"Spodziewałem się tego". Polacy z Manchesteru wstrząśnięci po zamachu

Jedni myślą o wyjeździe, inni przeszli już nad faktem wybuchu do porządku dziennego. Brytyjska Polonia opowiada Wirtualnej Polsce o tym, jak czuje po zamachu na koncercie Ariany Grande.

"Spodziewałem się tego". Polacy z Manchesteru wstrząśnięci po zamachu
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Karolina Rogaska
Karolina Rogaska

23.05.2017 | aktual.: 23.05.2017 17:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Manchester to jeden z większych polskich ośrodków emigracyjnych na Wyspach. Mieszkający tam Polacy, podobnie jak wszyscy w mieście, są wstrząśnięci wydarzeniami z miejscowej hali, gdzie doszło do zamachu terrorystycznego. Czy czują się bezpiecznie? Czy zamach cokolwiek zmieni w ich życiu?

- Nie jestem zaskoczony zamachem. Spodziewałem się go, bo już na początku 2016 można było zaobserwować wzmożoną aktywność grup terrorystycznych w Anglii. Sądzę, że na liście zagrożonych miast jest też Birmingham - mówi Robert, który temat terroryzmu na świecie śledzi na bieżąco. Sam się nie obawia - twierdzi, że jest uodporniony, bo pracował "w bardzo niebezpiecznych miejsach". Ale podejrzewa, że u wielu rodaków mieszkających w Manchesterze wydarzenia poniedziałkowego wieczoru wzbudziły silny niepokój. I ma rację.

Ucieczka nie miałaby sensu

Jolanta mieszka w Manchester z chłopakiem. Są tam od kilku lat, przyjechali za zarobkiem. - Zazwyczaj takie sprawy mnie bardzo nie ruszają, ale teraz się rozpłakałam. Bo to się stało tuż obok mnie. W miejscu, w którym mieszkam i pracuję - opowiada. Mówi, że przeszło jej przez głowę, żeby natychmiast wracać do Polski, ale zaraz przypomniała sobie, dlaczego tu jest. Anglia daje możliwość zarobku, o jakim nie mogłaby marzyć w Polsce. A więc zostaje, ale teraz poza chłopakiem będzie jej jeszcze towarzyszył lęk.

Z kolei Marta mówi, że strach był już wcześniej, bo "nigdzie nie można się już czuć bezpiecznym". Nie było jej w mieście w momencie zamachu, ale w okolicy Manchester Arena akurat przebywała jej siostra i szybko zdała relację z wydarzeń. - Poza niepokojem czuję też złość i smutek. Bo kto to widział zabijać takich młodych ludzi - tłumaczy Marta.

Obraz
© Archiwum prywatne | Karolina Rogaska

Więcej spokoju ma w sobie Rafał. Kiedy zdał sobie sprawę, że ledwie miesiąc temu oglądał na zaatakowanym stadionie inny koncert, to przeszedł go dreszcz. - Ale zdałem sobie sprawę, że przecież i tak nie mam wpływu na takie sytuacje - wyjaśnia. Czy myślał, żeby wyjechać? - Mieszkam w Wielkiej Brytanii od 13 lat, w tym mieście od czterech i nie chcę tego zmieniać. Taka ucieczka nie miałaby sensu, bo w innym miejscu też mogę zginąć. Ale z pewnością po tych wydarzeniach Manchester Arena już nigdy nie będzie tym samym miejscem.

Nie przeszukują jak trzeba

Każdy z naszych rozmówców twierdzi, że od początku był przekonany, że za atakiem stoją dżihadyści. - Myślę też, że nawaliła ochrona obiektu - wnioskuje na podstawie swoich doświadczeń Jolanta. - Przy wejściu na wydarzenia sprawdzają każdego dokładnie, ale już jak się wyjdzie na papierosa i wraca, to nikt nie przeszkuje jak trzeba.

Obraz
© Archiwum prywatne | Karolina Rogaska

Inne zdanie na temat standardów bezpieczeństwa na stadionie ma Rafał. - Wnieść tam coś jest rzeczą prawie niemożliwą. Jak byłem w Arenie z dziewczyną, to musieliśmy oddać napoje, a potem sprawdzano nas przy pomocy psów i detektorami metalu - mówi mężczyzna. Wynikałoby z tego, że zamachowiec musiał być perfekcyjnie przygotowany do przechytrzenia strażników pilnujących obiektu.

Cała Anglia płacze

O ile pojawiają się wątpliwości co do przygotowania służb brytyjskich na ewentualność zamachu, o tyle ich działania już po nim spotykają się ze słowami pochwały. - Muszę przyznać, że teraz nie można im nic zarzucić, są w pełnej gotowości - stwierdza Marta. Siostra opowiedziała jej, że na niebie nad miastem chwilę po zamachu pojawiły się helikoptery, a panika mieszkańców została opanowana zanim zdążyła się na dobre rozpalić.

Marta zdradza też, że jest poruszona zachowaniem "zwykłych mieszkańców" - otworzyli swoje domy dla ludzi, którzy musieli zostać w mieście i rodzin poszkodowanych. Tak, żeby każdy mógł odpocząć w cieple w tę trudną noc.

Jak mówi Rafał, inną reakcją na zamach jest mocne postanowienie jego kolegów z pracy, którzy mają dzieci: "Nie puszczać ich nigdy na takie wydarzenia". I podkreśla, że to dzień, "w którym płacze cała Anglia".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (152)