ŚwiatReferendum w sprawie ustąpienia Chaveza mało prawdopodobne

Referendum w sprawie ustąpienia Chaveza mało prawdopodobne

Opozycja wenezuelska, która przekazała Krajowej Komisji Wyborczej 120 skrzyń zawierających 3 miliony podpisów pod żądaniem przeprowadzenia referendum w sprawie ustąpienia prezydenta Hugo Chaveza, nie ma większych nadziei, ze dojdzie do takiego głosowania.

21.08.2003 21:35

Mimo że konstytucja przewiduje możliwość zorganizowania referendum, a poparcie dla niego deklaruje również Waszyngton, sam Krajowy Komitet Koordynacyjny, organ skupiający liderów opozycyjnych, wyraził w czwartek wątpliwość, czy komisja wyborcza uzna, że zostały spełnione konstytucyjne warunki przeprowadzenia takiego głosowania w celu obalenia Chaveza.

Miałoby ono zadecydować, czy Chavez, oskarżany przez prawicę wenezuelską i Waszyngton o populizm, powinien pozostać u władzy przez następne trzy lata, czyli do końca swojego mandatu.

Konstytucja wenezuelska dopuszcza ogłoszenie referendum po pierwszych trzech latach sześcioletniego mandatu prezydenckiego, które upłynęły w ubiegły wtorek. Warunkiem jest zebranie przez zwolenników referendum liczby podpisów, która przekroczyłaby 3.757.773 głosy, jakie Chavez uzyskał w wyborach z 30 lipca 2000 roku.

Sam Chavez oświadczył na konferencji prasowej w Buenos Aires, która zakończyła jego oficjalną podróż do Paragwaju, Urugwaju i Argentyny, że przy zbieraniu podpisów nie przestrzegano formalnych wymogów konstytucyjnych, co - jego zdaniem - wykaże weryfikacja podpisów.

Według Chaveza, zapis konstytucyjny dotyczący referendum wymaga, aby podpisy były "aktualne", tymczasem zebrane na zamówienie opozycji przez pewną prywatną firmę pochodzą z lutego tego roku.

Komitet Koordynacyjny opozycji podjął na początku roku próbę obalenia Chaveza, organizując dwumiesięczny strajk generalny w przemyśle naftowym i wielkie protestacyjne marsze uliczne.

Strajk sparaliżował częściowo gospodarkę Wenezueli, ale pomoc Brazylii (dostawy paliw płynnych) i niektórych innych krajów Ameryki Łacińskiej oraz poparcie wyrażające się w kontrdemonstracjach uboższych warstw ludności pozwoliły rządowi Chaveza przetrwać.

Gdy strajk zakończył się fiaskiem, rząd całkowicie wymienił kierownictwo państwowego koncernu naftowego i zwolnił z pracy połowę pracowników tej gałęzi przemysłu - większość z tych, którzy aktywnie uczestniczyli w strajku.

Prezydent Chavez, który powrócił ze swej podróży po Ameryce Łacińskiej, oświadczył po lądowaniu na lotnisku w Caracas, że nie udały się próby międzynarodowego izolowania Wenezueli.

Zapewnił, iż rządy Urugwaju, Paragwaju i Argentyny wyraziły zainteresowanie jego projektem stworzenia przeciwwagi lansowanego przez USA Porozumienia w sprawie Wolnego Handlu Ameryk (ALCA), które oznaczać będzie powstanie zdominowanego gospodarczo przez Amerykanów jedynego rynku od Alaski po Ziemię Ognistą.

Chavez nazwał swój niezbyt sprecyzowany projekt Boliwariańską Alternatywą Ameryki Łacińskiej, ALBA. Nazwa ma symboliczną wymowę, ALBA oznacza bowiem po hiszpańsku Świt.

We wspólnym "Manifeście z Buenos Aires", który podczas wizyty Chaveza w stolicy Argentyny podpisał on z nowym prezydentem tego kraju, Nestorem Kirchnerem, zawarta jest - po raz pierwszy w twego rodzaju oficjalnym dokumencie - otwarta krytyka "neoliberalizmu" Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego.

Źródło artykułu:PAP
wenezuelakonstytucjaopozycja
Zobacz także
Komentarze (0)