Rzeczy ofiar Tu‑154 nie zostały zabezpieczone
Nie wszystkie rzeczy należące do ofiar kwietniowej katastrofy pod Smoleńskiem zostały zabezpieczone - dowiedziało się TVP Info. Chodzi m.in. o telefony komórkowe dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany oraz Stefana Melaka, szefa Komitetu Katyńskiego. Przez dwa miesiące polska prokuratura nie wiedziała też o istnieniu telefonu posła PiS Zbigniewa Wassermanna.
14.06.2010 | aktual.: 14.06.2010 22:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Telefony komórkowe są jednym z ważniejszych dowodów w śledztwie dotyczącym smoleńskiej katastrofy. Prokurator generalny Andrzej Seremet zapowiadał, że wszystkie zostaną zabezpieczone i zbadane. Tak się jednak nie stało. Jak ustaliło TVP Info, telefony Melaka i Kazany nie trafiły w ręce śledczych, ale do ich rodzin.
Okazuje się, że komórki rodzinom ofiar, bez wiedzy polskiej prokuratury wojskowej przekazała strona rosyjska. Podobnie, nie do prokuratury, a w ręce rodziny trafił telefon Wassermanna. Polska strona dowiedziała się o jego istnieniu dopiero w ubiegłym tygodniu. I to tylko dzięki córce zmarłego posła, która sama poinformowała śledczych, że posiada ona jego komórkę.
Co więcej, strona rosyjska cały czas nie przekazała polskiej prokuraturze protokołów z przesłuchań rodzin ofiar, które odbywały się w Moskwie w trakcie identyfikacji ciał. Okazuje się także, że przesłuchania te w większości odbywały się bez obecności polskich śledczych. Jak tłumaczy rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa, w Moskwie było tylko dwóch polskich prokuratorów i dlatego nie mogli brać oni udziału we wszystkich przesłuchaniach.