Śmierć Ukraińca w wielkopolskiej wsi. "Jeśli ona wywiozła go żywego, to jest przegięcie"
Henryk Krzeszowski, sołtys wsi Jastrzębsko Stare, nie kryje emocji, kiedy pytamy go o Grażynę F., która wywiozła Ukraińca Wasyla Czorneja do lasu i pozwoliła mu umrzeć. To właśnie tu pracował mężczyzna. - Totalne chamstwo, przeszła samą siebie - mówi. I opowiada, co we wsi mówią o Grażynie F. mieszkańcy. Na miejscu jest reporterka Wirtualnej Polski.
25.06.2019 | aktual.: 26.06.2019 03:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jastrzębsko Stare to mała wieś w województwie wielkopolskim, gdzie mieszka 660 osób. Tu w zakładzie produkcji trumien pracował Wasyl. Ukrainiec po tym, jak zasłabł w pracy, nie otrzymał pomocy od swojej szefowej, Grażyny F. Kobieta wywiozła go do lasu. 125 kilometrów stąd. Tam zmarł.
Sołtys wsi Henryk Krzeszowski mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że nie ma kontroli nad firmami, które tu powstają.
- Skończyły się te czasy, że muszą zgłaszać się do sołtysa. Idą do KRS, do gminy, urzędu skarbowego i tyle. A kto tu ma firmę, co produkuje, nie wiemy – wyznaje sołtys. I dodaje, że w obiekcie, gdzie mieściła się firma Grażyny F., mieści się kilkanaście innych firm.
- Gmina w zeszłym roku prosiła mnie, żebym powiedział, co to są za firmy. Jak zacząłem pytać, nikt nie chciał rozmawiać. A ci ludzie co tu pracują się nie chwalą. I nie dziwię się, a przyczyna jest prozaiczna: pracują na czarno. No przecież mi nie powiedzą, bo się boją - dodaje.
Płaciła grosze albo wcale
Sołtys przyznaje, że Grażyny osobiście nie znał. - Ona podobno miała jakieś problemy rodzinne. Rodzina się od niej odcięła. Jak przychodziła gdziekolwiek, to nigdy nic się nie odzywała. Bardzo była zamknięta - mówi WP.
- Podobno ta Grażyna robiła problemy. Wiem, bo rozmawiałem kiedyś z młodym Ukraińcem, którego wiozłem z okolicznego miasta tu do pracy. Nie płaciła, albo płaciła w ratach, spóźniała się z pensją. A to i tak były małe pieniądze, z 300-400 zł. On już nie chciał tam pracować - dodaje.
Sołtys przyznaje, że Grażyna musiała wykorzystywać to, że nie wszyscy ludzie na wsi mają wykształcenie. - Nie mogą żądać nie wiadomo czego. I zatrudniała ich nie dość, że na czarno, to jeszcze za śmieszne pieniądze – opowiada.
Siedziba firmy, w której pracował Wasyl:
CZYTAJ TEŻ: Sprawa Wasyla Czorneja to nieodosobniony przypadek. "Seria nieludzkich zachowań w Wielkopolsce"
Chamstwo, zwyrodnialstwo, przegięcie
Sołtys nie kryje emocji opowiadając o śmierci Wasyla.
- To, że on został wywieziony do lasu, to było totalne chamstwo. Mogła przywieźć, powiedzieć, że znalazła go na chodniku, że zasłabł. Ale żeby wywieźć go w ciuchach roboczych, w trocinach do lasu? To jest nie fair. To przestępstwo. Jeśli ona wywiozła go żywego, to jest przegięcie. Nie powinno się zdarzyć – mówi na jednym wydechu.
I to wszystko w spokojnej wsi, jak podkreśla, gdzie nic się nie dzieje, a ludzie są poczciwi i bogobojni. - Przegięła całkowicie. Nie wyobrażam sobie jej charakteru. To zwyrodnialec, nie człowiek. Normalny człowiek nad psem kulawym się pochyli. Przeszła samą siebie – podsumowuje.
Będzie spotkanie rady sołectwa
Na koniec dodaje jeszcze, że w najbliższych dniach zwoła spotkanie rady sołectwa, na której podejmie temat tragicznej śmierci Wasyla.
- Będziemy rozmawiać, żeby nie dochodziło do takich sytuacji więcej w pozostałych firmach w tym obiekcie. By pracodawcy przestrzegali prawa pracy. Musimy o tym porozmawiać, jakie kroki podjąć – wyznaje na koniec.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl