O ślubach dawnych polskich chłopów decydowała rodzina. Była to zazwyczaj transakcja, a nie wybór serca. Wbrew temu co myślimy, na wsi nie brano ślubu przed 20 rokiem życia. Mężczyźni najpierw zbierali pieniądze, a kobiety miały zapracować na swój posag.
Z tego powodu kobiety wychodziły za mąż w wieku 25 lat, a mężczyźni szukali żon po 30 roku życia. Zazwyczaj rodzice szukali partnerów dla swoich dzieci. Jeżeli kobieta się upierała i nie zgadzała na wybraną partię, to bito ją pasem po plecach, aż się zgodziła. Małżeństwo nie opierało się na uczuciach, lecz na pieniądzach. Nie dotyczyło to tylko wyższej klasy. Ale o szukaniu partii nie mówiło się wprost. Pertraktacje małżeńskie prowadzono przez pośredników. Swaci przychodzili z butelką wódki przewiązaną wstążką i prosili gospodarzy, czy nie mają "jałówki do sprzedania". Można było też pytać o gąskę lub źrebiczkę.
Pannę i kawalera oceniano nie po wyglądzie, ale po zdrowiu i pracowitości. Zachęcano przyszłą partię, tym, że u nich w gospodarstwie jest co robić. Kolejną zachętą był posag, zazwyczaj w wysokości cielaka lub krowy. Co ciekawe, często kłócono się o to jak duży lub mały był posag. W jednym sporze sądowym z XIX wieku kawaler chciał nie tylko mleko i krowę, ale także...krowie łajno. Rodzice panny młodej jednak chcieli, żeby trafiało na ich pole.
Dopiero, gdy uznano, że można osiągnąć porozumienie, nazywali rzeczy po imieniu. Jednak przyszła panna młoda miała udawać, że nie wie o co chodzi. Często kazano kobiecie milczeć albo schować się do zakończenia paktów. W niektórych regionach kazali jej wypić kieliszek gorzały i wpleść wstążkę we włosy. Było to równoznaczne noszeniu pierścionka zaręczynowego.