Tragedia w Bukowinie Tatrzańskiej. Prokurator mówi o "samowoli budowlanej"
- To nie miało prawa funkcjonować - stwierdził zakopiański prokurator. W Bukowinie Tatrzańskiej wichura zerwała dach z wypożyczalni narciarskiej na Rusińskim Wierchu. Nie żyją matka i jej nastoletnia córka. Z wstępnych ustaleń wynika, że konstrukcja budowli była "wątła".
10.02.2020 | aktual.: 30.03.2022 12:31
- Prawdopodobnie doszło do naruszenia rdzenia kręgowego i wewnętrznych urazów twarzoczaszki - poinformował na konferencji w Bukowinie Tatrzańskiej prok. Jacek Dyka z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem. Wichura zerwała dach wypożyczalni narciarskiej na Rusińskim Wierchu. Konstrukcja runęła m.in. na 52-letnią matkę i jej 15-letnią córkę. Obydwie nie żyją.
Do zgonu doszło ok. godz 10:37. Pod opieką szpitala w Nowym Targu pozostaje 21-latka, córka zmarłej 52-latki. Ma rozległe obrażenia, jej stan jest ciężki. Do placówki trafił również ojciec rodziny, który był świadkiem wypadku. Mężczyzna najprawdopodobniej doznał "wstrząsu psychicznego" - przekazał rzecznik małopolskiej policji Sebastian Woźniak. Rodzina przyjechała z Warszawy.
Poszkodowany jest również 16-latek. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Bukowina Tatrzańska. Dach przeleciał ok. 40 metrów
Zabezpieczono monitoring ze zdarzenia. Na miejscu przeprowadzono oględziny. Prokurator wielokrotnie powtórzył tezę o "samowoli budowlanej". - To nie miało prawa funkcjonować - podkreślił.
Prok. Jacek Dyka Zaznaczył, że chce się dowiedzieć, kto wykonał "tak wadliwą konstrukcję". Dodał, że dwie osoby widziały "całkowite podniesienie konstrukcji dachu", który przeleciał kilkadziesiąt metrów i uderzył w 4 osoby. Ustalono, że budynek jest naczepą umiejscowioną na gruncie.
Niebawem zostanie przeprowadzona sekcja zwłok. Minimalna prędkość wiatru w momencie tragedii mogła wynosić 120 km/h. Prok. Dyka stwierdził, że nie chciał na razie rozmawiać z właścicielem stacji narciarskiej, który przyjechał na miejsce. Do tragedii doszło na parkingu przed jej wyciągiem.
Bukowina Tatrzańska. Świadek opowiada o zdarzeniu
Zarząd Stacji Narciarskiej Rusń-Ski opublikował w sieci oświadczenie, w którym poinformowano, że "wypożyczalnia, z której został zerwany przez wiatr dach, nie należy do ich Stacji Narciarskiej". "Została ona wzniesiona na prywatnym gruncie poza administrowanym przez Stację Narciarską terenem" - zaznaczono. W momencie wypadku kolej była nieczynna.
- Kątem oka zobaczyłem, że cała czasza z tego pawilonu unosi się i zaczyna lecieć w naszą stronę, więc krzyknąłem do Bartka "padnij", sam upadłem. To był odruch. Poleciało mi to po głowie, Bartek dostał w potylicę. Na chwilę stracił przytomność. Natomiast żona znajomego i dwie córki dostały po plecach tą całą kopułą, a to jest uderzenie takie, jakby tir przy prędkości 80 km/h wjechał - powiedział w rozmowie z TVP Info świadek zdarzenia i znajomy rodziny, w którą uderzył dach wypożyczalni.
Źródło: TVP Info, 24tp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl