Rozprawa w procesie Hopa - nie było wyjaśnień głównego oskarżonego
Wbrew przewidywaniom przed Sądem Okręgowym w Katowicach nie doszło we wtorek do przesłuchania byłego prokuratora apelacyjnego z Katowic Jerzego Hopa, odpowiadającego m.in. za wyłudzenie od firm ponad 1,7 mln zł.
22.03.2005 | aktual.: 22.03.2005 13:53
Tuż przed rozpoczęciem wyjaśnień Hopa jego obrońca nieoczekiwanie złożył wniosek o przerwanie posiedzenia i przesłuchanie oskarżonego na następnej rozprawie.
Mec. Józef Pichura argumentował, że jego klient odczuwa "daleko idące" skutki stosowania nowego leku. Nie jest dziś w stanie składać wyjaśnień w sposób logiczny i spójny. Leki, które zażywa, powodują w początkowej fazie bóle głowy i otępienie - argumentował adwokat. Zapewnił, że wniosek nie ma nic wspólnego z taktyką obrony.
Sąd wyznaczył termin następnej rozprawy na 12 kwietnia.
We wtorek wyjaśnienia skończył składać współoskarżony w tym procesie Krzysztof G., który przyznał się do współudziału w wyłudzeniach, obciążając w ten sposób prokuratora. Do sądu trafi wkrótce wniosek G. o dobrowolne poddanie się karze.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 r. Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Według prokuratury, w rzeczywistości żadnego sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego.
Hop miał tłumaczyć przedsiębiorcom, że kupowany za ich pieniądze sprzęt musi być kompatybilny z już posiadanym, proponował więc, że sam załatwi formalności z firmą, która jest stałym dostawcą prokuratury. W ten sposób, nie budząc podejrzeń, brał pieniądze, darczyńcom dając później faktury wystawiane przez Krzysztofa G. Zdaniem prokuratury, po zakończeniu współpracy z G., Hop sam podrabiał faktury, fałszując podpis i pieczątkę wspólnika.
G., który składał wyjaśnienia na trzech kolejnych rozprawach, powtórzył we wtorek przed sądem, że początkowo nie wiedział, że wyłudzane przez Hopa pieniądze trafiały do kieszeni prokuratora, a nie - jak sam go zapewniał - na potrzeby prokuratury.
Zdawałem sobie sprawę, że popełniam przestępstwo, i osoba, która korzysta z fikcyjnych dokumentów, też. Być może brzmi to dziwnie, ale naiwnie sądziłem, że Hop popełnia przestępstwo, żeby zdobyć środki dla prokuratury - zaznaczył.
Jak relacjonował, dopiero później nabrał podejrzeń, że wyłudzone pieniądze trafiały do kieszeni Hopa. Taka ilość papieru (rzekomo zamawianego na potrzeby prokuratury) mogłaby nadwerężyć konstrukcję budynku, w którym mieści się prokuratura - powiedział przed sądem Krzysztof G.
Poza wyłudzeniami i podrabianiem dokumentów Jerzy Hop odpowiada też m.in. za utrudnianie postępowania poprzez nakłanianie do fałszywych zeznań. Jest aresztowany od ponad dwóch lat, w śledztwie nie zgadzał się z zarzutami. Grozi mu do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.