PublicystykaRojewski: "Nawet jeśli Zbigniew Ziobro odejdzie, rząd nie będzie mniejszościowy" [OPINIA]

Rojewski: "Nawet jeśli Zbigniew Ziobro odejdzie, rząd nie będzie mniejszościowy" [OPINIA]

Potencjalne usunięcie Zbigniewa Ziobry z rządu, nie oznacza ani przyspieszonych wyborów, ani rządu mniejszościowego. Jarosław Kaczyński ma gdzie łowić głosy. Najpewniej zacznie to robić od środowiska samego ministra sprawiedliwości.

Zbigniew Ziobro być może odejdzie z rządu. Dlaczego otaczający go młodzi ludzie mieliby pozostać lojalnymi?
Zbigniew Ziobro być może odejdzie z rządu. Dlaczego otaczający go młodzi ludzie mieliby pozostać lojalnymi?
Źródło zdjęć: © GETTY, SOPA Images/LightRocket via Gett | SOPA Images

Oglądali Państwo serial "Sukcesja"? Jeśli nie, to zachęcam do nadrobienia. To wspaniała, szekspirowska w duchu opowieść o władzy i pieniądzach. W walce o nie rodzinne więzy i wspólnota doświadczeń znaczą tyle, co nic. Wczorajsi przyjaciele stają się dzisiejszymi wrogami. Zresztą twórcy właśnie otrzymali cały wór statuetek Emmy, co tylko potwierdza jak dobra jest ta produkcja.

Nie spodziewałem się tylko, że w oczekiwaniu na trzeci sezon ze swoistym spin-offem serii wystąpi polski rząd. Bohaterów jest mniej niż w serialu, bo trzech, ale niczego im nie brakuje. Jest stary patriarcha dzierżący w ręku całą władzę i dwóch pretendentów do tronu, z czego jeden wyraźnie wysuwa się na prowadzenie. Drugi okazał już w przeszłości nielojalność.

Udowodnił, że dla osobistych korzyści potrafi zachwiać całym projektem "firmy". Ojciec udaje, że mu wybacza, ale tak naprawdę odsuwa od tytułowej "sukcesji". W serialu, gdy bohaterowie skaczą sobie do gardeł, organizują konferencje prasowe i wyciągają kwity na przeciwników cały świat zamiera. Firma, o panowanie nad którą walczą jest bowiem zadłużona, a każdy taki wyskok kończy się szarpnięciem ceny akcji w dół.

Zbigniew Ziobro odchodzi. Sukcesja w Zjednoczonej Prawicy

W przypadku "Sukcesji” w Zjednoczonej Prawicy "firmowe akcje” to oczywiście poparcie dla projektu Jarosława Kaczyńskiego. Według sondażu przeprowadzonego przez IBRiS na zlecenie Wirtualnej Polski, te akcje stoją w miejscu. Elektorat Zjednoczonej Prawicy, wbrew narzekaniom posłów Solidarnej Polski jojczących, że "ludziom nie uda się tego wytłumaczyć” jest nieczuły na walkę "kaczystów” z "ziobrystami”.

Oczywiście, tu na efekty przyjdzie poczekać i jeśli jakieś przepływy elektoratów będą miały miejsce, to pewnie dowiemy się o tym za około półtora miesiąca. Pierwsza próba wychodzi jednak korzystnie dla Jarosława Kaczyńskiego. Krachu być nie powinno.

Drugi, znacznie czulszy wskaźnik, mówiący czy władza jest stabilna, czy chwieje się w posadach, to kurs złotówki. Tu, podobnie jak przy poparciu dla partii, mamy flautę. Żadnych gwałtownych zmian. Świat biznesu zdaje się być zupełnie niezainteresowany potencjalnym odejściem z rządu Zbigniewa Ziobry. A co za tym idzie uważa, że ten rząd będzie trwać.

Tu stawiam tezę: będzie trwać w takiej formie w jakiej istnieje obecnie, a więc większościowej. Rząd mniejszościowy, którym politycy PiS straszą od tygodnia, nie jest nikomu na rękę. PiS musiałby zacząć układać się z opozycją przy okazji każdego głosowania, a rzadko kiedy będzie można liczyć na taką jedność jak w przypadku tzw. piątki dla zwierząt.

Pozostałoby mu spełnianie funkcji administracyjnych. O tym, że takie rządzenie to żadne rządzenie, najlepiej wie sam Jarosław Kaczyński. W 2007 roku zrezygnował z mniejszościowego rządu i chcąc zgarnąć całą pulę, zaryzykował, decydując się na przyspieszone wybory. Efektem było oddanie władzy w ręce Tuska na kolejnych osiem lat.

Jak w takim razie Kaczyński zamierza zachować pełny pakiet kontrolny w państwie polskim? Wróćmy na sekundę do "Sukcesji" i, nie zdradzając zbyt wiele, rzućmy tylko: pieniędzmi. Tych ma bowiem tyle, co nikt inny.

Opozycja mogłaby kusić (co zresztą już robiła) Jarosława Gowina nieistniejącymi, przyszłymi apanażami w rodzaju oddania mu laski marszałkowskiej, ale tylko Kaczyński może zagwarantować mu pozycje tu i teraz. Zresztą Gowin zapowiedział już, że nigdzie się nie wybiera.

Zjednoczona Prawica będzie zatem trwać mając w pokładzie 217 posłów. Do samodzielnego rządzenia potrzeba ich 231. Trzeba więc skądś pozyskać 14 osób. Tu wariantów jest co najmniej kilka. Pierwszą opcją pozostaną… ludzie Zbigniewa Ziobry.

Zbigniew Ziobro odchodzi. Co dalej z jego ludźmi?

Minister Sprawiedliwości to jeden z tych polityków, który rozumiał, że konflikt między PiS-em a PO jest w dużej mierze pokoleniowy. Dlatego lubił otaczać ludźmi młodymi, których nie interesowały konflikty pomiędzy dawnymi członkami Solidarności, a raczej tzw. wojna kulturowa. Średnia wieku w jego, liczącym kilkanaście osób, klubie to zaledwie 42 lata. Wielu z zaniżających ją posłów weszło do polityki w wariancie "all in”, zawierzając Zbigniewowi Ziobrze i jego projektowi.

Poglądy mają niemal dokładnie takie same jak posłowie PiS, zasmakowali już władzy (niektórzy nawet ministerialnej). Zejście na ziemię dla tych niemających czasem nawet trzydziestu lat polityków mogłoby być nad wyraz bolesne. Sytuacja staje się dla nich nawet lepsza, niż była dotychczas. Jarosław Kaczyński naprawdę ich potrzebuje i to bez protekcji dotychczasowego "wodza”.

W sierpniu "Rzeczpospolita" pisała, że prezes PiS chce rozszerzyć swój elektorat o wyborców młodych i "aspiracyjnych”. Zestaw nowych liderów, których może oddelegować do tego zadania już ma.

Powiedzmy, że da to Kaczyńskiemu dodatkowe dwanaście głosów. W większą lojalność ziobrystów, chcących iść na dno razem ze swoim prezesem, nie wierzę. Pozostanie więc kwestia pozyskania dwóch osób, co nie powinno być żadnym wyzwaniem. Potencjalnych rozłamowców widać już w Koalicji Polskiej.

Zbigniew Ziobro odchodzi. Kaczyński ma gdzie łowić dodatkowe głosy

Paweł Kukiz mówi otwarcie, że czuje się źle w związku z PSL-em. Co więcej, przed laty deklarował, że może wejść do koalicji z PiS-em nawet nie za stołki, a za realizację swoich postulatów. Czy więc przypadkiem jest, że nowa reforma sądownictwa ma obejmować także wprowadzenie sędziów pokoju, będących w agendzie Kukiza od dawna?

Gdyby dalej kogoś brakowało, to koalicjantów można łowić na potrzeby poszczególnych głosowań. Tu bowiem występuje paradoks. Analizując głosowania posłów Konfederacji można dojść do wniosku, że zachowują się oni pryncypialnie w zupełnie innych momentach niż Jarosław Kaczyński.

W strategicznych dla prezesa PiS kwestiach (dekoncentracja mediów, wypłacanie dodatków w postaci 13 emerytury, podatek handlowy) może liczyć przynajmniej na głosy narodowców, mocno się różniących od posłów z frakcji Korwin-Mikkego.

To przynajmniej na jakiś czas powinno zakończyć spekulacje w sprawie "sukcesji” po Jarosławie Kaczyńskim. Po przeprowadzeniu "restrukturyzacji” rząd powinien szybko wrócić do planowanej od dawna ofensywy legislacyjnej. Należy jednak pamiętać, że Prawo i Sprawiedliwość to lewiatan. Gigantyczny organizm składający się z wielu małych, walczących o swoje interesy frakcji. O wielu z nich jeszcze usłyszymy.

Jan Rojewski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)