"Rewelacje ws. śmierci posłanki wstrząsną Polską"
Po śmierci Barbary Blidy, posłanki SLD, funkcjonariusze ABW dziwnie się zachowywali. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" tuż po tragicznym wydarzeniu wykonywali od kilkudziesięciu do kilkuset połączeń, a z telefonu funkcjonariuszki, która towarzyszyła posłance, krótko po jej śmierci, dzwoniono w pierwszej kolejności m.in. do gabinetu masażu i sklepu z butami. - W sprawie jest wiele niejasności. Jestem pewien, że pojawią się jeszcze rewelacje, które wstrząsną Polską - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Wenderlich, poseł SLD.
Po śmierci Blidy dzwoniono do sklepu z butami
"Gazeta Wyborcza" podała, że najwięcej połączeń wykonał Michał Cichy, naczelnik wydziału śledczego ABW w Katowicach - w sumie z jego telefonu wykonano ich 225 do 73 osób. Z kolei Grzegorz Ocieczek, wiceszef ABW dzwonił tego dnia - jak podaje "GW" - 123 razy. Po kilkadziesiąt połączeń do różnych osób mieli też inni funkcjonariusze, np. 50 połączeń wykonała porucznik Barbara P., która była najbliżej posłanki krótko przed jej śmiercią. Z informacji gazety wynika, że z telefonu funkcjonariuszki dzwoniono tuż po zdarzeniu m.in. do gabinetu masażu i sklepu obuwniczego.
Billingi, które zostały przekazane przez ABW członkom komisji śledczej zajmującej się wyjaśnianiem okoliczności śmierci posłanki, zaskoczyły posłów tym bardziej, że - jak pisze "GW" - ABW nie przekazała pełnej listy abonentów, z którymi w dniu śmierci Blidy kontaktowali się funkcjonariusze.
Jerzy Wenderlich (SLD) mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że powodem wykonywania tak wielu połączeń może być chęć zaciemnienia obrazu sytuacji i utrudnienia dotarcia do połączeń, które były w tej sprawie najważniejsze. Podobnego zdania są inni posłowie.
Janusz Zemke (SLD), były minister obrony narodowej, ocenia, że zachowanie ABW źle świadczy o profesjonalizmie tej instytucji. - W pierwszej kolejności należy zabezpieczyć jak największą ilość dowodów, dokonać profesjonalnych oględzin. Stało się jednak inaczej. Oględziny przeprowadzono dopiero po kilku godzinach, a do mieszkania wpuszczono kilkadziesiąt osób postronnych. Co gorsza, istnieją poszlaki, świadczące o tym, że niektóre dowody zostały zlikwidowane, np. kurtka funkcjonariuszki. Na tej, która została skierowania do oficjalnego badania, nie było śladów krwi. Więc pytam: jak to możliwe, że na kurtce osoby, która była blisko osoby, która się zastrzeliła, nie ma cząsteczek prochu? - zastanawia się poseł.
"Funkcjonariusze ABW są szkoleni do zacierania śladów w połączeniach"
Marek Wójcik członek komisji z ramienia PO przyznaje, że przekazane przez ABW dokumenty dot. liczby połączeń i miejsc, do których zostały wykonywane, od początku wydały mu się zaskakujące. - Gdy oglądałem bilingi od razu zwróciłem uwagę na gigantyczną ilość połączeń. Dotarłem do specjalistów od pracy służb specjalnych, którzy określili taką sytuację mianem kombinacji operacyjnej - działań mających na celu zatarcie śladów w połączeniach. Funkcjonariusze ABW są szkoleni do tego typu działań, więc wydaje mi się, że ta ilość połączeń nie jest przypadkowa. Zastanawiające jest również to, co się działo z aparatami telefonicznymi. Z zeznań funkcjonariuszy wynika bowiem, że wymieniali się telefonami, więc trudno będzie określić, kto do kogo i ile razy dzwonił - podkreśla poseł Wójcik.
"ABW nie wymyśliło tej akcji. Stali za nią polityczni mocodawcy"
Z kolei Jerzy Wenderlich uważa, że to nie koniec "rewelacji" w sprawie zagadkowej śmierci posłanki.
- Myślę, że światło dzienne ujrzą jeszcze fakty, które wstrząsną Polską. Wiem jedno, że ABW nie wymyśliło tej akcji. Stali za nią polityczni mocodawcy, którzy poniosą karę za swoje czyny. Docieramy powoli do udowodnienia tezy, że akcja ABW nie była szukaniem sprawiedliwości, ale zamachem na niewinną kobietę dokonanym przez ludzi o kamiennych sercach. Do dziś mam w uszach słowa Zbigniewa Ziobry, który dzwonił do Janusza Kaczmarka i krzyczał do słuchawki: "Janusz, co teraz będzie?!". To dowód na to, że Ziobro nie martwił się, że posłanka nie żyje, ale obawiał się wyłącznie o siebie. Powinien w końcu za to odpowiedzieć - akcentuje poseł. Wójcik zwraca też uwagę na sposób zabezpieczenia śladów w domu Blidów przez ABW. - To, że pozwolono funkcjonariuszom umyć ręce pozwala snuć różne hipotezy, co do sekwencji zdarzeń. Dziwi również fakt, że w trakcie reanimacji, jeden z funkcjonariuszy, który nie uczestniczył w ratowaniu posłanki, polecił Henrykowi Blidzie opuszczenie mieszkania, a sam w tym czasie zaczął
wykonywać połączenia. Trudno sobie wyobrazić, że w momencie reanimacji, były inne, nie cierpiące zwłoki, sprawy, które wymagały nagłego kontaktowania się z kimś przez telefon. Tym bardziej, że za formalne zabezpieczenie miejsca zdarzenia powinna odpowiadać policja, a nadzór nad nim powinien sprawować prokurator - podkreśla poseł.
Anna Zalewska (PiS), która również uczestniczy w pracach komisji śledczej, mówi, że ma "duży dystans do sprawy zachowania ABW". - Nerwowe telefony funkcjonariuszy są oczywistością w takiej sytuacji i mogą być usprawiedliwione. Nie chcę jednak wypowiadać się szerzej na ten temat, bo muszę się jeszcze raz przyjrzeć bilingom - mówi posłanka.
"To informacje niejawne, nie będę ich komentował
Natomiast Wojciech Szarama, poseł PiS, który również zasiada w komisji odmówił komentarza w tej sprawie, bo - jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską - informacje przekazane przez ABW są niejawne. - Dziwię się, że inni posłowie zabierają głos w tej sprawie. Od komentowania bilingów jest szef ABW - mówi Szarama.
Wcześniej "GW" cytowała wypowiedź rzecznik ABW płk Katarzyny Koniecpolskiej-Wróblewskiej, która stwierdziła, że Agencja nie ma informacji jakoby po śmierci posłanki na miejscu zdarzenia funkcjonariusze wymieniali się telefonami.
Poseł Wójcik nie kryje zaskoczenia tą wypowiedzią. - Sugeruję, aby ABW lepiej zaznajomiła się z zeznaniami swoich funkcjonariuszy - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską. Dodaje, że komisja, zanim sporządzi sprawozdanie, zamierza wystąpić zarówno do ABW, jak i do innych służb o dodatkowe dokumenty w tej sprawie.
Barbara Blida, była posłanka i była minister budownictwa, odebrała sobie życie 25 kwietnia 2007 r. podczas porannej rewizji w jej domu w Siemianowicach Śląskich. Kilka minut po tym, gdy grupa funkcjonariuszy ABW wpadła z nakazem przeszukania, z pozoru spokojnie zachowująca się kobieta, poprosiła o możliwość skorzystania z toalety. Chwilę później - według oficjalnej wersji ABW - padł strzał. Funkcjonariuszka, która pilnowała posłanki nie zdążyła zareagować. Od tego momentu pojawia się wiele niejasności związanych z okolicznościami śmierci Blidy. Rodzina zmarłej posłanki jest zdania, że do strzału mogło dojść w czasie szamotaniny z funkcjonariuszką. Ta z kolei tłumaczyła, że nie była w łazience w momencie strzału.
Czytaj więcej na ten temat: okoliczności śmierci posłanki.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska