"Zrobili Amerykanów w balona". Teraz wszystko może się zdarzyć
Ostatnie relacje na linii Chiny-USA można porównać do sinusoidy, na której napięcie raz rośnie do granic możliwości, a raz opada. Obecnie znajdujemy się w piku, w którym - po zestrzeleniu chińskiego balonu przez Amerykanów - temperatura tych relacji wzrasta. Ekspert, z którym rozmawiała Wirtualna Polska, mówi, że Chiny testują, na ile w relacji z drugim mocarstwem mogą sobie pozwolić.
Ostatnie tygodnie obfitują we wzrost napięcia na linii Chiny-USA. Administracja prezydenta USA Joe Bidena zrobiła prawdziwy postęp w dwóch obszarach: tworzenia wykonalnej strategii obronnej na Zachodnim Pacyfiku oraz prowadzenia technologicznej zimnej wojny z Pekinem. W obu przypadkach "rywalizacja" staje się rzeczywistością, a nie tylko chwytliwym słowem. Również w obu przypadkach - wyzwania pozostają poważne.
Zobacz też: Chiny bez hamulców gospodarczych. "Mamy do czynienia z zimną wojną"
Chiny chcą zwrotu "wraku" balonu
W sobotę Stany Zjednoczone zestrzeliły nad oceanem chiński balon szpiegowski. Podczas konferencji prasowej dziennikarz zapytał rzeczniczkę MSZ Chin Mao Ning, czy Chiny wysunęły lub planują wysunąć żądania zwrotu maszyny, zestrzelonej nad USA w sobotę. - Będziemy zdecydowanie chronić nasze uzasadnione prawa i interesy - powiedziała, dodając, że balon nie należy do Stanów Zjednoczonych, ale do Chin. Jak poinformowała, przeprowadzono na ten temat wiele rozmów.
Mao Ning tłumaczyła, że "chiński bezzałogowy statek powietrzny jest przeznaczony do użytku cywilnego i znalazł się w przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych wyłącznie z powodu siły wyższej". - Był to wypadek i nie stanowił zagrożenia dla ludności i bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych - stwierdziła.
"Chiny prowadziły kampanię wywiadowczą"
Dziennik "The Washington Post", cytując amerykańskich urzędników, przekazał, że chiński balon był częścią szerokiej kampanii zwiadu z powietrza, w ramach której Pekin od lat obserwował instalacje wojskowe w kilku krajach.
Według źródeł gazety Chiny prowadziły kampanię wywiadowczą z wykorzystaniem balonów pochodzących częściowo z wyspy Hajnan na Morzu Południowochińskim. Balony służyły im do zbierania informacji na temat państw i obszarów leżących w sferze strategicznych interesów, w tym Japonii, Indii, Wietnamu, Filipin i Tajwanu.
Chiny odmawiają rozmów, Biden ostrzega
Pentagon wydał oświadczenie, w którym przyznaje, że po likwidacji obiektu prosił o rozmowy z chińskimi przedstawicielami. Wiadomo jednak, że reakcja była odmowna.
"Wierzymy w wagę utrzymywania otwartych linii komunikacji między Stanami Zjednoczonymi i ChRL, by odpowiedzialnie zarządzać tymi relacjami. Linie pomiędzy naszymi wojskami są szczególnie ważne w momentach takich jak te. Niestety, Chińska Republika Ludowa odmówiła naszej prośby" - oświadczył rzecznik Pentagonu. Dodał przy tym, że USA nadal mają intencje utrzymywania kontaktu z Pekinem.
Jednak, w trakcie swojego orędzia, Biden powiedział jasno, że Stany Zjednoczone będą zdecydowanie bronić swoich interesów. - Powiedziałem prezydentowi Xi Jinpingowi, że USA szukają konkurencji, nie konfliktu. Nie będę przepraszać za to, że inwestujemy w to, aby Ameryka była silniejsza. (...) Nie chcemy dominacji Chin. Inwestujemy w nasze sojusze, aby chronić technologię, aby nie była ona wykorzystana przeciwko nam - mówił Biden.
Te słowa można odnosić również do informacji "The Wall Street Journal", który ujawnił, że amerykańskie wojsko poinformowało Kongres, że Chiny posiadają obecnie więcej wyrzutni rakiet balistycznych o zasięgu międzykontynentalnym (ICBM) niż Stany Zjednoczone. - Chiny szybko zmierzają w stronę parytetu ze Stanami Zjednoczonymi. Nie możemy do tego dopuścić - powiedział szef komisji ds. sił zbrojnych Izby Reprezentantów, republikanin Mike Rogers.
- Niech nikt nie ma złudzeń: jak pokazaliśmy w ubiegłym tygodniu, jeśli Chiny zagrożą naszej suwerenności, podejmiemy działania, by chronić nasz kraj. I to zrobiliśmy - mówił Biden podczas wystąpienia.
"Chińczycy skutecznie zrobili Amerykanów w balona"
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że to, co się dzieje na linii USA-Chiny, to gra. - Chińczycy - mówiąc złośliwie - skutecznie zrobili Amerykanów w owego balona. Było to zagranie na pograniczu wrogiego. To był test. Myślę, że Chińczycy korzystają z sytuacji, która jest w Europie (wojna w Ukrainie - red.), problemów, jakie ma Biden i próbują - jak zwykle - wyrąbać sobie inną pozycję. Balon był sprawdzeniem, na ile mogą sobie pozwolić - ocenia.
- Żądanie wydania szczątków balonu to dalsze testowanie działań administracji USA. Pokazywania, że nie są ulegli wobec USA i że ci nie mogą liczyć na nich w uspokajaniu sytuacji światowej - dodaje.
W jego ocenie to, co widzimy, to "dziwny sposób prowadzenia dyplomacji przez Chiny". - Jeśli mogą sobie pozwolić na pewne rzeczy, to to robią - mówi ekspert.
Chwilowe ocieplenie relacji się skończyło
Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego, przedstawiciel Polski w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, autor książki "Biznes w Chinach" w rozmowie z Wirtualną Polską mówi wprost: napięcie narasta. I podkreśla, że miało miejsce chwilowe ocieplenie relacji ze względu na wspólną inicjatywę Joe Bidena i Xi Jinpinga przy okazji G20, by wywierać presję na Władimira Putina, aby ten nie używał atomu.
- Ale to się ewidentnie skończyło. Wizyta Antony'ego Blinkena w Pekinie, która miała być kontynuacją niezłych relacji, dialogu, została odwołana w związku z pojawieniem się balonu w przestrzeni powietrznej USA. Pytanie, co teraz i co dalej. Jakie będą następne sprawy, gdzie dwa supermocarstwa ponownie się poróżnią i będą wysyłać sprzeczne oświadczenia - zastanawia się ekspert.
"Emocjonalno-polityczna ruletka"
I podkreśla, że w tej sprawie nie trzeba podkręcać emocji, bo one i tak są bardzo duże. - W zasadzie otwarty konflikt USA-Chiny trwa od 2016 roku, kiedy Donald Trump rozpoczął wojnę handlową. To, co obserwujemy teraz, to po prostu kolejne jego fazy. Mieliśmy karczemną awanturę w Alasce, potem rozluźnienie. Następnie doszło do wizyty Nancy Pelosi na Tajwanie, gdzie znów napięcie było na ekstremalnie wysokim poziomie, a potem znów rozluźnienie na G20. Teraz znów jest wysoka temperatura - wylicza Pyffel.
- To sinusoida, która dochodzi do ekstremalnego punktu i opada. Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądać dalej i po którym ekstremalnym punkcie rozluźnienie napięcia nie nastąpi i sytuacja zacznie eskalować. Nie możemy tego wykluczyć, w tej emocjonalno- politycznej ruletce - ostrzega.
Duża aktywność Tajwanu. "Gdyby USA to poparły, wojna wisi już w powietrzu"
W jego ocenie Chiny nie chcą odpuścić w wielu kwestiach, jak choćby sprawa balona i na pewno nie chcą tego zrobić w kwestii Tajwanu. A sytuacja wokół wyspy jest cały czas napięta. Dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) William Burns powiedział, że nie należy lekceważyć chińskich ambicji wobec Tajwanu. Przyznał, że Stany Zjednoczone zdobyły wiedzę o chińskich planach inwazji na autonomiczny Tajwan w 2027 roku.
Jak powiedział Burns, "nie znaczy to, że są zdecydowani, by dokonać inwazji w 2027 roku lub później". - To przypomnienie o powadze gotowości i ambicji Chin - ocenił.
- To jest najwrażliwsze miejsce i centralny punkt sporu, który wywołujący największe emocje. Do tego dochodzi spora aktywność międzynarodowa Tajwanu. Im bardziej wyspa będzie wychodzić z izolacji, w którą wpycha ją Pekin, tym bardziej może to się przeradzać w fazę ogłoszenia niepodległości - zaznacza. I dodaje: - Gdyby USA to poparły, to wojna wisi już w powietrzu.
Nasz drugi rozmówca widzi to jednak inaczej. W ocenie prof. Boćkowskiego eskalacja nie jest ani w interesie Chin, ani USA. - Chinom nie jest ona potrzebna. Skończył się chiński nowy rok, Chińczycy wrócili do pracy, udało się opanować sytuację covidową i Chiny mogą ruszyć z produkcją, zacząć wzmacniać się gospodarczo, korzystając z rosyjskiej sytuacji. Nie będą więc niszczyli tego, na czym stoją, czyli odradzającej się gospodarki - ocenia ekspert.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski