Spór z Bodnarem w Sądzie Najwyższym. "Tego typu słowa nie powinny padać"
We wtorek Sąd Najwyższy zajmuje się kwestią ważności wyborów prezydenta RP z 18 maja i 1 czerwca br. Adam Bondar wnosił o wyłączenie wszystkich sędziów orzekających ws. ważności wyborów prezydenckich. Doszło do spięcia.
Śledź wydarzenia wokół obrad Sądu Najwyższego w NASZEJ RELACJI NA ŻYWO.
W posiedzeniu całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN biorą udział m.in. prokurator generalny i przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
Posiedzenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (18 sędziów) odbywa się pod przewodnictwem prezesa tej Izby Krzysztofa Wiaka, a sprawozdawcą jest sędzia Maria Szczepaniec. Posiedzenie jest jawne i transmitowane przez media. PKW reprezentuje jej przewodniczący Sylwester Marciniak.
Przeczytaj także: Czy wybory prezydenckie były sfałszowane? Polacy są podzieleni
Adam Bodnar wnioskuje o zmiany
Przybył też prokurator generalny Adam Bodnar oraz zastępca PG, prok. Jacek Bilewicz. Bodnar już wcześniej pisemnie wniósł w tej sprawie o rozpatrzenie kwestii ważności wyborów przez Izbę Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Utrudnienia na granicy z Niemcami. Kilometrowe korki na A2
W uzasadnieniu do wniosku wskazał, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej "nie spełnia wymogów niezawisłości i bezstronności". Zapowiedział ponadto, że jeśli sprawę będzie rozpatrywała IKNiSP, to odstąpi następczo od przedstawienia swojego stanowiska w kwestii ważności wyboru prezydenta.
Odnosząc się do wniosków Prokuratora Generalnego, prezes Izby Krzysztof Wiak powiedział na początku posiedzenia, że nie znajdują one podstaw w obowiązującym prawie. Dodał, że zostały one pozostawione bez rozstrzygnięcia. Bodnar odpowiedział, że wnioski takie "przedstawia konsekwentnie", także w związku ze wszystkimi złożonymi protestami wyborczymi.
Zastrzeżenia zgłaszane przez Adama Bodnara
Prokurator generalny - przedstawiając stanowisko podczas tego posiedzenia - ocenił, że protesty wyborcze "były lekceważone przez sędziów SN". W tym kontekście wskazał m.in. na określanie niektórych protestów za pomocą odwołań do nazwisk parlamentarzystów czy porównywanie skali wpływu protestów do "ataku hybrydowego Łukaszenki".
Wskazał również na pojawiające się po wyborach wątpliwości, co do prawidłowego przeliczenia głosów w niektórych obwodowych komisjach wyborczych. W wyniku związanych z tym protestów wyborczych SN zarządził oględziny kart wyborczych w kilkunastu komisjach.
W ocenie Bodnara, Sąd Najwyższy "nie może przejść obojętnie" wobec tego, że podnoszone wątpliwości dotyczyły większej liczby komisji wyborczych niż tych, w których ostatecznie dokonano oględzin kart wyborczych.
Bodnar mówił ponadto o swoich zastrzeżeniach względem "przejrzystości działania" SN. - Czy dzisiaj każdy obywatel wie, co się stało z jego protestem? Czy może to w jakikolwiek sposób sprawdzić? - pytał Bodnar. - Mam wrażenie, że nie. Bo skoro prokurator generalny nie jest w stanie tego zrobić (...), to co ma powiedzieć zwyczajny obywatel, który taki protest przedstawił? - dodał.
Stwierdził też, że nie jest "przekonany, czy wszystkie protesty zostały rozpoznane". - Uważam, że procedura rozpatrzenia protestów wyborczych została zrealizowana w sposób fasadowy - powiedział. Jak dodał, powstaje więc pytanie, "czy nie możemy mówić o nieważności postępowania" przed SN, jeżeli strona została pozbawiona możności obrony swych praw.
Padło pytanie do Bodnara
W pewnym momencie sędzia Maria Szczepaniec zadała pytanie Adamowi Bodnarowi. - W wyborach do Sejmu i Senat uzyskał pan mandat senatora. Ważność tamtych wyborów stwierdzała nasza izba. W związku z tym mam do pana pytanie: czy czuje się pan wadliwie wybranych senatorem, neosenatorem? Wówczas pan nie protestował – powiedziała.
Bodnar natychmiast zareagował, zwracając uwagę na niestosowną, w jego ocenie, wypowiedź sędzi. - Jestem tutaj w roli osoby, która występuje w obronie protestów złożonych przez obywateli i ostatnią rzeczą, którą zrobię, będzie posługiwanie się tego typu słowami. Tego typu słowa, publicystyczne, nie powinny padać w tej sali - powiedział.
Mimo to sędzia dopytała, czy uzyska odpowiedź na pytanie. - Uważam, że znaczenie rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego w kontekście wyborów parlamentarnych ma znaczenie czysto deklaratoryjne w odróżnieniu od tych wyborów, od których jest uzależnione przeprowadzenie dalszych czynności, mianowicie zaprzysiężenia prezydenta - powiedział Bodnar.
"Kto wtedy miałby być prezydentem?"
Sędzia Marek Dobrowolski zapytał prokuratora generalnego o temat protestów inspirowanych przez Romana Giertycha. Dopytywał, jak Adam Bodnar wyobraża sobie "z perspektywy stabilności państwa" ewentualność, w której zaprzysiężenie (prezydenta - przyp. red.) 6 sierpnia nie mogłoby się odbyć.
Dopytywał też, m.in., kto - zdaniem prokuratora generalnego - wówczas pełniłby funkcję prezydenta. - Panie sędzio, ja myślę, że to postępowanie nie ma służyć temu, abym formułował wypowiedzi, które następnie staną się przedmiotem publicznej debaty - odpowiedział Adam Bodnar sędziemu Dobrowolskiemu.
Źródło: PAP/WP