Śmierć w parku rozrywki - spadł z 61 metrów
Nie spodziewał, że zginie w wesołym miasteczku. Sierżant James Thomas Hackemer walczył w Iraku. Tam stracił obie nogi, ale śmierć dopadła go na wielkim rollercoasterze - informuje foxnews.com.
Choć 29-latek poruszał się na wózku inwalidzkim, po powrocie do USA sierżant starał się żyć jak kiedyś. Wybrał się z rodziną do parku rozrywki. Dlatego w nowojorskim parku rozrywki bez wahania kazał się posadzić na wielkim rollercoasterze, którego kolejki potrafią pędzić ponad 112 kilometrów na godzinę.
Kolejka wjechała na wysokość ponad 61 metrów. W trakcie jazdy mężczyzna tak podniósł ręce, że wysunął się z wagonika. Spadł na ziemię i zginął na miejscu.