Rosjanie nie mają powodu, żeby oddać "wrak". Polacy robią wszystko, żeby go nie odzyskać
- Oddajcie wrak! – to zdanie nierozerwalnie związane jest z katastrofa Smoleńską. Jest tylko jeden sposób przekonania Rosjan do zwrócenia zniszczonego samolotu. Polacy muszą udowodnić, że już im na nim nie zależy. Innej drogi niema.
07.04.2018 | aktual.: 07.04.2018 11:26
Szczątki Tu-154M numer boczny 101 leżą w Smoleńsku od dnia katastrofy 10 kwietnia 2010 r. Polska od lat domaga się zwrócenia wraku, lecz bez skutku. W 2015 r. nawet Parlament Europejski wezwał Rosjan do zwrócenie wraku. Skutek był dokładnie taki sam jak liczne apele Warszawy, czyli żaden.
W przepychance o wrak nie chodzi już o śledztwo i materiał dowodowy. Ile można jeszcze dowiedzieć się ze szczątków samolotu, który rozbił się 8 lat temu, przez kilka miesięcy leżał pod gołym niebem, później pod plandeką, aby wreszcie, niemal dwa lata później, zbudowano nad nim wiatę. Do tego pojawiły się doniesienia o niszczeniu i czyszczeniu szczątków.
Jeżeli ktokolwiek chciał jakieś dowody usunąć, to miał wystarczająco dużo czasu i możliwości, żeby to zrobić. Dlatego nawet brak dowodów potwierdzających zamach w szczątkach samolotu nie przekona tych, którzy wierzą w morderstwo prezydenta Kaczyńskiego, bo przecież wrak można było wyczyścić.
Wrak jest narzędziem walki politycznej
Poza znaczeniem czysto symbolicznym wrak ma ogromną wartość polityczną. Przed wyborami w 2015 r. PiS oskarżało PO o brak starań. Odzyskanie szczątków maszyny było jedną z obietnic wyborczych. Były już szef dyplomacji Witold Waszczykowski piętnował poprzedników i zapowiadał nadrobienie zaniedbań.
Z kolei obecna opozycja pokazuje, ile razy rząd PO wysyłał noty w tej sprawie do Moskwy, a Radosław Sikorski co miesiąc w mediach społecznościowych przypomina o kolejnej „miesięcznicy nieodzyskania wraku”. Eksperymenty członków komisji badawczej Antoniego Macierewicza, którzy nie mieli dostępu do rzeczywistego materiału dowodowego, stały się przedmiotem kąśliwych drwin.
Na temat samego wraku i jego „oddawania” powstały niezliczone memy, karykatury, komentarze, artykuły i materiały filmowe. Szczątki Tu-154 stały się takim samym przedmiotem gry politycznej jak cała katastrofa, a w kurzu bitwy na emocje i złośliwości ginie gdzieś świadomość tragicznej śmierci 96 ludzi.
Polityczna kryptowaluta
Zniszczony Tu-154M jest niemal relikwią, a równocześnie narzędziem bezlitosnej walki politycznej. Ta sprawa tak głęboko zakorzeniła się w świadomości Polaków, że wystarczy hasło "wrak", aby niemal każdy dokładnie wiedział o co chodzi. W tym właśnie tkwi jego "wartość". Wrak samolotu stał się swego rodzaju polityczną walutą, a raczej symboliczną kryptowalutą, której cena jest czysto umowna i zależy od zainteresowania oraz woli jej użycia, a nie od realnej wartości.
Rosjanie są znani z umiejętności stwarzania i wykorzystywania nadarzających się okazji. To jeden z fundamentów dyplomacji Moskwy. Nawet, jeżeli jakaś karta nie jest potrzebna teraz, to może przydać się w przyszłości i dlatego nie warto się jej pozbywać. Co więcej, w miarę możliwości warto zadbać, aby takie instrumenty wpływu czy nacisku nie traciły na wartości, jeżeli nie kosztują zbyt dużo.
Wartość wraku w Polsce nie mogła umknąć ich uwadze. Wiedzą, że wywołując odpowiednie emocje, wpłyną na wydarzenia w Warszawie. Mogą obiecać zwrot wraku, zagrozić jego zniszczeniem, zaprosić jakichś ekspertów, żeby go zbadali. Mogą też posłużyć się bardziej wyrafinowanymi metodami znanymi z kampanii brexitowej czy wyborów w USA, czyli, z pomocą armii internetowych trolli, wyprodukować falę memów, hejtu czy postów, które w odpowiednim terminie wpłyną na nastroje, a nawet wydarzenia w Polsce. To znana zasada "chybotania łódką".
Nikt nie pomoże odzyskać wraku
Sposobem zneutralizowania „efektu wraku” byłoby podniesienie ceny jego przetrzymywania lub wyzerowanie wartości tej kryptowaluty. Próby zwiększenia kosztu przechowywania wraku na lotnisku w Smoleńsku na tyle, by przewyższył zysk z używania go jako narzędzia nacisku nie powiodły się.
Polska sama nie ma możliwości wywierania presji na Rosję, a ani Europejczycy ani Amerykanie nie zaangażują się w sprawę, która z ich punktu widzenia nie ma znaczenia, zwłaszcza że stosunki między Zachodem a Rosją i tak są już bardzo złe – trudno zagrozić ich pogorszeniem.
Drugim sposobem jest pokazanie, że wrak nie ma już wpływu na wydarzenia w Polsce. To jak w anegdocie mówiącej, że kredyt dostanie tylko człowiek, który udowodni, że go nie potrzebuje. Dlatego każda demonstracja pod ambasadą Rosji w Warszawie żądająca zwrócenia wraku przekonuje Kreml, że szczątki są wystarczająco cenne, aby je trzymać. Z drugiej strony zakończenie obchodów miesięcznic smoleńskich jest krokiem w dobrym kierunku.
Długo jeszcze nie uda się Rosjan przekonać, że wrak jest na tyle mało istotny, żeby zdecydowali się wreszcie go Polsce zwrócić. Niemniej każdy krok w kierunku odpolitycznienia katastrofy i uspokojenia emocji będzie mile widziany. Może gdzieś po drodze uda się też przypomnieć, że cały czas mówimy o ludzkiej tragedii, katastrofie, w której życie straciło 96 osób.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl