PolitykaRunęły marzenia niektórych, inni wciąż w szoku po sukcesie

Runęły marzenia niektórych, inni wciąż w szoku po sukcesie

Runęły marzenia niektórych, inni wciąż w szoku po sukcesie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski
08.06.2009 16:00, aktualizacja: 17.06.2009 13:45

Wiemy już, którzy z kandydatów będą prawdopodobnie reprezentować nas w Parlamencie Europejskim. Dla niektórych był to szok, bo, wbrew pozorom, nie spodziewali się, że dostaną się do unijnej instytucji. Inni są rozczarowani, bo mieli nadzieję na lepsze noty.

Od momentu zamknięcia lokali wyborczych i podania pierwszych informacji z Państwowej Komisji Wyborczej nie milkną dyskusje na temat wygranych i przegranych tegorocznych wyborów. Wśród zwycięzców są kandydaci PO, którzy uzyskali najwięcej – 25 mandatów. Na drugim miejscu uplasował się PiS z 15 mandatami a na trzecim SLD-UP – 7. Do PE udało się wejść również PSL, który zdobył trzy miejsca.

Według szacunków sondażowych do PE dostali się nie tylko „pewniacy” tacy jak Danuta Huebner (PO), Jerzy Buzek (PO) czy Jacek Saryusz-Wolski (PO), ale także osoby, które miały małe szanse na mandat. Tak było w przypadku Tadeusza Cymańskiego, który startował z piątego miejsca na liście, czy Jarosława Wałęsy – „dziesiątki” na liście PO. Zaskakująca była miażdżąca przewaga Zbigniewa Ziobry, który osiągniętym w Krakowie wynikiem (35% głosów), znokautował przeciwników politycznych.

Wielu kandydatów przyjęło wyniki z rozczarowaniem. Wśród nich byli m.in. europosłowie z poprzedniej kadencji – Dariusz Rosati czy Janusz Onyszkiewicz startujący z CentroLewicy – ugrupowania, które nie przekroczyło progu wyborczego. Przegranymi tych wyborów okazał się także Marian Krzaklewski startujący z PO, a także członkowie Libertasu – m.in. Artur Zawisza z poparciem na poziomie błędu statystycznego.

Zobacz, co o swoich wynikach mówi politycy, którzy wygrali i przegrali w eurowyborach

Tadeusz Cymański, pojedzie do Brukseli, choć startował z odległego piątego miejsca na pomorskiej liście PiS: To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Spodziewałem się dobrego wyniku, bo przecież ciężko pracuję, ale nie sądziłem, że wygram. Miałem skromną kampanię, więc gdybym nie występował w mediach, to ludzie nie kojarzyliby mnie i pewnie nie postawiliby przy mnie krzyżyka. Nie będzie mi łatwo przestawić się na pracę w PE, bo czeka mnie ogrom wyzwań i boję się, czy podołam. Żal będzie też opuszczać Wiejską, ale jeśli się startuje w wyborach, to trzeba być gotowym na każdy werdykt. Jeśli chodzi o ogólny wynik PiS to nie zadowolił mnie, bo powinien być lepszy.

Prof. Lena Kolarska-Bobińska, „jedynka” PO z Lublina, rano pojawiały się doniesienia, że nie udało jej się zdobyć mandatu, ostatecznie go uzyskała: Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone (śmiech). Taka jest specyfika ordynacji wyborczej do PE, że do końca nie wiadomo, kto uzyska mandat, a kto nie. Trzeba czekać aż zostaną policzone głosy ze wszystkich okręgów. Sondaże telefoniczne mogą być często mylące, bo nie chwytają części elektoratu wiejskiego. Dlatego zachowałam zimną krew, ale mój mąż i Janusz Palikot wierzyli do końca, że mi się uda. Najważniejsze, że wyborcy opowiedzieli się za Lubelszczyzną otwartą, nowoczesną, która jest znana na świecie i w Polsce, za Lubelszczyzną bez kompleksów. Bardzo im za to dziękuję. Moi polityczni przeciwnicy przedstawiali mnie w kampanii jako osobę z zewnątrz, dlatego przekonanie do siebie dużej części społeczeństwa nieufnego, niechętnego zmianom nie było takie łatwe i proste. Jestem bardzo szczęśliwa, ale i bardzo zmęczona - miałam ponad 260 spotkań z
wyborcami, przejechałam 4 100 km.

Prof. Magdalena Środa, „jedynka” CentroLewicy w Łodzi. CentroLewica nie przekroczyła 5-procentowego progu wyborczego: Nie miałam wielkich nadziei, chodziło mi raczej o to, żeby przejść się kawałek tą drogą, a nie od razu osiągnąć sukces. Zależało mi na zdobyciu doświadczenia politycznego, odbyłam bardzo wiele ciekawych spotkań, jestem usatysfakcjonowana. Swój udział w wyborach oceniam w całości in plus. Dowiedziałam się wiele o sobie, w praktyce się przekonałam, na czym się znam, a o czym nie mam pojęcia. O niepowodzeniu CentroLewicy, w moim przekonaniu, zdecydowały grzechy podstawowe: partia była słabo rozpoznawalna, miała tak złożoną nazwę, że nawet dziennikarze nie byli w stanie jej spamiętać [pełna nazwa to koalicyjny komitet wyborczy"Porozumienie dla Przyszłości" CentroLewica (PD+SdPl+Zieloni 2004) – przyp. red]. Także pluralizm, który na początku tak zachwalałam, nie wyszedł jej na dobre. Było również trochę nieporozumień związanych z finansami, co grało przeciwko przejrzystości partii. Okazało się
też, że nazwiska, na jakie CentroLewica stawiała, nie były wystarczające. Artur Zawisza, warszawska „jedynka” Libertasu. Ugrupowanie nie przekroczyło progu wyborczego: Libertas był eksperymentem w skali UE i jego przekaz okazał się niekiedy zbyt skomplikowany dla wyborców. Z jednej strony mówiliśmy o proeuropejskości, a z drugiej odrzucaliśmy Traktat lizboński, co mogło nie zadowolić ani euroentuzjastów ani eurosceptyków. Warto jednak było spróbować, bo przecież w innych krajach UE partiom spoza parlamentu udało się przebić do Brukseli. Co będę robił dalej? Od półtora roku jestem prywatnym przedsiębiorcą, więc mam co robić. Nie sądzę, abym chciał startować np. w wyborach samorządowych, bo nigdy nie byłem szczególnie zainteresowany polityką lokalną. Zależałoby mi raczej na sukcesie prawicy w wyborach prezydenckich i parlamentarnych i budowie szerszego ruchu w ramach IV RP.

Joanna Senyszyn, stratowała z drugiego miejsca SLD-UP w Krakowie, zdobyła mandat, choć nie była faworytką przedwyborczych sondaży. Zdetronizowała Andrzeja Szejnę, partyjną „jedynkę” w Małopolsce:Jestem bardzo szczęśliwa. Mam nadzieję, że mój wynik będzie wskazówką, jaka lewica jest Polakom potrzebna. Skoro zwyciężyłam w okręgu, w którym jest tak dużo kościółkowców, którzy zastąpili kościuszkowców, to znaczy, że Polacy są gotowi poprzeć lewicę wyrazistą, która nie czuje strachu przed biskupami, mówi zdecydowanym głosem. To wskazówka, jak trzeba układać listy do samorządu, do sejmu i senatu.

Dariusz Rosati, warszawska "jedynka" CentroLewicy: Jestem zaskoczony wynikiem wyborów, bo okazało się, że Polska stała się areną walki PO i PiS. Widać, że wyborcy głosowali w większości na PO, bo nie chcieli dopuścić PiS do władzy. Sądzę, że nasz słaby wynik wiązał się m.in. z ograniczonymi środkami na kampanię, dlatego nasza obecność w mediach była mniejsza. Na nasze noty wpłynęły również sondaże, które dawały nam tylko 1-2%. W efekcie ludzie bali się na nas głosować. Z przykrością oceniam, że wybór niektórych kandydatów był dla mnie nieracjonalny, bo wskazywanie na ludzi nie mówiących w językach obcych i nie mających doświadczenia europejskiego jest dziwny. Okazało się, że ludzie kierowali się bardziej szyldem partyjnym niż przydatnością danego polityka w UE. Żałuję, że nie będę już europosłem, ale życzę kolegom, którzy się dostali, aby równie szybko wyrobili sobie dobrą pozycję w PE. Co dalej? Jestem nauczycielem akademickim, więc będę więcej czasu poświęcał pracy naukowo-dydaktycznej.

Janusz Piechociński, „jedynka” PSL w okręgu Warszawa I. Nie uzyskał mandatu, choć prowadził bardzo intensywną kampanię: Wyniki mnie zaskoczyły, okazało się, że znacznie więcej głosów zdobyliśmy w miastach niż na terenach wiejskich, gdzie totalnie zawiodła frekwencja. Zakładałem, że przy większej frekwencji na wsiach, PSL przekroczy 10%, co wówczas dawałoby 6-7 mandatów. Bardzo cenimy sobie jednak te 7% , jakie uzyskaliśmy w skali kraju, bo to i tak więcej niż pięć lat temu. Przeliczyłem się trochę w swoich rachubach, sądziłem, że uda mi się w Warszawie uzyskać mandat.

Janusz Onyszkiewicz, lider CentroLewicy w okręgu małopolsko-świętokrzyskim: Wynik bardzo mnie zasmucił, bo cała kampania kręciła się tylko wokół PO i PiS. My nie mieliśmy okazji być skonfrontowani z przedstawicielami największych partii, a tylko z Libertasem, czy Prawicą RP. Mogliśmy więc wygrać tylko w drugiej lidze. To był trochę taki konkurs piękności i popularności politycznej. Wyborcy nie byli świadomi, że w PE nie ma stałego podziału na koalicję rządzącą i opozycję, więc myślenie, ze trzeba głosować na dużych było niewłaściwe. Co dalej? Zanim dostałem się do PE, potrafiłem żyć bez Brukseli. Tak będzie i teraz, bo nie jestem człowiekiem, który czepia się dowolnej listy, aby dostać się do polityki. Teraz będę miał czas na pracę w Centrum Stosunków Międzynarodowych, Stowarzyszeniu Euro-Atlantyckim i… Polskim Związku Alpinizmu. Planuję też zaszyć się na jakiś czas w zaciszu domowym, aby odpocząć od ciągłych wyjazdów do Brukseli i Strasburga.

Agnieszka Niesłuchowska, Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (444)
Zobacz także