Referendum ws. konstytucji. Prezydent nie chce się cofnąć, PiS sceptyczne
Do Senatu trafił w piątek wniosek prezydenta ws. referendum. Andrzej Duda chce, by odbyło się ono 10-11 listopada. Rzecznik PiS Beata Mazurek twierdzi, iż data jest problematyczna. Na tym polu tli się spór między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką.
– Projekt o zarządzeniu referendum, który zostanie złożony w Senacie, zawiera konkretną datę, 10 i 11 listopada 2018 r. Nie bierzemy pod uwagę możliwości, by referendum ws. konstytucji proponowane przez Pana Prezydenta miałoby odbyć się w innym terminie – mówi Wirtualnej Polsce prezydencki minister Paweł Mucha.
To właśnie wiceszef Kancelarii Prezydenta jest odpowiedzialny za wdrożenie w życie referendalnej idei. To on jeździł od wielu miesięcy po całej Polsce, przeprowadzając konsultacje z Polakami. To minister Mucha wreszcie spotykał się regularnie w tej sprawie z marszałkiem Stanisławem Karczewskim. I to jemu – oczywiście obok prezydenta – zależy najbardziej, by ten plan doprowadzić do końca. Zgodnie z założeniami.
Kancelaria Prezydenta: ani kroku w tył
Wiceszefa kancelarii głowy państwa zapytaliśmy o zdanie tuż po konferencji Beaty Mazurek w Sejmie. Rzeczniczka PiS stwierdziła, iż partia rządząca jest życzliwa wobec prezydenckiej idei. Ale wyraźnie zaznaczyła: – Termin referendum może uniemożliwić jego przeprowadzenie ze względu na wybory i święto 11 listopada.
Jak dodała Mazurek, PiS „ma obawy i wątpliwości podzielane przez Państwową Komisję Wyborczą, że termin referendum wskazany przez prezydenta może utrudnić przeprowadzenie go w sposób czytelny”. Mniej więcej tę samą formułkę powtarzają w kuluarach politycy partii rządzącej.
Z naszych informacji wynika, iż Pałac Prezydencki w tej sprawie „nie cofnie się ani o krok”. Sytuacja zresztą – jak wyraźnie podkreślają nasi rozmówcy z otoczenia głowy państwa – jest zerojedynkowa: albo Senat w całości przyjmie prezydencki wniosek zawierający datę 10-11 listopada, albo w całości go odrzuci. Izba Wyższa zagłosuje w tej sprawie 24 lub 25 lipca. Dlatego wszystko teraz w rękach senatorów.
"Referendum w przyszłym roku? Wykluczone"
Jakiś czas temu w PiS pojawiła się koncepcja – lansował ją marszałek Senatu Stanisław Karczewski (nie mógł z nami rozmawiać w piątek) – żeby referendum przeprowadzić z wyborami do Parlamentu Europejskiego wiosną przyszłego roku. Powód? M.in. zwiększenie frekwencji w tychże wyborach. A także - po prostu - odsunięcie referendum w czasie. Bo PiS jest ono dziś niepotrzebne. Jak odnosi się do tego minister Mucha? – To jest wykluczone. Wtedy trzeba byłoby zmienić ustawę i Kodeks wyborczy. Chcemy, by Polacy wypowiedzieli się w referendum w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości – mówi nam polityk.
Dystansowanie się PiS od tematu referendum – wyrażone m.in. wątpliwościami co do daty jego przeprowadzenia – jest elementem klasycznej gry politycznej wewnątrz obozu władzy. PiS – w razie fiaska referendum – nie chce brać za nie odpowiedzialności.
Politycy PiS nie ukrywają w nieoficjalnych rozmowach, że termin referendum ich "uwiera". – Pragmatycznie patrząc, dla nas to jest zupełnie niepotrzebne. Priorytetem są wybory samorządowe, a nie martwienie się organizacją referendum i tym, czy będzie ono sukcesem, czy fiaskiem – mówi nam poseł partii rządzącej.
Jak słyszymy, wybory samorządowe nie zostaną przeprowadzone 28 października (gdyby tak było, II tura wyborów faktycznie kolidowałaby z datą referendum). Najbardziej prawdopodobna data to 21 października – za nią optować ma Jarosław Kaczyński. O podobnym scenariuszu pisała niedawno "Rzeczpospolita".
Jeśli tak się stanie, to po martwym politycznie okresie wakacyjnym – jak zauważa portal lokalnapolityka.pl – pozostanie jedynie 7 tygodni na realną kampanię wyborczą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl