Co dalej z Putinem? W Rosji nie mają złudzeń
Prezydent Władimir Putin nadal mocno siedzi w siodle i czeka go piąta kadencja. Rosyjska gospodarka jest stabilna pomimo wszystkich sankcji.
- Nasze zadania rosną jak kula śnieżna, ale jesteśmy Rosją, jesteśmy krajem zimowym, kochamy śnieg, spójrzcie, ile go już spadło – prezydent Rosji Władimir Putin z ufnością patrzył na nadchodzący rok na zjeździe swojej rządzącej partii "Jedna Rosja", który odbył się w połowie grudnia.
Największym krajowym wydarzeniem politycznym najbliższych dwunastu miesięcy będą wybory prezydenckie w połowie marca, choć ich wynik już teraz wydaje się być znany. Putin ubiega się o ten urząd już po raz piąty i także tym razem nie ma żadnego rywala, którego musiałby się obawiać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie są posłami". Ekspert mówi jasno ws. Wąsika i Kamińskiego
Jedyny sklep we wsi
– Popularność Putina wśród własnego narodu po prawie dwóch latach wojny i poważnych stratach rosyjskich w Ukrainie w zasadzie nie ma żadego znaczenia – powiedział w rozmowie z DW niezależny politolog z Moskwy Aleksander Kyniew.
– Jeśli w waszej wiosce jest tylko jeden sklep, nikt nie wpadnie na pomysł mierzenia jego popularności.
Jak dodał, "to prawda, że ludzie są niezadowoleni z wielu rzeczy. Ale pole polityczne zostało oczyszczone. Kraj jest ogromny i nikt nie ma środków, aby walczyć o prezydenturę". Nikt poza Putinem.
Najważniejszym wyzwaniem dla kremlowskiego przywódcy będzie zatem osiągnięcie wysokiej frekwencji wyborczej, aby jego reelekcji nadać pozory legitymizacji. – Kremlowi zależy nie tyle na zwiększeniu popularności Putina, co przede wszystkim na zachęcaniu ludzi do wzięcia udziału w wyborach – uważa socjolog Denis Wołkow z moskiewskiego Centrum Lewady, niezależnego rosyjskiego instytutu badania opinii publicznej.
– Zadaniem Putina jest przede wszystkim nie rozgniewać ludzi zbyt mocno – wyjaśnia Aleksander Kyniew.
Według niego większość Rosjan zawsze była raczej apolityczna i obawiała się zmian. Poza tym społeczeństwo jest zmęczone tzw. "specjalną operacją wojskową", jak w Rosji oficjalnie nazywa się wojnę w Ukrainie. – Ludzie chcą, aby to wszystko skończyło się tak szybko, jak to możliwe – mówi politolog.
Wielu Rosjan jest optymistami
– W Rosji panuje obecnie znacznie bardziej optymistyczny nastrój niż na początku wojny – twierdzi Denis Wołkow. Liczba osób uważających, że ich sytuacja się pogarsza, spadła o połowę w porównaniu z rokiem ubiegłym. Ekspert jest zdania, że ten trend będzie się utrzymywać z kilku powodów.
Z jednej strony rząd zrobił wiele, aby złagodzić skutki zachodnich sankcji i ustabilizować rosyjski system bankowy. Gospodarka Rosji nie uległa jak dotąd załamaniu i nie nastąpi to w 2024 roku. Jest o tym przekonana moskiewska ekonomistka Natalia Zubarewicz.
– Rosyjska gospodarka jest silna. Sankcje UE nie będą na nią oddziaływać inaczej niż do tej pory. W gruncie rzeczy w ogóle nie skutkują, ponieważ poza UE istnieje wiele innych dróg dostaw towarów objętych sankcjami – wyjaśnia. Zwraca też uwagę, że Rosja eksportuje w tej chwili coraz więcej do Chin, Indii i na Bliski Wschód.
Wojna? Jaka wojna?
Zdaniem Denisa Wołkowa na ogólny, raczej pozytywny nastrój w kraju, wpłynęła także ukraińska kontrofensywa, która jak dotąd w dużym stopniu zakończyła się niepowodzeniem. To oddaliło obawy Rosjan przed porażką militarną i jej konsekwencjami. Także dostawy broni z Zachodu na Ukrainę tylko początkowo niepokoiły mieszkańców Rosji.
W międzyczasie wzrosła liczba tych, którzy są przekonani, że Rosja skutecznie prowadzi wojnę. – Wojna stała się rutyną, zjawiskiem, do którego ludzie już dawno się przyzwyczaili, ale sami w większości nie są w nie zaangażowani. Tak, gdzieś tam toczy się wojna, ale to jest bardzo daleko.
W opinii Aleksandra Kyniewa istniała, przynajmniej teoretycznie, szansa na zmianę władzy na Kremlu tuż po rozpoczęciu wojny w lutym i marcu 2022 roku, "gdyby wszyscy, którzy wcześnie uczestniczyli w protestach, gremialnie wyszli na ulice, zamiast masowo wyjeżdżać z Rosji". Dotyczy to setek tysięcy Rosjan, którzy uciekli za granicę na znak protestu przeciwko polityce Putina lub w obawie przed mobilizacją.
Gigantyczna machina ucisku
Mieszkająca za granicą Irina Szczerbakowa stanowczo zaprzecza tej analizie. Historyczka jest współzałożycielką renomowanej organizacji praw człowieka Stowarzyszenie Memoriał, której działalność została zakazana w Rosji w 2021 roku, a która rok później otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla.
W rozmowie z DW Irina Szczerbakowa zwraca uwagę na atmosferę strachu, jaka panuje w Rosji: "Działa gigantyczna machina represji. Długie ramię dyktatury sięga coraz głębiej w życie ludzi i próbuje teraz wykluczyć z życia kulturalnego i zniesławić tych, którzy się nie zgadzają bądż są nastawieni krytycznie wobec polityki Putina".
Mówiąc o tym działaczka ma na myśli także coraz bardziej rygorystyczne rosyjskie ustawodawstwo, które uznaje międzynarodowy ruch LGBTQ za ekstremistyczny. W tej sprawie nie widzi ona "żadnych pozytywnych perspektyw" na rok 2024.
Jeśli chodzi o stosunek do wojny w Ukrainie, wiele osób w Rosji po prostu ucieka przed rzeczywistością: "Starają się od niej dystansować, jak tylko mogą, na przykład nie mówiąc głośno o pewnych sprawach". Ludzie w Rosji nie wierzą już w instytucje państwowe i w demokrację. – Zamiast tego są przekonani o stabilności reżimu Putina i obawiają się, że jeśli jeszcze bardziej rozkołyszą nastroje, wszystko się tylko pogorszy.
Mimo to Irina Szczerbakowa stara się patrzeć w przyszłość z optymizmem. Jej zdaniem nie należy ulegać wrażeniu, że "wojna w Ukrainie będzie trwała jeszcze bardzo długo, a Putin będzie żył wiecznie". Podobnie jak w przypadku upadku muru berlińskiego, takie reżimy mogą czasami rozpłynąć się w powietrzu w ciągu kilku godzin, jeśli tylko przyjdzie na to właściwy czas i właściwe okoliczności.
Czytaj także:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski