Rządzący coraz bliżej swojego "szczawiu i mirabelek" [OPINIA]

Kolejne wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy stają się przykładami na to, czym jest arogancja władzy. Tak blisko "weź kredyt, zmień pracę" PiS jeszcze nie było - a wszyscy pamiętamy, jak taka nonszalancja skończyła się kilka lat temu dla obecnej opozycji.

Ryszard Terlecki i Jarosław Kaczyński podczas posiedzenia Sejmu
Ryszard Terlecki i Jarosław Kaczyński podczas posiedzenia Sejmu
Źródło zdjęć: © East News | Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Agaton Koziński

07.08.2022 | aktual.: 07.08.2022 13:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

PiS, będąc w opozycji, robił Platformie za takie gafy jesień średniowiecza. Teraz, w siódmym roku rządów prawicy, role się odwracają. Jak bardzo? Wcale niewykluczone, że otrzymamy pełną powtórkę z tamtych zdarzeń, sondaże na rok przed wyborami otwarcie to pokazują. A jeśli tak się stanie, po raz kolejny dostaniemy potwierdzenie ponadczasowości biblijnej mądrości: kto mieczem wojuje, od miecza ginie.

Sorry, taki mamy klimat

Żeby w pełni oddać kontekst sytuacji, musimy na chwilę cofnąć się do przełomu lat 2014/2015. PiS jest ósmy rok w opozycji, ale czuje, że wiatr zaczyna dmuchać w jego żagle. I nawet nie chodzi o to, że PiS porywa. W obiecanki typu "500 plus" i tak nikt za bardzo nie wierzy, generalnie do tej partii zbytniego zaufania nie ma. Utrzymuje się wysoko w sondażach tylko dlatego, że inne partie opozycji rokują jeszcze gorzej.

Natomiast Polacy mają wtedy coraz bardziej dość PO. Przede wszystkim arogancji tej partii, tego, że kompletnie przestała ona zwracać uwagę na potrzeby zwykłych ludzi. Wcześniej były to raczej domysły, intuicja. Jednak po ujawnieniu afery taśmowej, z której garściami można było wybierać cytaty potwierdzające lekceważący stosunek polityków Platformy do wyborców, stało się to jasne jak słońce. Poparcie dla PO zaczęło ostro pikować.

A wtedy PiS po raz kolejny dowiódł swojej kampanijnej sprawności. Partia postrzegana jako synonim paździerza i dykty nagle pokazała, że świetnie rozumie, na czym polega nowoczesny marketing wyborczy. I to przekonanie o arogancji rządzących podsycała. Cytat ze Stefana Niesiołowskiego o wyjadaniu mirabelek i szczawiu z nasypu usłyszeli wszyscy. "Sorry, taki mamy klimat" Elżbiety Bieńkowskiej powraca do dziś. A gdy Bronisław Komorowski w czasie kampanii rzucił "weź kredyt, zmień pracę", to politycy PiS-u powtarzali ten cytat do znudzenia. W konsekwencji przejęli władzę.

Teraz natomiast zachowują się tak, jakby nie pamiętali metody, która władzę im dała. Dwa przykłady z ostatnich dni. Najpierw posłanka Zjednoczonej Prawicy Maria Kurowska - pytana przez TVN24 o to, jak będzie wyglądała sytuacja z ogrzewaniem zimą - rzuciła rezolutnie, że Polacy "poradzą sobie". Chwilę po niej Wojciech Skurkiewicz, wiceminister obrony, dziwił się, że Polacy mogą mieć problemy ze spięciem budżetowych domowych, gdy ceny ogrzewania gwałtownie wzrosną - i mówił, że nie zna ludzi, którzy mają emerytury poniżej 2 tys. zł. Tak blisko "weź kredyt, zmień pracę" PiS jeszcze nie był.

Okienko możliwości

Oczywiście, nie można na tych dwóch wypowiedziach budować misternej konstrukcji o końcu PiS. Generalnie życie polityczne jest usłane fatalnymi sformułowaniami i gafami językowymi - i to reguła uniwersalna, dotycząca każdego kraju na świecie. Gdyby PiS miał przegrać wybory tylko przez niefortunne wypowiedzi, to straciłby ją już po "niech jadą" Józefy Hrynkiewicz z 2017 r. Wtedy posłanka PiS dała pokaz niebywałej arogancji, w dodatku w kwestii wyjątkowo wrażliwej, bo dotyczącej pracowników ochrony zdrowia - a po niej PiS wygrał wszystkie wybory, w których brał udział. Widać więc, że od wpadki słownej partie nie giną.

Bo też taka wpadka musi trafić na swój czas. Generalnie życie partii rządzącej dzieli się na dwie fazy. W pierwszej fazie nic rządzącym nie może zaszkodzić. W drugiej - nic nie może im pomóc. Wypowiedź Hryniewicz to był ten pierwszy moment. Polacy patrzyli wtedy bezkrytycznie na PiS, zachwyceni wprowadzonym "500 plus", "Wyprawką plus" i trzynastą emeryturą. Politycy tej partii mogli pewnie powiedzieć właściwie wszystko - póki pieniądze z tych programów trafiały na konto, wszystko by poszło w zapomnienie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ale teraz te przelewy stały się pisowską wersją ciepłej wody w kranie PO. Standardem - takim samym jak ogrzewanie zimą czy niska cena chleba w lokalnym sklepie. Tymczasem przy tym, czy te dwa ostatnie punkty są dalej obowiązujące, pojawia się coraz większy znak zapytania. Inflacja jest rekordowo wysoka, a zapasy węgla w składach rekordowo niskie. Koniunkcja, która - jeśli się utrzyma jesienią i zimą - może być tym dla sondażowego poparcia dla PiS, czym dla Titanica była góra lodowa.

Na to jeszcze nakłada się inne zjawisko. Cytat "Niech jadą" rezonuje do dziś - ale trzeba uczciwie przyznać, że w pierwszej kadencji PiS podobnych wpadek miało stosunkowo niewiele. Teraz natomiast sypią się jak z rogu obfitości. Przecież jeszcze nie opadł kurz po zawieszeniu radnej Małgorzaty Jacyny-Witt wypisującej aroganckie uwagi o elitach i polach golfowych, a już otrzymaliśmy komentarze Kurowskiej i Skurkiewicza. Wcześniej w tej samej tonacji odzywał się wiceminister Edward Siarka, przypominający, że przecież można domy ogrzewać chrustem. A jeszcze wcześniej Marek Suski doradzał, że "jak się zaciąga kredyty, to się je spłaca".

Nowe możliwości opozycji

Widać więc, że ostatnie wypowiedzi Kurowskiej i Skurkiewicza to nie przypadki, działa tutaj prawo serii. Spiętrzenie tych cytatów w stosunkowo krótkim czasie staje się paliwem do tego, by opozycja zaczęła na poważnie mówić o "arogancji władzy". Problem w tym, że ona o tym mówi już od dawna - i tak często, że wyborcom w dużej mierze odechciało się tego słuchać. Nawet najlepszy tekst w końcu się nudzi.

Oddzielna sprawa, że wszystko wskazuje na to, że najbliższe jesień i zima będą przebiegać w innej atmosferze niż wcześniej. Będzie drożej, może być zimniej. W takiej sytuacji Polacy będą chętniej słuchać opozycji niż wcześniej - tak jak w 2014 r. nagle zaczęli słuchać PiS-u, choć wcześniej nie zwracali specjalnie na tę partię uwagi. Teraz Platforma i pozostałe ugrupowania mogą mieć swój czas.

Wbrew pozorom to nie jest samograj, takie sytuacje też można zepsuć. Przykład? Protesty rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie. Do dziś wszyscy pamiętają zdjęcia posłanki PiS Bernadety Krynickiej i jej pełną wyższości minę, gdy przechodzi obok wózka, na którym siedzi niepełnosprawny chłopiec. Podręcznikowa wręcz ilustracja arogancji władzy. Dlaczego więc Polacy tak na to nie spojrzeli? Bo tamto zdjęcie właściwie "sprywatyzowała" Iwona Hartwich. To ona pchała wózek, obok którego przeszła Krynicka. To ona później stała się twarzą protestów - a później przekuła zdobytą w ten sposób popularność na fotel w Sejmie.

PiS skrupulatnie wykorzystał tę sytuację, podrzucając narrację: jej wcale nie chodziło o dobro niepełnosprawnych, tylko o własną korzyść. I to zadziałało. W wyborach, w których Hartwich zdobyła mandat poselski, Zjednoczona Prawica osiągnęła rekordowo wysoki wynik. Mało kto by w to uwierzył w chwili, gdy we wszystkich mediach krążyły zdjęcia Krynickiej. Najlepszy dowód, że sama szansa to za mało.

Nie wystarczy, że Kurowska się podłożyła wypowiedzią, Skurkiewicz zaklinał rzeczywistość, a Siarka uruchamiał program "Chrust plus". Kolejna żelazna reguła polityki: wygrywają ci, którzy umieją wykorzystywać pojawiające się przed nimi szanse. Przed opozycją otwierają się właśnie nowe możliwości. Teraz przekonamy się, czy jest gotowa skutecznie je wykorzystać.

Agaton Koziński dla WP Wiadomości

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Jarosław Kaczyńskipiszjednoczona prawica
Komentarze (1573)