Samowole, czyli zmora Podhala. Brakuje inspektorów, żeby z nimi walczyć
Byle jak, byle gdzie, byle zarobić. Stawiane naprędce pawilony to zmora podhalańskich inspektorów. Ale nie starcza im ludzi, żeby z nimi walczyć. - Mamy około tysiąca różnych spraw rocznie - rozkłada ręce Jan Kęsek, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Zakopanem.
Budynek wypożyczalni w Bukowinie Tatrzańskiej zbity był z blachy i desek, za konstrukcję posłużyła naczepa ciężarówki. Wichura zerwała dach w całości. Miał przelecieć kilkadziesiąt metrów, po czym uderzył w grupę osób. Trzy z nich nie żyją.
- To nie miało prawa funkcjonować - stwierdził prokurator z Zakopanego. Ale samowole budowlane to na Podhalu problem znany od lat.
Nie tylko Bukowina Tatrzańska
Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Zakopanem Jan Kęsek mówi Wirtualnej Polsce, że zdarzały się lata, gdy do prokuratury kierowali po dwadzieścia wniosków. - Kiedyś budowano od postaw całe budynki bez zezwolenia - opowiada. - Ten okres minął, odkąd weszły przepisy, które uniemożliwiają użytkowanie takich budynków - wyjaśnia.
Czytaj też: Bukowina Tatrzańska. Wiatr zerwał dach z budynku. Turystka opowiada, co działo się tuż przed tragedią
Problemem są dzisiaj rozbudowy budynków, które już istnieją. Na przykład wtedy, gdy ktoś swój dom zmienia w pensjonat. Ale największy problem to tymczasowe obiekty. Stawiane naprędce, byle jak, byle zarobić w sezonie. Tak wyrastają budki z jedzeniem i pamiątkami. Albo sprzętem narciarskim, jak ta z Bukowiny.
- To problem, który z roku na rok narasta - mówi inspektor. - To, co jesteśmy w stanie zrobić, to robimy. Ale mamy około tysiąca różnych spraw rocznie, to są nie tylko samowole, prowadzimy też inne postępowania.
I pojawia się kolejny problem, czyli jak nad tym zapanować.
Możliwości kontroli są ograniczone
Spraw są rocznie tysiące, a pracowników, którzy się nimi zajmują, ledwie kilkunastu. - Nie możemy wygospodarować ludzi, którzy będą tylko jeździć po terenie i patrzeć, czy coś się buduje - rozkłada ręce Kęsek.
Dlatego postępowania wszczynają, jeśli dostaną informację od urzędników albo sąsiadów takiej samowoli. A że nie wszystkie sprawy ktoś zgłasza, to nie wszystkie do nich trafiają.
- Nasze możliwości prewencyjnych kontroli są ograniczone - wyjaśnia inspektor. - Brakuje pieniędzy, więc nie możemy dodatkowych osób zatrudnić. Inna sprawa, że ludzie się nie pchają tu do pracy.
Poza tym zdarza się, że pracownicy inspektoratu są przykuci do biurka. I to z absurdalnych powodów. - Opóźnienia tworzą osoby, które wykorzystują urząd do załatwienia swoich spraw - mówi Kęsek. - Mamy osobę, która w ciągu roku złożyła ponad tysiąc pism - wzdycha.
Pisała wnioski o udzielenie informacji publicznej, wysyłała skargi. - Ma konflikt z władzami miasta, ma swoje sprawy. Pisze, żeby storpedować działanie inspektoratu - mówi Kęsek.
Dwie osoby musiały zostać oddelegowane, aby odpisywać na te wnioski. - Jeżeli urząd ma dwieście osób, to może sobie pozwolić na to, żeby dwie osoby oddelegować. To minimalny procent. Dla nas dwie osoby to ponad dwadzieścia procent kadry - oznajmia inspektor.
Ciężko stwierdzić, ile przypadków
Budki, pawilony i kontenery powstają, ale jak mówi inspektor, ciężko stwierdzić, ile rocznie jest takich przypadków. - Nie jesteśmy w stanie rodzajowo rozróżnić spraw. Znamy tylko ich liczbę - wyjaśnia. - Wszystkich jest około tysiąca rocznie - powtarza.
I opowiada, jak ludzie chcą obejść przepisy. - Wykorzystują naczepy samochodowe, przyczepy kempingowe, żeby prowadzić działalność - mówi. - Chociaż są już sądowe orzeczenia, że jeżeli obiekt pełni funkcję inną niż komunikacyjną, to można zakwalifikować go jako obiekt budowlany.
Wypożyczalnia w Bukowinie Tatrzańskiej powstała właśnie z przerobionej naczepy ciężarówki. Zakopiańska prokuratura, która prowadzi już śledztwo, skupia się na trzech wątkach. Jeden z nich dotyczy postawienia budowli bez stosownego zezwolenia.
Po tragedii zarządzono też pierwsze kontrole. Śląska wojewódzka inspektor nadzoru budowlanego Elżbieta Oczkowicz zapowiedziała, że skieruje do powiatowych inspektorów polecenia kontroli obiektów w ośrodkach narciarskich. Mają sprawdzić, czy są bezpieczne dla użytkowników.