Rosjanie budują zimową twierdzę. Nowy etap wojny. Już nie liczy się amunicja i liczba karabinów
Kto w najbliższych tygodniach zdobędzie więcej wsi i miasteczek na linii frontu, ten w lepszych warunkach przeczeka zimę i może wygrać wiosną. Dlatego na froncie w Ukrainie toczą się zacięte bitwy o miasta i osady mogące stać się zimowymi kwaterami żołnierzy - oceniają wojskowi eksperci.
04.11.2022 07:12
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Wojska rosyjskie toczą intensywne bitwy, broniąc Swatowa i Kremennej. Z kolei Bachmut, Soledar, Avdiejewkę i Ugledar próbują atakować frontalnie - komentuje na Twitterze bloger Ian Matwiejew. Jego zdaniem pojedynczo żadne z tych miast nie wydaje się teraz ważne. Jednak jeśli ukraińscy żołnierze spędzą w tych osadach zimę, będą w korzystniejszej sytuacji wiosną. Dlatego rosyjskie jednostki również chcą tam zdobyć pozycje.
"Sami oceńcie sytuację w ukraińskich okopach pod Bachmutem. Wkrótce będą musieli spędzić tam zimę. Kto zdobędzie więcej miast i miasteczek na linii frontu, wygra" - pisze Matwiejew, pokazując nagranie z ubłoconym żołnierzem ukraińskich sił zbrojnych, który pełni służbę przy karabinie maszynowym. Otacza go iście księżycowy krajobraz: szkielety drzew, rozorane ostrzałem artylerii błotniste okopy.
Według płk. rez. Piotra Lewandowskiego, weterana misji w Iraku i Afganistanie oraz analityka wojny w Ukrainie, zbliża się nowy etap działań wojennych. - Wojna okopowa, w której logistyka bytowania żołnierza - zapewnienie mu śpiwora, karimaty, ogrzewaczy chemicznych, ciepłego posiłku - staje się ważniejsze niż liczba luf artylerii i zapas pocisków. Zdolność do przetrwania zimy na pozycjach staje się kluczowa dla morale armii, a od tego w dużym stopniu zależy wynik dalszych walk - tłumaczy ekspert.
- Miejscowości, o które toczą się walki na wschodzie, to miasta-trupy i wsie przemielone już przez artylerię obu stron. Moim zdaniem łatwiej jest przetrwać w dobrze zbudowanej ziemiance niż ogrzać podziurawiony dom. Zimą nastanie wojna okopowa niczym na froncie zachodnim w I wojnie światowej. Nie sądziłem, że coś takiego zobaczymy współcześnie, to wstrząsające obrazy - komentuje wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powstaje zimowa twierdza Rosjan? Gorąco wokół Chersonia
Rozmówca Wirtualnej Polski zwraca uwagę, że inaczej sytuacja przedstawia się na froncie południowym. Pod miastem Chersoń, w którym ocalały domy, Rosjanie od pewnego czasu budują linię umocnień. Relacje w mediach społecznościowych pokazywały, jak zwożą tam betonowe schronienia dla żołnierzy.
W czwartek pojawiły się jednak relacje Ukraińców świadczące o tym, iż Rosjanie opuścili część posterunków na prawym brzegu Dniepru. Ponadto z budynku okupacyjnych władz miejskich w Chersoniu zdjęto flagę Rosji - oznajmiła w czwartek agencja Ukrinform, powołując się na mera miasteczka Oleszki Jewhena Ryszczuka. Kilka godzin później szefowa wspólnego centrum prasowego Sił Bezpieczeństwa i Obrony "Południe" Natalia Humenyuk ostrzegła, że "mogą to być pewne sztuczki i manewry wojskowe w celu stworzenia dla nas odpowiednio skonstruowanej obrony".
Według niej w Chersoniu pozostają regularne rosyjskie jednostki przebrane za cywilów. - Chcą stworzyć obraz, że siły zbrojne wchodzą do wsi i miast i zaczynają strzelać do cywilów. Taki obraz ma trafić do rosyjskich kanałów publicznych i propagandowych. Ale jesteśmy gotowi na te prowokacje - powiedziała. Humenyuk ostrzegła, że zdjęcie rosyjskiej flagi z budynku lokalnej administracji ma celu "zwabienie Sił Zbrojnych Ukrainy do centrum".
- Chersoń i okolice mogą stać się zimową twierdzą Rosjan. Tu siły rosyjskie będą w lepszej sytuacji, bo możliwość wysłania żołnierza z okopu do komfortowego domu, gdzie może się umyć, najeść, pobyć w cieple, ma kluczowe znaczenie. Żołnierz wypoczęty walczy lepiej - mówi dalej płk. rez. Piotr Lewandowski.
Podkreśla, że nie dziwi się prowadzonej przez Rosjan "przymusowej ewakuacji ludności z okupowanych terenów obwodu chersońskiego" (o akcji informuje ukraiński Sztab Generalny). - Rosjanie robią to, aby opróżnić domy, mieć swobodę działań, pozbyć się osób, które mogłyby informować ukraińską armię o ich pozycjach - ocenia.
Według płk. Lewandowskiego trudno ocenić, w jakim stopniu groźne okażą się betonowe fortyfikacje. - Z samych zdjęć trudno ocenić jakość ich konstrukcji, wiele zależy od posadowienia takiego schronu w terenie. W rosyjskich źródłach widziałem schrony, których załogę zwykły pocisk z RPG zamieni w kaszankę. Pokazywano też schrony wkopane głęboko w ziemię, umocnione workami z piaskiem, zamaskowane. I te będą trudne do zniszczenia - ocenia.
Co dalej na froncie w Ukrainie?
Komentatorzy wojskowi w Polsce uważają, że w tym roku nie dojdzie do znaczącego przełomu w wyzwalaniu okupowanych przez Rosję terenów. - Wysiłek ukraińskiej armii jest rozproszony na froncie o długości dwóch tysięcy kilometrów. To powoduje, że strona ukraińska nie może zebrać większych sił na jednym kierunku i tam atakować. To źle, bo Rosjanie nie będą już słabli - komentował niedawno w rozmowie z WP gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.
Podobnie uważa płk. Lewandowski. - Jeśli ukraińscy dowódcy rozpoznają gdzieś słabość rosyjskich oddziałów, to mogą zaatakować, tak jak widzieliśmy we wrześniu pod Charkowem - zastrzega.
Tymczasem według źródeł rosyjskich dowódcy skierowali na front jedną czwartą zmobilizowanych od września mężczyzn (około 70 tys. żołnierzy). Pozostali szkolą się w obozach znajdujących się w obwodach graniczących z Ukrainą.
- Rosyjskie siły to teraz zlepek wielu formacji: zawodowego wojska, które przeżyło 9 miesięcy walk, zmobilizowanych rezerwistów, oddziałów ochotniczych BARS, wielotysięcznej prywatnej armii Grupy Wagnera, oddziałów Rosgwardii podległych rosyjskiemu ministerstwu spraw wewnętrznych. To oznacza problem z utrzymaniem dyscypliny i morale. Po rosyjskich dowódcach można się spodziewać szaleńczych posunięć. Nawet tego, że pchną podkomendnych do ataku, gdyby to wojsko zaczęło się nudzić i stwarzać problemy - podsumowuje Lewandowski.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski