Rodzice 3,5-latka przeżyli koszmar
Toczyli bój o życie dziecka
Dramat Jasia wstrząsnął całą Polską!
Rodzice Jasia Olczaka z Warszawy od trzech lat toczą bój z lekarzami. Winią ich za niekompetencję i zaniedbania, które w 2008 roku doprowadziły do śmierci ich niespełna 3,5-letniego synka. Jaś zmarł 29 grudnia 2008 w wyniku sepsy.
A mógł żyć, gdyby któryś ze specjalistów postawił właściwą diagnozę. Uratowałoby go - jak twierdzi Anna Kęsicka, mama chłopca - podanie najprostszego antybiotyku stosowanego przy infekcjach górnych i dolnych dróg oddechowych...
Sprawa trafiła do sądu karnego, a sześciu lekarzom postawiono zarzuty. W rozmowie z Wirtualną Polską, mama Jasia opowiada o tym, co przeżyła przed czterema laty i jakie nadzieje wiąże z toczącym się procesem. We wtorek odbędzie się pierwsze przesłuchanie.
Na zdjęciach: Jaś Olczak
Jaś zachorował na ospę tuż przed Wigilią
To, co przeżył Jaś i jego najbliżsi, trudno racjonalnie wytłumaczyć, a jeszcze trudniej pojąć. Ich dramat rozpoczął się trzy dni przed Wigilią. Anna Kęsicka wspomina: - Wszystko zaczęło się od ospy, którą Jaś zaraził się od starszego brata. W Wigilię zaczął skarżyć się na ból nóżki - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską mama dziecka.
Rodzice nie czekali ani minuty i wezwali lekarkę z prywatnej przychodni, która stwierdziła, że powodem bólu może być powikłanie po ospie - zapalenie stawu biodrowego - i dała skierowanie na badanie krwi i RTG. - Pierwszego dnia Świąt chłopiec dostał 40-stopniowej gorączki, więc wezwaliśmy pogotowie, które odmówiło przyjazdu. W słuchawce usłyszałam zdawkową odpowiedź, że mamy dzwonić na ostry dyżur. Tam zaproponowano mi wizytę z dzieckiem w przychodni. Sytuacja wydała mi się absurdalna. Tłumaczyłam bowiem, że dziecko ma wysoką temperaturę, przeszło ospę i nie chcę z nim wychodzić na mróz - mówi Anna.
"Od lekarza usłyszałam, że histeryzuję"
Zdesperowani rodzice zamówili kolejną wizytę domową. Lekarz, który nawet Jasia dobrze nie zbadał, doradził, by rodzice włożyli chłopca do wody i w ten sposób zbili gorączkę. - Zrobiłam jak kazał, choć na odchodne usłyszałam, że histeryzuję, bo jak dzieci przechodzą ospę, to zdarza się, że mają wysoką gorączkę - kontynuuje Anna. Dodaje, że lekarz nawet nie odnotował wizyty w ich domu.
Po świętach Jaś przeszedł badania krwi i RTG. Wyniki były na tyle złe, że w przychodni zalecono rodzicom stawienie się z dzieckiem w szpitalu przy ul. Niekłańskiej. Tu zrobiono dziecku usg stawów i odesłano do domu z zaleceniem wizyty kontrolnej następnego dnia.
"Nie było izolatki, kazali nam czekać w samochodzie"
Mama Jasia uważa, że gdyby od razu po badaniach dziecku przepisano antybiotyk, dziś żyłoby. - Wielu lekarzy, z którymi po śmierci Jasia rozmawiałam dziwiło się, dlaczego żaden lek nie został wówczas zalecony - wspomina mama. A jednak. - Na Niekłańskiej, stwierdzono, że w następstwie ospy, dziecko ma zapalenie stawu biodrowego, a tego antybiotykami się nie leczy. Minie samo.
- Dzień później przyjechaliśmy do szpitala. Jakie było nasze zdziwienie, gdy na miejscu dowiedzieliśmy, że nie ma wolnej izolatki i... musimy czekać na zewnątrz. Po pół godzinie w samochodzie, w środku zimy, zdenerwowani wróciliśmy na izbę przyjęć. Po nieprzyjemnej wymianie zdań, wreszcie znalazło się miejsca dla Jasia - opowiada Anna.
Od szpitala do szpitala
Jaś przeszedł kolejne badania. - Syn miał bardzo wysokie CRP (tzw. białko ostrej fazy, które wzrasta w stanach zapalnych - przyp. red.), co wskazywało na poważną infekcję. Badanie krwi było tak niepokojące, że robiono je przy Niekłańskiej dwa razy, sądząc, że pierwszy wynik był błędny - mówi Anna Kęsicka. Wyniki, nie tylko krwi, ale i stawów, były złe. Płyn był już nie tylko w biodrze, ale i kolanie. - Jaś czuł się coraz gorzej, wymiotował, spuchła mu prawa ręka. - Jeden z lekarzy stwierdził, że to problem hematologiczny i oni się na tym nie znają. Odesłali nas do szpitala przy ul. Marszałkowskiej. Co gorsza, musieliśmy tak jechać własnym samochodem - rozkłada ręce kobieta.
Rodzice nie poddali się. Liczyli, że są coraz bliżej diagnozy. - Lekarce, która mnie przyjęła miałam jedynie pokazać wyniki Jasia - wcześniej miał się z nią skontaktować lekarz z Niekłańskiej i przekazać telefonicznie informację o naszej wizycie. Miała zadecydować, co dalej. Uznała, że stan, w jakim znajduje się Jaś, zagraża jego życiu i... skierowała do szpitala zakaźnego na Woli, bo - jak nam wyjaśniała, nie weźmie na oddział hematologiczny dziecka z ospą.
Przyczyną śmierci był paciorkowiec
Obolały Jaś trafił do wolskiego szpitala na chwilę. Lekarka stwierdziła bowiem, że dziecko już nie zaraża, więc może być leczone na hematologii przy Marszałkowskiej. Tym razem, już na prośbę rodziców, do szpitala przewieziono je karetką. Na oddziale wykonano kolejne badania morfologiczne, a na ciele Jasia pojawiły się wybroczyny. Po kolejnych kilku godzinach, wieczorem, lekarz stwierdził, że chłopiec ma potężne zaburzenia krzepnięcia krwi oraz uogólnioną infekcję organizmu. Stan dziecka, który pogarszał się w błyskawicznym tempie, określił jako ciężki. Tata Jasia zapytał lekarza, czy to sepsa. Doktor powiedział, że to możliwe. Dziecko trafiło na OIOM. Do rana trwała walka o jego życie. - Jak na to, co przeszedł, był i tak silny. O 4.45 jego serce przestało bić... - zawiesza głos Anna.
Jak się okazało, przyczyną śmierci był paciorkowiec. - To bakteria, którą większość ludzi ma w gardle i leczy się ją zwykłymi antybiotykami. To wszystko mogło zakończyć się szczęśliwie gdyby tylko pojawił się ktoś, kto lek by przepisał. A przecież przez te kilka dni my i nasz syn przeszliśmy katorgę. Od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. Pukaliśmy w tyle drzwi... - kończy mama Jasia.
Dwóch lekarzy otrzymało upomnienie, jeden - naganę
W listopadzie 2012 roku w Izbie Lekarskiej zapadło rozstrzygnięcie, w wyniku którego dwóch lekarzy otrzymało upomnienie, a jeden naganę. Rodzice Jasia zawiadomili o sprawie prokuraturę, a sprawa trafiła do sądu karnego. Sześciu lekarzom postawiono zarzuty z art. 160 kk. Pierwsza rozprawa odbyła się w lutym, kolejna - 21 maja.
Mama Jasia wierzy, że historia, którą przeżyła jej rodzina będzie przyczynkiem do dyskusji na temat oczyszczania się środowiska lekarskiego z osób, które nie są kompetentne. - Nie może być tak, że pacjent, a szczególnie dziecko, jest traktowane jako przedmiot, jest odsyłany z jednej placówki do drugiej jak przesyłka. Bulwersuje mnie fakt, że ludzie, którzy odpowiadają za życie i zdrowie pacjentów są tak bezkarni, wspierani przez kolegów z branży, karani za czyjąś śmierć jedynie upomnieniem.
"Mam nadzieję, że coś w tym chorym systemie drgnie"
Anna Kęsicka przyznaje, że od czasu, gdy sprawą zajęły się media, pisze do niej wiele osób, które znalazły się w podobnej sytuacji. - Nie sposób zliczyć smutnych historii, których nasłuchałam się przez ostatnie tygodnie. Nieprawidłowości w leczeniu, błędy proceduralne są na porządku dziennym. Mam nadzieję, że coś w tym chorym systemie w końcu drgnie - podsumowuje Anna.
W ubiegłym tygodniu rodzice Jasia wzięli udział w programie "Tomasz Lis na żywo". Wśród zaproszonych gości był m.in. Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia i Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Dr Hamankiewicz stwierdził, że choć sprawa Jasia miała tragiczny przebieg, nagłaśnianie tak kontrowersyjnych przypadków może burzyć podstawową kwestię, jaką jest zaufanie pacjenta do lekarza. Natomiast Arłukowicz polemizował: "nie jest tak, że mówienie o takich przypadkach tworzy złą opinię wszystkim 170 tys. lekarzy. To lekarze popełniający błędy, to te przypadki psują opinie wszystkim innym.
Z kolei Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere", przypominał, że na dwa tysiące skarg na lekarzy, które trafiają do rzeczników odpowiedzialności, kar jest kilkadziesiąt rocznie.
Podobny dramat przeżyli ostatnio rodzice 2,5-letniej Dominiki, która zmarła pod koniec lutego w skierniewickim szpitalu. Według ustaleń prokuratury dziewczynka mogłaby przeżyć, gdyby trafiła do placówki wcześniej. Rodzice tłumaczyli, że choć dzwonili na pogotowie, dyspozytor nie wysłał karetki. Polecił kontakt z nocną opieką medyczną w Skierniewicach.
Tekst: Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska