Skandal w Tatrach. "Późna noc, a schronisko odmówiło nam wody i noclegu. Spaliśmy na dworze"
Dwóch turystów, którzy chodzili po Tatrach, dotarło ok. godz. 20:30 do schroniska nad Morskim Okiem. Byli przemarznięci i zmęczeni. - Nie zdążyliśmy otrzepać butów ze śniegu, ani złożyć kijów, a już usłyszeliśmy, że całe schronisko jest wykupione. Odmówiono nam nie tylko noclegu, ale nawet wody - relacjonuje w rozmowie z WP jeden z mężczyzn.
Turyści opowiadają, że kiedy dochodzili do schroniska, byli przemęczeni. Gdy jednak zaczęły dobiegać ich odgłosy imprezy, mieli nawet ochotę na zabawę. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, mieli jednak usłyszeć, że "nie mogą tam wejść".
- Grzecznie zapytaliśmy, czy dostaniemy chociaż gorącą wodę, aby napełnić puste termosy, ale w odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie mają żadnej wody. Osoba z którą rozmawialiśmy nie bawiła się z innymi. Widzieliśmy, że siedziała wcześniej przy drzwiach i przeglądała jakieś dokumenty więc uznaliśmy, że jest to przedstawiciel schroniska - mówi WP Seweryn Libert.
Mężczyzna dodaje, że razem z kolegą nie stracili nadziei i próbowali jeszcze dopytać o wolne miejsce do spania w tzw. "starym schronisku", ale powiedziano im, że tam również jest impreza.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Informacja o problemach, jakie spotkały turystów przy Morskim Oku, bardzo szybko obiegła internet. "Jako kierownictwo schroniska nie jesteśmy w stanie ustalić kto udzielił Panom informacji, że nie mogą wejść do środka oraz, że nie dostaną wody" - odpowiadają w specjalnym oświadczeniu Maria, Patrycja i Jakub Łapińscy ze schroniska PTTK nad Morskim Okiem. Podkreślają, że nagrania z monitoringu są na tyle nieczytelne, że nie potrafią ustalić, kto rozmawiał z turystami - pracownik schroniska, czy np. przypadkowy uczestnik imprezy.
"Nie wyobrażamy sobie sytuacji odmowy wrzątku czy posiłku"
Tłumaczą, że dokładają wszelkich starań, aby każdy turysta mógł otrzymać nocleg oraz ewentualną pomoc. "Nie wyobrażamy sobie sytuacji odmowy wrzątku czy posiłku" - wyjaśniają. Dlatego od teraz na głównych drzwiach budynku zostanie wywieszona specjalna informacja. Będą tam dane kontaktowe personelu schroniska oraz dokładna instrukcja wyjaśniająca jak dostać się do budynku w godzinach nocnych.
Wczasy w PRL - zobacz wideo
Jednak w tym przypadku zdesperowani turyści musieli poradzić sobie sami. Schronienia udzielił im pracownik baru w Pawilonie Turystycznym Na Włosienicy. Ponieważ nie mógł przenocować turystów w lokalu, zaproponował im za to osłoniętą od wiatru wnękę.
"Rozłożyliśmy sprzęt, ubraliśmy wszystko na siebie i oczekiwaliśmy ranka. Pracownik zaproponował nam koce. W takich pięknych okolicznościach przyrody spędziliśmy noc" - wyjaśnili turyści. Rano wrócili do schroniska, które jednak nadal było zamknięte.
Ostra reakcja internautów. "Ręce opadają", "masakra"
Wydarzenia przy Morskim Oku są mocno komentowane na Facebooku. Internauci w ostrych słowach wypowiadają się o personelu schroniska. "Ręce opadają", "masakra", "nawet wody nie dali, co to za ludzie", "tancbuda, a nie schronisko" - to tylko te najłagodniejsze określenia. Sugerują, że "odmowa podania wrzątku czy wody to chyba jest wbrew regulaminowi PTTK".
Niektórzy wręcz przyznają, że mają podobne doświadczenia. "Miałam dwa lata temu spotkanie z bardzo chamskim pracownikiem tego schroniska. Co prawda nie o tak podstawowe świadczenie jak wrzątek (...) To samo miejsce, podobny niesmak" - przyznaje jedna z osób.
Inny turysta wspomina z kolei "schroniska w Sudetach". "Pierwsze zamknięte na głucho. Dzwonie do drugiego z pytaniem o nocleg i słyszę od razu pytanie ile osób na ile dni. Mówię, że jedna na najbliższą noc. Chwila ciszy i odpowiedź, że w takim razie nie, bo jadą na pogrzeb" - opisuje.