"Ukraina się spieszy, Rosja czeka na zimę". Ekspert mówi o tym, co zrobi Putin
- Ukraina nadal będzie chciała konsumować jak najwięcej poprzez kontruderzenia na froncie, a Rosja będzie chciała ponosić jak najmniejsze straty. Władimir Putin zdaje sobie sprawę, że został pozbawiony inicjatywy strategicznej i operacyjnej. Ukraińskie wojska się spieszą, a rosyjska armia czeka na zimę - mówi Wirtualnej Polsce dr Jacek Raubo, specjalista w zakresie bezpieczeństwa i obronności z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Sylwester Ruszkiewicz, Wirtualna Polska: Ukraińska armia prowadzi udaną kontrofensywę - pod Charkowem zdołała się zbliżyć niemal do północno-zachodniej granicy obwodu ługańskiego, przebić przez rosyjską obronę na południu i wyzwolić kolejne miejscowości w obwodzie charkowskim. To ukraińskie wojska są tak mocne czy Rosja tak słaba?
Dr Jacek Raubo: To, co dziś widzimy, to szybkość i mobilność ukraińskich formacji, z wykorzystaniem kompleksu rozpoznawczego. Ukraina ma dużą wiedzę o przeciwniku i jego słabościach. Dodatkowo Rosjanie mają wolniejszy proces reakcji, co pokazały walki pod Charkowem, gdzie wycofano i przerzucono dużo jednostek na południowy front. A na odcinku północnym Putin musiał wycofać swoje wojska. Do tego dochodzi chaos instytucjonalny w rosyjskich siłach zbrojnych. To nie będzie sprint dla Ukrainy, ale bieg długodystansowy, bowiem Kijów zdaje sobie sprawę, że już niedługo warunki pogodowe mogą zablokować mobilne użycie np. systemów uzbrojenia pancernego.
Ze strategicznego i wojskowego punktu widzenia operacja ukraińskich wojsk na południu jest obecnie ważniejsza?
Utrzymanie Chersonia jest dla Rosji mocno symboliczne. Szczególnie z wojskowego punktu widzenia. W obecnej sytuacji Rosjanie bowiem powinni się stamtąd wycofać i nie ryzykować okrążenia. Gdyby doszło do okrążenia wojsk rosyjskich pod Chersoniem, w kotle znalazłoby się ok. 15-20 tysięcy żołnierzy Putina. Dla nich oznaczałoby to jedno: katastrofę. Tam walczą profesjonalne jednostki, nie w stylu "mobików" z tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Część z nich to regularne wojsko i najemnicy, którzy są bardzo ważni dla Rosjan, bo wielokrotnie "trzymają front". Co jednak warte podkreślenia, w ocenach sytuacji pod Chersoniem należy być bardzo wstrzemięźliwym. Przekazy płynące z południowego frontu różnią się często od rzeczywistości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Tony rosyjskiego sprzętu na froncie. Ukraińcy pokazali, co odkryli
W przypadku walk w obwodzie charkowskim, podczas wyzwolenia Kupiańska i Łymania, mieliśmy symboliczny obrazek z udziałem rosyjskich wojsk, ale zupełnie w drugą stronę. Rosjanie uciekali stamtąd w panice, często porzucając broń i sprzęt. Dopiero po wycofaniu się mieli wzmacniać linie obrony.
Powiem brutalnie - mimo tych obrazków uciekających rosyjskich żołnierzy, jestem daleki od fali hurraoptymizmu. Tak naprawdę jest pewna przestrzeń, w której Rosjanie mogą wykorzystać na terenach okupowanych solidnie przygotowane umocnienia. Tak, by nie powtórzyć błędów z kontrofensywy pod Charkowem, gdzie mieli jedną, słabo obsadzoną linię obrony. To dzięki temu Ukraińcy weszli w ich pozycje na setki kilometrów kwadratowych. Obecnie rosyjska masowa mobilizacja może się skupić na kopaniu umocnień czy rowów przeciwczołgowych. Tak, by rosyjski żołnierz mógł w rowie odpierać ataki ukraińskich wojsk.
W Rosji z łopatami nie powinno być problemu, ale z mundurami, bronią i przeszkoleniem dla rezerwistów już tak. Po ogłoszeniu częściowej mobilizacji na rosyjskim Telegramie prawie codziennie mamy informacje o ich ogromnych kłopotach, którymi nikt na Kremlu się nie przejmuje.
A to jest zupełnie inna sprawa. Moim zdaniem rezerwiści zupełnie nie są przygotowani na warunki zimowe. Sorty mundurowe, które wydawano na początku inwazji w lutym, dawno się już zużyły. Pytanie, na ile obecnie stany magazynowe są jeszcze wypełnione zimowymi, wojskowymi ubraniami. Skoro w samej Rosji mówi się o 1,5 miliona mundurów, które wyparowały, to odpowiedź sama się nasuwa.
Czy można jednak ich lekceważyć? Dotychczas na froncie miało się ich pojawić kilka tysięcy, za niedługo ma być przerzuconych kilka razy więcej, a finalnie Putin chce wysłać ok. 300 tys. rezerwistów.
W operacjach obronnych nie powinno się ich lekceważyć. Co innego w operacjach wojskowych. Gdyby mieli przeprowadzić np. okrążenie Odessy z wysadzeniem desantu połączonego z działaniami operacyjnymi w głębi Ukrainy, to mieliby duży problem. Ale jeśli tym ludziom wydzieli się starą broń, nasyci pierwszą linię systemami przeciwpancernymi, porozstawia WKM-y (wielokalibrowy karabin maszynowy - przyp. red.) to już dla Ukrainy będzie przeciwnik. Putin jest przygotowany na to, że straci bardzo dużo rosyjskich rezerwistów. Będzie więc stawiać na obronę okupowanych ziem. W najbliższym czasie nie ma co się spodziewać ofensywnych działań Rosjan. A jedynie obronnych. Najpierw będą "wgryzali się w ziemię", przygotują elementy forteczne, a później obsadzą żołnierzami, by zatrzymać ukraińskie natarcie.
Według amerykańskich wojskowych, Ukraina jeszcze w tym roku ma szansę wypchnąć Rosjan z okupowanych ziem.
Do zimy może być trudno rozdzielić rosyjskie wojska na dwa zgrupowania. Nie sądzę, żeby tak głębokie przełamanie miało miejsce. Ukraińskie wojska musiałby wejść na obszary tuż przy granicy w obwodach ługańskim czy donieckim. A to będzie bardzo trudne.
Jeżeli Ukraina nie będzie w stanie wykorzystać swojego głównego atutu, czyli wywiadu i namierzania lokalizacji słabych stref Rosjan przez SSO, czyli wojska specjalne, to może się liczyć z dużymi stratami. Dziś ukraińskie wojska działają na zasadzie ogień-manewr, ogień-manewr. Używają HIMARS-ów, sprawdzają efektywność rażenia przeciwnika i podejmują decyzję o przesunięciu się w stronę rosyjskich pozycji. Jeśli jednak natrafią na głęboko okopanych Rosjan, wówczas trudniej będzie im się przebić.
Czy Ukraina i Zachód powinny się obawiać codziennych gróźb ze strony Kremla i rosyjskich propagandystów użycia broni jądrowej?
Moim zdaniem ukraiński wywiad i tamtejsi analitycy, przy wsparciu zachodnich służb, zdają sobie sprawę, że ryzyko klasycznych uderzeń nuklearnych, nie jest dzisiaj sprawą przesądzoną. Niestety, w Europie pojawiła się już taka dyskusja, jakby to było pewnikiem i nie użyto zakulisowych elementów do odstraszania Rosjan. Przestrzegałbym przed takim podejściem. Od początku wojny jest to wielka operacja psychologiczna prowadzona przez Kreml. A Putin będzie grał nadal kartą atomową. Nic nowego.
Jaki widzi pan dalszy rozwój scenariusza działań wojennych w najbliższym czasie?
Ukraina nadal będzie chciała konsumować jak najwięcej poprzez kontruderzenia, a Rosja będzie chcieć ponosić jak najmniejsze straty. Putin zdaje sobie sprawę, że został pozbawiony inicjatywy strategicznej i operacyjnej. Nie ma też wątpliwości, że stracą dużą część okupowanych terytoriów, więc próbują już minimalizować koszty przed okresem zimowym. Wtedy mogą próbować uzupełnić braki sprzętowe, zgrywać jednostki złożone z rezerwistów z żołnierzami na froncie i zapewnić lepszą logistykę. Ukraina się spieszy, a Rosja czeka na zimę.
Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski