To była nauczka. Ukraińcy zapłacili za nią krwią
- To bardzo ambitne plany - tak o deklaracji prezydenta Ukrainy na temat uderzeń armii Kijowa w pierwszej połowie przyszłego roku mówi Jarosław Wolski, analityk ds. obronności. Ekspert wyjaśnia również, w jaki sposób Ukraińcom udało się uderzyć w kluczowe obiekty Rosjan i o co toczy się gra na północnym odcinku frontu. Wolski zwraca też uwagę na metody armii Putina, których skuteczność sprawdzano już podczas walk z hitlerowskimi Niemcami.
04.11.2022 | aktual.: 04.11.2022 20:47
Rzecznik ukraińskiego Wschodniego Zgrupowania Wojsk Sergiej Czerewatyj ocenił, że najtrudniejsza sytuacja panuje obecnie w rejonie Wuhłedaru, gdzie wojska rosyjskie próbują otoczyć siły ukraińskie - wynika z najnowszych doniesień. To jednak jeden z niewielu precyzyjnych raportów armii Ukrainy w ostatnim okresie, bo polityka informacyjna dowództwa sił Kijowa wyraźnie się zmieniła.
To była nauczka. Ukraińcy zapłacili za nią krwią
- To bardzo mocne uszczelnienie informacyjne nastąpiło zarówno ze strony rosyjskiej, jak i ukraińskiej - powiedział w programie "Newsroom" WP Jarosław Wolski, ekspert ds. wojskowości i autor książki "Spokojnie o wojnie".
Wolski wyjaśnił, że zmiana sposobu komunikacji ze strony Kijowa to wynik bardzo niefortunnych incydentów. Chodzi o skuteczne ataki Rosjan, które były wynikiem ujawnienia informacji przez wojskowych lub polityków. - Ukraińcy zapłacili za to krwią swoich żołnierzy - podkreślił gość Mateusza Ratajczaka.
Jarosław Wolski o aktualnej sytuacji w Ukrainie: żmudna, krwawa i męcząca obie strony kampania
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie klikając TUTAJ
Komentując aktualne doniesienia z frontu, Wolski zauważył, że Ukraińcy próbują przełamać linie Rosjan na południu i na północy strefy walk. - To krwawa i bardzo wyczerpująca obie strony bitwa - mówił, dodając, że nie powinniśmy w najbliższych tygodniach oczekiwać przełomowych rozstrzygnięć. - To wojna na przeczekanie - stwierdził ekspert.
To będzie "nowy Stalingrad"? Nie tak szybko
Z najnowszych doniesień wynika, że Putin stwierdził, iż cywile "powinni zostać usunięci" z Chersonia. Zdaniem Wolskiego Rosjanie będą chcieli tylko częściowo ewakuować się z obwodu chersońskiego, ale umocnić samo miasto. - Będą chcieli zamienić Chersoń w "miasto-twierdzę" i umocnić Nową Kachowkę (gdzie znajduje się zapora - red.) - powiedział Jarosław Wolski.
W ocenie analityka to dla Ukraińców z jednej strony korzystna sytuacja, bo zostanie zlikwidowany przyczółek Rosjan na zachodnim brzegu Dniepru, ale z drugiej mogą ich czekać krwawe walki o umocnione podejścia pod Chersoń i okolice tamy.
- Rosjanie chcą stosować obronę uporczywą, bez zważania na ludność cywilną - mówił Wolski, przyznając, że analogie z walkami z czasów II wojny światowej są w tym przypadku słuszne.
Na pytanie o to, czy Chersoń stanie się "nowym Stalingradem" (symbol klęski niemieckiej armii Hitlera podczas operacji przeciw ZSRR - red.), ekspert odparł, że potrzeba czasu, aby to stwierdzić.
- Rosjanie z wielu względów potrzebowaliby takiego "Stalingradu", czyli miejsca, gdzie Ukraińcy by ugrzęźli i tracili siły - dodał Wolski, zaznaczając, że armia ukraińska też ma szerokie pole manewru i może na przykład tylko izolować umocnione po zęby miasto. Nie wykluczył też, że Rosjanie zdecydują się na wysadzenie tamy w Nowej Kachowce.
Termin Zełenskiego i mobilizacja Putina. Znów metoda z 1941 roku
Proszony o ocenę słów prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego o znacznym postępie w odzyskiwaniu terenu do lata 2023 r., analityk ocenił, że to termin bardzo ambitny.
Zwrócił uwagę, że mobilizacja ogłoszona przez Putina niestety pozwoliła jednak na "załatanie" problemów kadrowych w jednostkach frontowych. Wolski wskazał, że nie są to wyszkoleni żołnierze, ale Moskwa podeszła do tego tak jak w roku 1941, kiedy też od razu założono wysokie straty własne. - Trzech na dziesięciu poborowych zginie, dwóch się załamie, a np. czterech zostanie pełnowartościowymi żołnierzami - opisywał strategię Rosjan.
W cieniu Chersonia. Swatowe i walka o wzgórza
Analizując sytuacją na północnym odcinku frontu, Jarosław Wolski wskazał na wysiłki Ukraińców pod miastem Swatowe. - Toczą się tam ciężkie walki, ale też jest położona szczelna zasłona informacyjna - wyjaśnił rozmówca Mateusza Ratajczaka.
Dodał, że Ukraińcy walczą o umocnione pozycje na wzgórzach, które górują nad miastem. W takim przypadku najpierw wykorzystywana jest artyleria, później czołgi i piechota zmechanizowana.
- To oznacza, że atakujący ponosi trzy razy wyższe straty niż obrońca - mówił. Jak relacjonował, Ukraińcy wierzą, że mogą linię wzgórz pokonać, choć Rosjanie dobrze przygotowali się do obrony w tym miejscu. Wyjaśnić się to może do połowy listopada.
Tak wyglądał atak na flotę Putina
Gość programu "Newsroom" wyjaśnił również, w jaki sposób Ukraińcom udało się zaatakować okręty Floty Czarnomorskiej cumujące w sewastopolskim porcie. Jak podkreślił, atakowanie portów jest "stare jak świat" i przywołał historię portów w Tarencie i Aleksandrii, japońskie uderzenie na Pearl Harbor, włoskie łodzie bezzałogowe oraz japońskie "żywe torpedy" kamikadze z czasów II wojny światowej.
W jego ocenie Ukraińcy wykorzystali do ataku w Sewastopolu kilkanaście małych okrętów bezzałogowych i drony, które w powietrzu miały odwrócić uwagę Rosjan.
- Atak był dużym sukcesem propagandowym, ale wydaje się, że wyrządził minimalne szkody - komentował Jarosław Wolski.