Rosja "wyznacza" granice. Sama się ośmieszyła

W wyniku sfałszowanych wyborów ukraińskie obwody okupowane przez Rosjan zostaną włączone do Federacji Rosyjskiej. Kreml łamie przy tym rosyjskie i międzynarodowe prawo. - To zawsze można zmienić - mówi naukowiec z petersburskiego uniwersytetu.

Kremlowscy demagodzy muszą się imać wszelkich sztuczek, aby stworzyć wrażenie, że Putin ma szerokie poparcie
Kremlowscy demagodzy muszą się imać wszelkich sztuczek, aby stworzyć wrażenie, że Putin ma szerokie poparcie
Źródło zdjęć: © Getty Images | Mikhail Svetlov

Niemal 100 proc. mieszkańców okupowanych terenów opowiedziało się za włączeniem ich do Federacji Rosyjskiej - twierdzi kremlowska propaganda. Jednak wielkiego entuzjazmu wśród społeczeństwa nie ma i kremlowscy demagodzy muszą się imać wszelkich sztuczek, aby stworzyć wrażenie, że Władimir Putin ma szerokie poparcie.

Kreml stara się sprawić wrażenie, że poparcie dla inwazji i przyłączenia ziem do Federacji Rosyjskiej jest powszechne. Aneksję poparło więcej członków Dumy Państwowej, niż było na sali plenarnej podczas głosowania.

Kreml rości sobie prawo do całości obwodów chersońskiego i zaporoskiego, a także dwóch marionetkowych republik. Problem jednak w tym, że nie mają kontroli nad całością tych ziem. Ukraińcy nadal posiadają kontrolę nad znacznymi połaciami "anektowanych" terenów. Prawo federalne wymaga, aby granice przyłączanych terytoriów były określone jeszcze przed złożeniem dokumentów akcesyjnych.

Tymczasem tak się nie stało. Podpisane w piątek, 30 września umowy mówią, że "granice są granicami terytorium istniejącymi na dzień jego powstania i przyjęcia do FR". Daje to duże pole do interpretacji, bo od piątku, kiedy umowa została podpisana, granice, które wyznacza linia frontu, już się przesunęły na niekorzyść Rosji.

- Rosjanie wykreślili granice prawem kaduka, w rezultacie nikt poza nimi samymi nie będzie uznawać tak "wyznaczonych" granic. W dodatku sam fakt, że już w chwili deklaracji aneksji tracili terytoria, które uznali za swoje, ośmiesza ich - mówi dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Kreml interpretuje prawo wedle własnego uznania. Jeśli sytuacja będzie wymagała zmiany prawa, to Duma je zmieni bez mrugnięcia okiem. Kariery deputatów są ściśle związane z pozycją Putina, więc żeby nie stracić konfitur, będą głosować, jak każe - mówi anonimowo profesor z jednej z petersburskich uczelni.

Zobacz też: Widzimy tylko sobowtóra Putina? "W wystąpieniach z całą pewnością jest prawdziwy Putin"

Wojenne granice

Putin podczas piątkowego przemówienia stwierdził, że "Rosja będzie bronić swoich nowych terytoriów wszelkimi środkami, jakimi dysponuje". Jest to kolejna groźba użycia broni jądrowej.

- Putin wierzy, że to powstrzyma ukraińską ofensywę i zatrzyma pomoc Zachodu - tłumaczy rosyjski naukowiec.

Podobne wnioski wysnuwa dr Piekarski. - Rosja już wykorzystuje i będzie wykorzystywać propagandowo fakt łże-aneksji, w szczególności grając kartą straszaka atomowego. Będzie straszyć zachodnie społeczeństwa tezą, że ataki na zagrabione terytoria są atakami upoważniającymi Rosję do użycia broni atomowej i - jak pokazuje ostatni fatalny wpis Elona Muska - jest to straszak skuteczny w przypadku mniej zorientowanych osób - podkreśla ekspert.

Dr Piekarski prognozuje, że Kreml będzie kontynuował te działania. - Rosja na tę chwilę przegrywa na froncie i desperacko będzie próbować ograniczyć wsparcie Zachodu - dodaje ekspert.

- Trzeba jednak mieć na uwadze, że nawet użycie niewielkiej głowicy będzie oznaczać przekroczenie linii, której żadne państwo nie przekroczyło od 1945 roku. Wobec czego broń tego rodzaju cały czas pozostaje narzędziem politycznego nacisku, jest wykorzystywana w propagandzie, ale szanse, że zostałaby użyta, są minimalne - uspokaja dr Piekarski.

Eksperci są zgodni, że Rosjanie raczej nie zdecydują się na użycie broni jądrowej, jednak mogą wykorzystać ukraińskie postępy na niwie propagandowej, aby usprawiedliwić mobilizację i "zachęcić" obywateli do ochotniczego zgłaszania się na wojnę.

Nowi Rosjanie

W ciągu najbliższego tygodnia Putin wyznaczy nowych gubernatorów. We wrześniu 2023 roku planowane są wybory do władz lokalnych, a do 1 stycznia 2026 roku proces integracji ma się całkowicie zakończyć. Mieszkańcy anektowanych terytoriów już w chwili podpisania porozumień automatycznie stali się obywatelami Federacji Rosyjskiej. Teraz mają miesiąc, aby zdecydować, czy przyjmują to dobrodziejstwo, czy też wolą zachować ukraińskie obywatelstwo.

- Los ludzi, którzy pozostali na zagarniętych obszarach, będzie straszny. Można się spodziewać, że będzie miała miejsce akcja masowego zmuszania do przyjmowania rosyjskiego obywatelstwa, oporni będą pozbawiani wolności i zapewne torturowani lub szantażowani np. życiem bliskich - uważa dr Piekarski.

- De facto będzie to powtórka tego, co widzieliśmy w latach 1939-1940 na ziemiach, jakie zagarnął ZSRR - ocenia ekspert.

Podobna opinia panuje wśród rosyjskich opozycjonistów. - To są sprawdzone metody - podkreśla rosyjski profesor. - Jeśli dobrowolnie się nie zgodzą, to Kreml ma sprawdzone narzędzia nacisku, a utrata pracy jest najłagodniejszym sposobem. W Rosji nikogo nie dziwią przymusowe relokacje - dodaje.

Nie ma żadnych wątpliwości, że Kreml wykorzysta wszelkie narzędzia, aby uniknąć porażki militarnej i politycznej. Nieważne - czy będzie musiał się posunąć do masowych przesiedleń, aresztowań, czy militarnej eskalacji konfliktu.

Grunt pod Putinem coraz bardziej się osuwa. Zrobienie z Rosji ofiary ukraińskiej agresji może pomóc utrzymać władzę jemu i wszystkim "dworzanom".

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjaukraina
Wybrane dla Ciebie