek. Przed budynkiem czeka błyszczące, czarne BMW. Funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa otwiera Stanisławowi Karczewskiemu drzwi, ten wsiada z tyłu. Ruszy do programu w telewizji publicznej, gdzie będzie narzekał na dziennikarzy mediów komercyjnych, że ci opisują sprawę "rodzinnych lotów" byłego marszałka Marka Kuchcińskiego. A to przecież nic skandalicznego.
Karczewski jako marszałek izby wyższej cieszył się luksusowym życiem. Lubił je. Kto by nie lubił?
Wielkie pieniądze, rządowa willa, za którą państwo – czyli podatnicy – płaciło 6 tys. złotych miesięcznie. Międzynarodowe kontakty, przyjmowanie goście z całego świata. Piękny gabinet w budynku Senatu. Splendor, władza, prestiż. To wszystko skończyło się wczoraj.
Nowym marszałkiem Senatu został przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej. To historia bez precedensu. Ale prof. Tomasz Grodzki już zapowiedział: – Nie będę mieszkał w rządowej willi, tam, gdzie rezydował marszałek Karczewski.
Były marszałek z ramienia PiS miał tam – przy ulicy Parkowej w Warszawie – do dyspozycji apartament, gabinet pracy, kuchnię, stylową łazienkę i salę konferencyjną z wyjściem na taras. Oprócz tego – podobnie jak premier – miał zagwarantowane sprzątanie mieszkania i obsługę kelnerską. Na wolnym rynku za wynajem 180-metrowego mieszkania o podobnym standardzie w tej okolicy trzeba zapłacić miesięcznie 15-20 tys. zł. Karczewski nie musiał się tym przejmować.
Dziś polityk PiS myśli już o przeprowadzce. W ciągu kilku tygodni – jak słyszymy – opuści rządową posiadłość. Choć teoretycznie... nie musi.
"Biuro Administracyjne Kancelarii Senatu rokrocznie zawiera umowy z Centrum Obsługi Administracji Rządowej na najem pomieszczeń w Zespole Rezydencjalnym 'Parkowa'. Obecna umowa obowiązuje do końca bieżącego roku" – informuje Wirtualną Polskę biuro prasowe Kancelarii Senatu.
Karczewski, jak słyszymy, z możliwości wynajmu willi do końca roku nie skorzysta. Wynajmie mieszkanie w Warszawie.
Dla idei
Rozmówca z partii rządzącej: – Staszek miał łatwiej od Kuchcińskiego, bo jednak Senatem mało kto się interesował, a Sejm jest zawsze pod ostrzałem. Jako marszałek Senatu miał łatwą pracę, wygodne życie.
Media "czepiały" się czasem byłego marszałka z PiS, że wydaje krocie, choćby na... jedzenie zamawiane przez jego Kancelarię. – Ale to było typowe tabloidowe czepialstwo – mówi kolega Karczewskiego z Senatu. – Choć Staszka zawsze takie publikacje denerwowały.
Albo te, w których pisano: "Uwielbia splendor, ale za publiczną kasę. Zrobi wszystko, czego zażąda od niego prezes Jarosław Kaczyński, ale w zamian chce mieć kawałek władzy. Marszałek Stanisław Karczewski buduje w Senacie swoje imperium". Tak o Karczewskim pisał kilka lat temu "Newsweek".
Albo tak: "Kocha luksus pod warunkiem, że to nie on płaci. Gdyby mieszkał na Podkarpaciu czy w Gdańsku, latałby rządowymi samolotami tak samo jak Kuchciński. Ale do Nowego Miasta nad Pilicą, gdzie ma swój dom, nie latają". Takie teksty rozsierdzały spokojnego zwykle "Stanleya", jak nazywali Karczewskiego koledzy z PiS.
"To nawet nie są odgrzewane kotlety, tylko wyroby kotletopodobne" – kwitował Karczewski niekorzystne dla niego publikacje. Reagował ostro, a stres rozładowywał biegając w Łazienkach Królewskich w towarzystwie ochrony.
Polityk PiS: – Staszka strasznie media drażniły. Kiedyś nawet dziennikarzy lubił, ale to było dawno. Stracił luz, chyba czuł się osaczony.
Dziś Karczewski odzyskuje spokój, ale traci władzę. Na pocieszenie otrzymał tekę wicemarszałka Senatu, ale to funkcja bez znaczenia. – Prowadzenie obrad, własny gabinet z szarymi ścianami, to wszystko – mówi jeden z jego poprzedników.
Teraz Karczewski z rządowej limuzyny musi przesiąść się do 15-letniej Toyoty Avensis. Jego kariera polityczna zdecydowanie zwolniła.